Jesteśmy świadkami historii, choć pewnie wielu z czytelników tego tekstu po prostu by tego nie chciało. Po brutalnej inwazji Rosji na Ukrainę, po zakończeniu tej wojny, nasz świat nie będzie już taki sam.
Jaki? Może pojawiła się jakaś nadzieja, że stanie się lepszy. Widzimy bowiem, że to, co się wydarzyło w ciągu kilku ostatnich dni, nieuchronnie prowadzi do upadku dyktatury Putina. Wcześniej (oby!) lub później. Świat widzi, do czego mogą doprowadzić autorytarne, pełne przemocy rządy. I może widoczne tu i ówdzie antydemokratyczne, populistyczne i autorytarne sympatie po ukraińskiej lekcji wymrą, lub przynajmniej zostaną ograniczone. A na polityków chcących iść w putinowskie ślady, szykujący się marny los rosyjskiego dyktatora może podziałać jak kubeł zimnej wody, który ostudzi zapatrzone w Moskwę rozpalone głowy.
Trzeba jednak przyznać, że to, co widzimy od tych paru dni, może zaskoczyć. W różnych wymiarach. Mamy do czynienia z wydarzeniami, które zaprzeczają dotychczas pojmowanej geopolityce, analizom potencjału militarnego czy prostej logice. Poniżej mój subiektywny wybór najbardziej zaskakujących wydarzeń, których świadkami byliśmy w ciągu kilkudziesięciu tragicznych godzin.
Przede wszystkim to, że do inwazji w takim kształcie w ogóle doszło. Oczywiście teraz możemy przypomnieć sobie setki sygnałów, które świadczyły o właśnie takim planie. Ale warto pamiętać, jak były traktowane chociażby informacje wywiadu USA ostrzegające, że inwazja nastąpi tego i tego dnia. Towarzyszyło temu przecież powszechne niedowierzanie. Niestety Amerykanie niewiele się pomylili. A taki kształt inwazji to największy błąd Putina (patrz punkt 2 i 3). Zaatakował klasycznie, otwarcie, w sposób jaki ludzkość zna od tysięcy wręcz lat. Tu nie było miejsca na niuanse, wojnę hybrydową, destrukcję nie najsilniejszego, niestety, ukraińskiego państwa od środka. Rosyjski dyktator wybrał najbardziej ryzykowny sposób i to się teraz na nim w różnoraki sposób mści – od trudności czysto wojskowych po zdecydowany i silny protest demokratycznego świata.
Oczywiście zasadne jest pytanie, po co w ogóle Putin chciał zawładnąć Ukrainą. Wydaje się, że chodzi wyłącznie o jedną rzecz, dosyć typową dla politycznych szaleńców: pokazanie siły i odbudowę imperium. Innych ewidentnych korzyści po prostu brak. Co więcej, na awanturze z Ukrainą wcale nie zależało społeczeństwu rosyjskiemu, a tym bardziej ukraińskiemu, które w żaden sposób nie kupiło moskiewskich opowieści o potrzebie „denazyfikacji” i obalenia legalnego rządu w Kijowie. Putin ze swoimi chorymi planami został sam, w towarzystwie wyłącznie tzw. kremlowskich elit.
Zaskoczenie nr 2 to skala nieprzygotowania putinowskich sił zbrojnych do inwazji. Ta wojna to miał być blitzkrieg. I z każdą godziną oporu ukraińskiego coraz bardziej wychodzi na jaw, że nie istniał żaden plan B. Wojska rosyjskie mają kłopoty wszelkiego rodzaju: sprzętowe, logistyczne, upadającego morale i najzwyklejsze problemy dowódcze, gdyż wydaje się, że napastnicy często po prostu nie wiedzą, co mają zrobić. Nie sposób oczywiście dociec, kto jest „winny” tej sytuacji – czy sam Putin, który wymusił na swoich wojskowych atak za wszelką cenę, czy jego otoczenie, które wmówiło dyktatorowi, że marsz na Kijów będzie spacerkiem dla ich potężnych sił zbrojnych.
Ofiary to oczywiście ukraińscy żołnierze i cywile. Ale trzeba też pamiętać o Rosjanach, tych chłopcach przed dwudziestką, którzy niewiele rozumieją z tego co się dzieje, nie mają w sobie żadnego poczucia nienawiści do Ukraińców i tak samo giną w wojnie wymyślonej przez władcę Kremla. A giną tysiącami. Śmierć bliskich jest zawsze identyczna, niezależnie, czy chodzi o żony i matki rosyjskie, czy ukraińskie.
I zaskoczenie nr 3. To reakcja świata zachodniego. Wykpiwanego zresztą przez samego Putina, jako rzekomo słabego i zblazowanego. Okazało się jednak, że istnieją granice, po przekroczeniu których reakcja Zachodu jest po prostu potężna. Wyszło na jaw, że świat demokratyczny potrafi bronić nie tylko swoich interesów, ale również wartości. Co więcej, ma do tego narzędzia – militarne i ekonomiczne. I jest w stanie ponieść tego koszty. Jedyną odpowiedzią Putina na zachodnie sankcje, oprócz militarnej, może być wyrzucenie wszelkich zachodnich firm z Rosji i nałożenie embarga na eksport surowców. Dla Zachodu oczywiście nie będzie to bezbolesne, ale również w żadnym razie nie będzie stymulowało jakiegoś upadku. Putin o tym wie, ewidentnie sam jest zaskoczony skalą sankcji i coraz bardziej się miota. Pod tym względem Rosji został już zadany pierwszy cios. Być może pójdą za nim kolejne, ku przestrodze wszelkim autokratom na świecie.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.