Inwazja na Ukrainę

Weszli, ale czy wyjdą?

Trwająca od czwartku wojna w Ukrainie jest nieprzejrzysta informacyjnie. Do zachodnich agencji prasowych dochodzą różne informacje, których w żaden sposób nie można zweryfikować. Wygląda jednak na to, że już po 3 dniach załamuje się morale rosyjskich żołnierzy.

Justyna Olszewska
Foto: Vasily Smirnov | Dreamstime.com

Powołując się na ukraiński portal Obozrevatel, serwis internetowy Radia Zet ogłosił kilka godzin temu, że w rosyjskim Biełgorodzie przy granicy z Ukrainą 5 tys. żołnierzy kontraktowych zbuntowało się przeciwko udziałowi w działaniach zbrojnych na Ukrainie. „W obwodzie biełgorodzkim, graniczącym z ukraińskim obwodem charkowskim, ługańskim i sumskim, wybuchł bunt wśród rosyjskich wojskowych'' - informuje serwis Obozrevatel.

Na ile są to wiarygodne informacje? Kto je może potwierdzić? Czy jest możliwe, że doszło do tak olbrzymiego buntu żołnierzy kontraktowych? Na te wszystkie pytania nie znamy na razie odpowiedzi. Można się jedynie domyślać, że chodzi o młodych ludzi, którzy podpisali kontrakty wojskowe jedynie z myślą o udziale w niedawnych manewrach wojsk rosyjskich i białoruskich. To są bardzo młodzi mężczyźni, którzy nie mieli pojęcia, że zostaną wysłani na prawdziwą wojnę na obcej ziemi. Zostali najzwyczajniej w świecie oszukani. To nie jest nawet powtórka sytuacji z sowieckiej inwazji na Afganistan w 1979 roku. Wtedy młodzi obywatele ZSRR wiedzieli gdzie i w jakim celu jadą.

Teraz to zupełnie inna skala oszustwa ze strony rosyjskiego ministerstwa obrony. Wzięci do niewoli rosyjscy jeńcy mówią, że zostali zaskoczeni. To chłopcy, którzy jeszcze pół roku temu siedzieli w ławkach szkolnych, chodzili na dyskoteki, a wojnę znali z gier komputerowych. Teraz ktoś do nich strzela, a wokół wybuchają pociski. Z informacji, jakie do nas docierają wynika, że często podczas konfrontacji z żołnierzami Ukraińskimi są przerażeni, natychmiast się załamują, często płaczą po wzięciu do niewoli. Nie mają żadnej motywacji ideologicznej. Nie wiedzą w zasadzie o co walczą i dlaczego ich wysłano do sąsiedniego kraju. Są często na skraju załamania nerwowego, zdając sobie sprawę, że mają do wyboru, albo nieposłuszeństwo i bardzo surowe konsekwencję, albo dezercję. Pozostaje jeszcze śmierć na polu bitwy - tylko, że ta ma sens, kiedy walczy się w obronie ojczyzny, a nie w haniebnym podboju sąsiedniego, bratniego i pokojowego państwa. Oni sobie coraz bardziej to uświadamiają.

Ich wyposażenie i mundury wskazują, że owa groźna Armia Federacji Rosyjskiej jest naprawdę ubogo wyposażona. Nie ulega wątpliwości, że rosyjskie siły pancerne wjechały w Ukrainę jak nóż w masło. Tylko że czołgi, transportery i wozy opancerzone w czasie walk miejskich są pułapką dla żołnierzy. W 1993 roku Somalijczycy udowodnili w Mogadiszu, że nawet tak elitarne oddziały armii Stanów Zjednoczonych jak Task Force Ranger, składające się z kompanii B z 3. Batalionu 75 Pułku Rangersów, kilku pododdziałów Delta Force i 10. Dywizji Górskiej i legendarnej 160th SOAR (Special Operations Aviation Regiment), nie poradziły sobie w warunkach bitwy miejskiej. Dla takich sił inwazyjnych jak te użyte obecnie przez Rosjan na Ukrainie, bitwy o miasto to najgorszy możliwy scenariusz. A przecież w inwazji na Ukrainę wcale nie biorą udziału jednostki elitarne. Niewielu jest tam doświadczonych weteranów. Dlaczego? Być może z obawy przed ich buntem. Być może z obawy dowództwa, że elita wojska ujrzałaby, jak bandycką jest decyzja Putina o ataku na Ukrainę. Wysłano więc ledwo przeszkoloną dzieciarnię lub fanatycznych Czeczeńców z sił Ramzana Kadyrowa, które zresztą Ukraińcy spektakularnie rozbili 7 godzin temu pod Hostomelem w obwodzie kijowskim. Podczas tych walk zginął nawet dowódca 141. pułku czeczeńskiej jednostki Gwardii Rosyjskiej Magomed Tuszajew. Po II wojnie światowej takich strat w 3 dni nie było nawet w Wietnamie. Dowodzą one, że coś w tej operacji rosyjskiej od samego początku szwankuje.

Wygląda na to, że siły rosyjskie wcale nie osiągnęły takich zdolności bojowych, jakimi straszono Zachód podczas ostatnich manewrów na Białorusi. To prawda, że wojska rosyjskie weszły głęboko w terytorium Ukrainy i że ostrzeliwują kluczowe miasta oraz zniszczyły wiele wojskowych baz. Tylko że  wejść, w ich wypadku, było stosunkowo łatwo. Pozostaje jednak pytanie, czy zdołają wyjść i wrócić do swoich domów, kiedy ich uderzenie powoli się załamie?


Przeczytaj też:

Wojnę rosyjsko-ukraińską wygrają Chiny!

Czy włodarze Kremla to głupcy? Czy naprawdę nie rozumieją, że zachodnie sankcje doprowadzą rosyjską gospodarkę do największego załamania w historii? Handel zagraniczny można zdywersyfikować na inne kierunki sprzedażowe, ale jak to zrobić w XXI wieku bez sprawnego systemu finansowego?

Wojna o Janusza i Halinkę

Po napadzie Rosji na Ukrainę tytuły światowych mediów oraz słowa wypowiadane przez europejskich polityków można sprowadzić do wspólnego mianownika: - Szok! W przekazie dominują frazy: nie spodziewaliśmy się, zaskoczenie i nie do wiary.

Rosyjska napaść na Ukrainę

A jednak wojna. Spełnia się najgorszy ze scenariuszy, który w pełnym wymiarze przywraca na świecie podział zimnowojenny. Rosja decyzją swojego przywódcy sama wyrzuca się na margines stosunków międzynarodowych.

A więc wojna. To początek końca Putina

Zginą tysiące Ukraińców, losem setek tysięcy będzie ucieczka, łzy i cierpienie. Jednak nie ma wątpliwości, że szaleniec z Kremla połamie sobie na Ukrainie zęby. Po czym marnie zginie z rąk Rosjan lub własnych elit.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę