Sejm w czasie kończącej się kadencji uchwalił ponad sześćset ustaw. Wiele z nich jest wątpliwego sensu i jakości. Zabrakło czasu na kilka naprawdę istotnych.
Twórczość legislacyjna sejmowej większości bywała w ciągu ostatnich czterech tak fatalna, że czasem nawet sami rządzący szybko wycofywali się z różnych ustaw, choć sami je z wielkim przekonaniem uchwalali. Sztandarowy przykład to tzw. Polski Ład, czyli pakiet zmian w podatkach, wdrożony z początkiem 2022 roku. Przepisy te były tak złe, że nawet urzędnicy skarbowi nie bardzo wiedzieli, jakie mają pobierać zaliczki na podatek dochodowy. Po kilku miesiącach na szczęście część tego „ładu” trafiła do kosza.
Zjednoczona Prawica potrafiła przepychać ustawy w iście ekspresowym tempie. Tak było głównie z tymi aktami, które nie cierpiały zwłoki z czysto politycznych, doraźnych powodów. Tak było np. z ustawą pozwalającą na zniesienie opłat na autostradach czy z kolejnymi nowelizacjami przepisów o Sądzie Najwyższym. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że czasem legislacyjny ekspres był naprawdę potrzebny, np. w sprawie przepisów dotyczących ukraińskich uchodźców.
Zastanawiające tylko, dlaczego nie uchwalono wielu z projektów, na których rządzącym (w tym prezydentowi Andrzejowi Dudzie) zależało. Weźmy na przykład inicjatywę związana z sądami pokoju. W Sejmie pojawiło się kilka projektów, w tym prezydencki, wprowadzających tę instytucję. Sądy pokoju polegałyby na szybkich, odformalizowanych rozstrzygnięciach w drobnych sprawach. Jak twierdzą autorzy tych projektów oraz wielu innych prawników, byłoby to znakomite rozwiązanie np. dla sporów o drobne, kilkusetzłotowe sumy. Dziś procesy w takich sprawach blokują rozstrzygnięcia spraw naprawdę istotnych i niepotrzebnie obciążają system sądownictwa. Podobno Zbigniewowi Ziobrze i jego ministerialnej ekipie na niczym tak nie zależy, jak na sprawiedliwych sądach. A jednak projekt utknął w sejmowej komisji.
Oprócz pomysłu sędziów pokoju pojawił się projekt, też zresztą prezydencki, dotyczący zagrożenia wojną. Chodzi o projekt ustawy o działaniach organów władzy państwowej na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Andrzej Duda zgłosił go do Sejmu nazajutrz po święcie Wojska Polskiego. Uznał, słusznie zresztą, że pokazowa defilada nie zastąpi scenariuszy współpracy władz cywilnych i wojskowych w czasie wojny. A takie właśnie pojawiły się w tym projekcie. Doświadczeni generałowie przyznawali, że dziś, wobec konfliktu w Ukrainie, taka inicjatywa jest szczególnie cenna. I co? I nic. Posłowie nawet nie zaczęli nad nim prac.
Udało się za to przepchnąć przez Sejm ustawę zwaną „Lex Czarnek 3.0”. To ta, która ogranicza prawo organizowania w szkołach zajęć przez organizacje, które „promują seksualizację” dzieci. Pojęcie to nie zostało bliżej zdefiniowane, pozostawiając pole do jego szerokiej interpretacji przez dyrektorów szkół, kuratorów oświaty i samego ministra. Najwyraźniej obawy przez niewłaściwym wychowaniem dzieci okazały się silniejsze niż troska o bezpieczeństwo państwa.
Posłowie zdążyli jednak powołać komisję, która ma się zając badaniem rosyjskich wpływów na polską politykę. I to mimo wyraźnych sygnałów z kraju i zagranicy, że to twór urągający standardom państwa prawa. Sądy pokoju by takich standardów raczej nie łamały, ale cóż – polowanie na Tuska okazało się potrzebą chwili. Ważniejszą niż np. ustawa znosząca trzyletni limit czasowy na płacenie tzw. małego ZUS plus przez drobnych przedsiębiorców.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.