Już niecały rok temu, kiedy pojawiały się kolejne założenia Ładu, stało się jasne, że cała reforma żadną reformą nie jest, służy – delikatnie mówiąc – finansowemu dopieszczeniu grup wyborców na których Prawo i Sprawiedliwość liczy najbardziej, czyli emerytów i najmniej zarabiających. Nie ma to wiele wspólnego na przykład z tak propagowanymi działaniami prorozwojowymi, a skala bałaganu, który zapanował po uruchomieniu Polskiego Ładu sprawiła, że nawet te grupy mogły poczuć spory niepokój.
Zastanawiające jest to, że rządzący przy konstruowaniu Ładu powtórzyli szkolny błąd sprzed zaledwie kilku lat, z czasów kiedy powstawała Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju. Poszli zbyt szeroko. Dziś SOR, program niezrealizowany i odesłany w niebyt przez ekipę premiera Morawieckiego, jest wspominany tylko jako mem. I trudno się dziwić: gdzie są te promy, superszybkie pociągi, elektryczne auta? Za to, gdyby skupić się na dwóch, trzech nośnych hasłach i przedsięwzięciach mających szansę na realizację, SOR mógłby być traktowany inaczej. A przynajmniej prawdopodobieństwo kompromitacji byłoby mniejsze.
Podobnie z Polskim Ładem. Przecież były w naszym systemie podatkowym elementy, które od lat czekały na zmianę i to zmianę potrzebną. Tylko kolejnym ekipom o rożnych barwach politycznych nie starczało - właśnie czego? Determinacji czy pieniędzy? Najlepszym przykładem tego typu zaniechania jest kwota wolna od podatku, której podwyższenie nie budziłoby żadnego sprzeciwu. Rząd mógłby spokojnie wybrać trzy-cztery elementy tego typu, wprowadzić je w prosty sposób, z fanfarami ogłosić sukces i zbierać wdzięczność wyborców. Ale nie: tak jak przy SOR, trzeba było pójść szeroko, łącznie z rozwiązaniami mieszkaniowymi i słynną ulgą na zabytki, czyli tak zwanym pałacykiem plus.
Mamy zatem chaotyczny pseudosystem, pełen dziur i najprawdopodobniej nienaprawialny. Co paradoksalnie ma swoje dobre strony. Po pierwsze dlatego, że jeżeli Polski Ład by zadziałał bez większych kłopotów, zostalibyśmy z nim na lata. Czyli zostalibyśmy z podwyżką podatków, główkowaniem jak się zmieścić w uldze dla klasy średniej, corocznymi dywagacjami jak mają się opodatkować mikroprzedsiębiorcy i tak dalej. To boli, ale jeszcze nie dyskwalifikuje systemu.
W pewnym sensie na szczęście Polski Ład jednak zdyskwalifikował się sam. Jest bublem, który należy wymienić. A taka wymiana w naturalny sposób tworzy szansę na poważną reformę podatkową w Polsce. Stworzenie systemu efektywnego, jak najbardziej przejrzystego, jak najbardziej sprawiedliwego i prorozwojowego. Najprawdopodobniej oczywiście nie przez obecną formację rządzącą. Przez jaką? Odważną, a to niestety w naszej polityce jest coraz większa rzadkość.