HiT, czyli Historia i Teraźniejszość, hitem raczej nie będzie. Pomysł resortu Przemysława Czarnka i samego ministra dotyczący nowego przedmiotu może nawet nie brzmiał źle: wprowadzenie do szkół większej porcji historii najnowszej i pożenienie jej z dotychczasową wiedzą o społeczeństwie. Realia wyglądają jednak znacznie gorzej. Przykład pierwszy z brzegu, mocno już zresztą komentowany: według podstaw programowych, uczniowie od początku przyszłego roku szkolnego szeroko zapoznawać się będą z dorobkiem Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego, natomiast chociażby taka postać, jak Lech Wałęsa w programie została wymieniona jeden raz.
To jasne, że cała trójka ma swoje niepodważalne miejsce w najnowszych dziejach Polski. Natomiast takie ustawienie proporcji spowodować może tylko bardzo przewidywalną i jedyną możliwą reakcję młodych ludzi – potraktują HiT nieufnie, jako ciało obce, próbę narzucenia jakiejś ideologii, znakomity obiekt do lekceważenia w ramach tak czy inaczej pojmowanej młodzieńczej kontestacji. Jestem przekonany, że przemycanie programowych dysproporcji, nie mówiąc już o jakichkolwiek ideologiach, w ramach tak wrażliwego projektu jak HiT musi się skończyć klęską.
Zwłaszcza że najnowszym eksperymentom dotyczącym programów szkolnych towarzyszy kilka przekonań mających rację bytu w szkole dziewiętnastowiecznej czy dwudziestowiecznej, natomiast – delikatnie mówiąc – mało aktualnych w dzisiejszej rzeczywistości. To przede wszystkim przeświadczenie o głównej roli szkoły, obok rodziny, w kształtowaniu postaw. Tak po prostu nie jest i to od wielu lat. I szkole i rodzicom, czy nam się to podoba czy nie, wyrósł arcyrywal w postaci internetu. A jego rola jeszcze wzmocniła się podczas pandemii i nauki zdalnej. To stanowi główne źródło postaw i pseudopostaw, wiedzy i pseudowiedzy, więzów i pseudowięzów rówieśniczych. Jaka jest odpowiedź szkoły? Budzący już w tej chwili heheszki licealistów HiT? Obawiam się, że to nie wystarczy, aby głównym autorytetem dla nastolatków przestał być smartfon.
Pytanie oczywiście, czy to w ogóle jest możliwe. Ale szkoła oddaje pole na wielu frontach. Dziewiętnastowieczny, pamięciowy model edukacji miał swoje zalety, ale dziś już nie porwie nawet tej bardziej ambitnej młodzieży. A tymczasem to on dominuje w polskiej szkole. Gdzie zatem szukać atrakcyjnie podanej, realnej wiedzy wspomagającej kształtowanie się współczesnych umiejętności? Znów: w internecie, w tej najlepszej części oferty sieci, a nie w szkole, w której takiej oferty często po prostu brak. I to się dzieje, wypychając szkoły na margines. A nowości programowe, próby budowy nowoczesnej edukacji w dużej mierze ograniczają się do pompowania takich przedsięwzięć jak HiT. Skutek? Szkoły staną się nużącą ciekawostką. Prawdziwa wiedza jest gdzie indziej.