Wschodnia dzicz zabrała wybitnych wodzów, przywódców, królów. Głowy na ołtarzu ojczyzny położyli Henryk Pobożny, Władysław Warneńczyk, Stanisław Żółkiewski... Polska jako ostatni kraj rzymsko-katolicki na wschodzie musiała chronić granic Europy przed najazdami muzułmańskich Tatarów i Turków, ale też przed chrześcijanami nie uznającymi rytu rzymskiego.
Tak naprawdę pojęcie przedmurza chrześcijaństwa służyło głównie polskiej racji stanu. Pozwalało uzyskać wsparcie finansowe i wojskowe oraz poparcie polityczne nie tylko do walki z Turcją, lecz również z Moskwą czy Szwecją. Argument ten stosowano od końca XV w. wobec Stolicy Apostolskiej i w rokowaniach z chrześcijańskimi sąsiadami.
Polska szlachta chciała odegrać szczególną rolę, krzewiąc chrześcijańskie idee. Szlachcic stawał w pozycji obrońcy wiary, wielbiciela Najświętszej Marii Panny, suwerenności chrześcijańskiej Europy, strzegł przed niebezpieczeństwem pogaństwa i innowierstwa. Wobec kontaktów z prawosławiem, protestantyzmem, islamem, szlachta uznała, że stoi na straży cywilizowanego świata. Efektem było pojawienie się ksenofobii, niechęci do obcych kultur, megalomanii, zaściankowości i konserwatyzmu.
Dziś Polska znowu staje się przedmurzem chrześcijaństwa. Na granicy polsko-białoruskiej w krzakach stoją hordy (kilkuset) dzikich muzułmanów, którzy stanowią zagrożenie dla naszej religii i cywilizacji, którzy, jak twierdzi Jarosław Kaczyński, premier do spraw bezpieczeństwa, niosą ze sobą liczne choroby.
Konfrontacja zaczęła się w czerwcu 2021 r. na Litwie i Łotwie. Tam nie wyszło, bo oni nie są przedmurzem, o które ma się rozbić nawała. Nie było tam rozgrywek politycznych, opozycja dogadała się z rządem, zaproszono Frontex i dziennikarzy. Wpuszczono uchodźców. Tym, którym azyl należał się, dano go. Pozostałych zapakowano do samolotów i odesłano do domu. Wówczas Łukaszenko postanowił sprawdzić, jak to jest w polsko-białoruskim lesie. Polski rząd zareagował tak, jak satrapa mógł się spodziewać. Rozdarł koszulę i rzucił się na progu. To była cała reakcja władzy. Na granicy pojawili się wolontariusze, dziennikarze, lekarze. Pojawiły się relacje z tego śmiesznego konfliktu, a rząd usnął z nosem w sondażach. Później zaczął generować fake newsy, dehumanizować, straszyć. Na granicy nie ma już dziennikarzy, którzy mogą weryfikować informacje.
Czas płynął. Naród zaczął słyszeć doniesienia o skandalicznym zachowaniu naszych służb i katastrofie humanitarnej na granicy. Sondaże się posypały. Teraz przyszła pora na konfrontację. Etap, który ma odbudować słupki. Czy tylko ja mam wrażenie, że konflikt na granicy jest skorelowany ze spadkami poparcia dla Zjednoczonej Prawicy?
Łukaszenko już wygrał. My stawiamy się w pozycji Chrystusa narodów, odrzucamy wsparcie Unii Europejskiej, a jednocześnie prezentujemy się jako kraj ludzi nieczułych. Świat zostanie poinformowany, że jesteśmy faszystami, którzy nie mają litości dla kobiet i dzieci. Nasz wizerunek otwartego europejskiego kraju sypie się i tylko to zerodowane przedmurze nam zostanie.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.