Gdy Antoni Macierewicz objął rządy w Ministerstwie Obrony Narodowej, w ciągu pierwszego roku stracił 48 ze 119 generałów. Takie straty nie zdarzają się nawet na wojnie. Jak w 2017 r. informował TVN24, za Macierewicza „w Sztabie Generalnym wymieniono 90% oficerów na stanowiskach dowódczych, a w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych – 82%”. Możemy spekulować, że zastąpiono ich mniej doświadczonymi oficerami. Dziś kontynuator jego myśli partyjnej, minister Mariusz Błaszczak, o czym informuje „Rzeczpospolita”, stracił dwóch najważniejszych generałów, szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmunda Andrzejczaka i Dowódcę Operacyjnego gen. Tomasza Piotrowskiego, a wszystko w czasie, gdy tuż za naszym progiem toczy się wojna. To podważa lansowaną przez PiS tezę o bezpiecznej jak nigdy Polsce. Działania naszych ministrów obrony muszą bardzo cieszyć Putina, który z radości tańczy kazaczoka i otwiera szampana.
Wydaje się, że ostatni kryzys rozpoczęły rakiety. Ta, która spadła w Przewodowie i ta, którą znalazł koń w lesie pod Bydgoszczą. To wówczas Błaszczak publicznie oskarżał generała Andrzejczaka o lekceważenie obowiązków. Były jeszcze podejrzane balony, które unosił wiatr znad Białorusi, jeden z nich doleciał aż do Szczecinka. W końcu naszą granicę naruszyły Białoruskie śmigłowce, które widzieli wszyscy prócz MON. Dziś, tydzień przed wyborami, decyzję o odejściu podjęli generałowie. Nie sądzę, aby tę decyzję podjęli pod wpływem impulsu, musieli nosić się z nią od jakiegoś czasu i świadczy ona o poważnym konflikcie między oficerami a Błaszczakiem. Jak sugeruje Marek Kozubal z „Rzeczpospolitej”, kroplą, która przepełniła czarę, jest wciąganie wojska w kampanię wyborczą i spory przy ewakuacji Polaków z Izraela. Wina za stratę generałów spada na kark Mariusza Błaszczaka – wiernego syna partii. Wojsko ma procedury związane z utratą oficerów i szybko zastąpi tych dwóch generałów kimś innym. Być może minister nie straci ich w ciągu tygodnia dzielącego nas od wyborów.