Od ćwierćwiecza Zachód, z niemałym udziałem Polski, grał z Mińskiem w hipokryzję. My udawaliśmy, że wierzymy Łukaszence, jak bardzo chce do Europy ale drogę blokuje mu Putin. W zamian, ku naszej uciesze, dyktator robił psikusy Moskwie, wyciągając zarazem ręce po unijne pieniądze.
Tyle, że jak się dziś okazuje Kreml i białoruski dyktator grali wspólnie znaczonymi kartami, natomiast Europa okazuje się bezradna. Unii grożą nie tylko uchodźcy ale także puste gazociągi oraz rosyjskie czołgi na wschodniej flance. Zabawa w dyplomację kończy się tak niefortunnie, bo była wejściem w układ z bandytami. Tymczasem Bruksela, Warszawa, ani żadna z sojuszniczych stolic nie pomyślały zawczasu o przygotowaniu pałki. Można powiedzieć więcej. Wyhodowaliśmy Putina i Łukaszenkę na własne życzenie.
Co byłoby, gdyby w 1525 r. Zygmunt Stary nie przyjął łaskoczącego królewskie ambicje hołdu, tylko pogonił Hohenzollernów do rodzinnej Brandenburgii, inkorporując Prusy? Jak wyglądałaby Europa, gdyby Józef Piłsudski zniszczył Niemcy w wojnie prewencyjnej tuż po dojściu Hitlera do władzy?
Takich pytań jest w naszej historii bez liku, bo tyleż było niewykorzystanych okien możliwości. Niestety, do dziś nie wyciągnęliśmy odpowiednich wniosków. Polskiej polityce zagranicznej nadal brakuje pragmatyzmu, stawiającego interes narodowy nie wyżej od Europy. Z tym, że nie w opozycji, tylko w poczuciu odpowiedzialności za dobro wspólne. Jak przystało na cywilizacyjny trigger.
Gra zespołowa to jedno. Natomiast jeśli chcemy kierować się mesjanizmem, a zwłaszcza prometeizmem jagiellońskiej misji kulturowej, to oczywiście mamy szanse powodzenia. Ale tylko wówczas gdy Wschód będzie nas szanował. A będzie szanował, gdy będzie się nas bał. Nie w sojuszu z partnerami, tylko Polski. W relacjach z Rosją i Białorusią, Unia i NATO powinny być wartością dodaną narodowego potencjału oraz instrumentem jego budowy. Wtedy zyskamy również prawdziwy szacunek w Berlinie, Paryżu i Waszyngtonie.
Wprost przeciwnie do nas Moskwa, bo to ona spuściła ze smyczy swojego białoruskiego klienta, wyciągnęła wnioski z historii. Po odruchu obrony prawosławnych braci z Bałkanów, który wciągnął imperium w samobójczą I wojnę światową, a tym bardziej po 70-leciu komunizmu, Putin wybrał inną formę zachowania mocarstwowości.
Postawił na skrajny pragmatyzm. Filarem międzynarodowej strategii są wyłącznie korzyści wyciągane przez Kreml, a te z kolei warunkuje totalne lekceważenie wszelkiej ideologii oraz cyniczne łamanie własnych zobowiązań. W myśl zasady, że cel uświęca środki.
Gra z takim kontrahentem nie jest sama w sobie zła, a nawet konieczna. Zawsze lepiej negocjować, puszczać oko, a nawet udawać zaufanie, niż strzelać. Tyle, że warto zawsze pamiętać, że jak się układa z bandytami, trzeba mieć gotowe pięści. Rozumie to Putin, który steruje zarządcą białoruskiej guberni zgodnie ze swoją maksymą: jeśli zanosi się na drakę, bij w mordę pierwszy. A tego białoruskiemu Papa Docowi na wylocie powtarzać nie trzeba.
Co powstrzymuje Polskę przed całkowitym zamknięciem granic z Białorusią? Taka metoda wstrzymująca europejski, rosyjski, a zwłaszcza chiński tranzyt towarowy pozostaje praktycznie jedyną metodą przemówienia do rozsądku zarówno Putinowi, jak i jego klientowi.
Tłumaczenia o chęci dalszego wspierania społeczeństwa obywatelskiego walczącego z dyktatorem nie są wiarygodne. Białoruski gułag XXI w. jest już faktem, a więc bardziej od Łukaszenki mieszkańców tego kraju odizolować już się nie da. Do informowania Białorusinów o rzeczywistości mamy telewizję Biełsat i wirtualną sieć. Realną, bezpośrednią pomoc w każdej postaci dyktator już zablokował.
Tak, nasi przewoźnicy i producenci poniosą okresowe straty, podobnie jak budżet z tytułu opłat transportowych. Jednak rząd, który chwali się nadwyżką 80 mld złotych stać na subsydia. Tymczasem przerwanie ruchu towarowego pobudzi do działania zarówno Kreml, jak i Brukselę. Nie skończy się także stałą zmianą marszrut przewozowych, ponieważ polska jest najkrótsza, najlepsza pod względem infrastruktury kolejowej i drogowej, a zatem najtańsza.
Szczególnie ważne jest potrząśniecie największymi partnerami handlowymi Moskwy w UE, a więc Berlinem, Paryżem i Rzymem. Szczególnie Niemcy hamują kroki odwetowe w obawie przed zamknięciem kurka z rosyjskim gazem. Tymczasem pragmatyczny interes Polski wymaga użycia broni atomowej, stawiającej przed faktem dokonanym zarówno agresorów, jak i ich ofiary.
Joe Biden nazwał Putina mordercą, co nie przeszkodziło obu panom uprzejmie podyskutować w Genewie. Zgodnie z bandycką logiką Putina i Łukaszenki, nasze zdecydowane działania tylko zwiększą tylko szacunek do Polski w Moskwie i Mińsku. Poważanie to warunek konieczny do rozpoczęcia poważnych negocjacji.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.