Polityka migracyjna wobec implozji demograficznej

Wraca czas Polski wielonarodowej

Nasz kraj potrzebuje rąk do pracy z zagranicy. To trwałe zjawisko, z którym po wyborach każdy rząd, jakich barw by nie miał, będzie musiał się zmierzyć. Winna jest m.in. fatalna sytuacja demograficzna.

Paweł Rochowicz
Foto: Artem Onoprienko, Yakobchuk | Dreamstime.com

O napływie Azjatów i Afrykanów do Polski w celach zarobkowych zrobiło się głośno przy okazji afery z wydawaniem wiz. Trudno się spodziewać, by opozycja przemilczała ten skandal. Jednak gdy już ucichnie wyborcza wrzawa, a wizową korupcją zajmą się – miejmy nadzieję – prokuratura i sądy, trzeba będzie na serio pomyśleć o problemie niedoboru pracowników w polskiej gospodarce. Bo to kwestia nie tylko polityczna, lecz również demograficzna oraz kulturowa.

Odchodzą boomerzy, młodych za mało

Pracodawcy od jakiegoś czasu alarmują: codziennie z polskiego rynku pracy ubywa kilkaset osób. I to nie tylko powodu wyjazdów Polaków za granicę za chlebem. Kluczowa jest demografia. Masowo odchodzą na emeryturę pracownicy urodzeni w czasie wyżu demograficznego lat 50. W owej dekadzie co roku rodziło się w Polsce ponad 700 tys. dzieci. Tymczasem pokolenie wchodzące na rynek pracy, urodzone na początku XXI wieku jest znacznie mniej liczne. Te roczniki liczą zaledwie 300-400 tys. ludzi i po prostu nie są w stanie zastąpić liczebnie pokolenia „boomerów”.

Jeszcze trochę liczb: w 2000 roku ludność Polski w wieku produkcyjnym (od 18 lat do wieku emerytalnego) wynosiła 23,3 mln, czyli tylko 61 proc. ogółu. To wcale nie był dobry wskaźnik. W ostatnich latach zrobiło się gorzej. Według danych za 2022 rok osób w wieku produkcyjnym mamy 21,2 mln, czyli już tylko 58,7 proc. ogółu. A przecież statystyki GUS obejmują osoby, które niby mieszkają w Polsce, ale tak naprawdę sezonowo czy na dłużej pracują za granicą.

Do niedawna lukę na rynku pracy w znacznej mierze wypełniali Ukraińcy. Wojna spowodowała, że teraz mężczyznom nie wolno z tego kraju wyjeżdżać. Wprawdzie na jakiś czas przyjechało do Polski ponad milion uchodźczyń z dziećmi, ale stopniowo wracają do kraju lub wyjeżdżają do innych krajów, najczęściej europejskich. W takiej sytuacji nieuchronnie będą coraz bardziej potrzebni pracownicy z Azji czy Afryki. Nawet gdyby ucichła wojna nad Dnieprem, nie ma gwarancji, że Ukraińcy wrócą na polski rynek. Będą mieli sporo pracy u siebie, choćby przy odbudowie kraju.

Już dziś wszędzie tam, gdzie niezbędna jest nisko wykwalifikowana i fizyczna siła robocza, obcokrajowcy stanowią znaczny odsetek, nawet do 50 proc. zatrudnionych. To m.in. branża metalurgiczna, budowlana, przetwórstwo mięsne czy gastronomia.

Jak szacuje ZUS, do 2027 roku, aby zapełnić lukę na rynku pracy, musielibyśmy ściągnąć prawie 1,5 mln pracowników z zagranicy, a do 2032 r. – 2,7 mln. A nasza demografia szybko się nie poprawi. W kolejnych latach odpływ pracowników na emeryturę będzie może nieco mniejszy, bo w latach 60. baby-boom osłabł, ale wciąż co roku przybywało ponad pół miliona Polaków. Jednak nie zastąpią ich w pełni roczniki z pierwszych dekad XXI wieku, bo nawet w najlepszym 2009 roku urodziło się tylko 418 tys. dzieci. W 2022 – zaledwie 305 tys.

Z Azjatami w jednym domu

Z tego wynika wielkie wyzwanie dla nowego rządu po wyborach, związane nie tylko z rozsądnym wydawaniem wiz. Nieuchronnie zakończył się bowiem czas, gdy Polska była krajem jednolitym narodowościowo. Zresztą sytuacja z czasów PRL, gdy 99 proc. obywateli było Polakami, była stworzona przemocą nieludzkich reżimów – przez Holocaust, zmiany granic i przymusowe przesiedlenia.

Teraz znów, jak przez cale stulecia naszej historii, będziemy krajem wielu języków i kultur. Ta różnorodność bywała – wybaczcie, czytelnicy, nieco patosu – źródłem naszego bogactwa i potęgi. Oczywiście tylko wtedy, gdy rządzący mądrze ją wykorzystywali. Bywało inaczej, gdy królowie, książęta czy premierzy tolerowali wzbudzanie niesnasek z różnymi mniejszościami.

Wyzwaniem dla władz na najbliższe lata będzie raczej to, by zapewnić polskim przedsiębiorcom powodzenie – między innymi dzięki zapewnieniu dopływu siły roboczej. Głupotą byłoby zamknąć kraj na cztery spusty.

Oczywiście powinno się to łączyć z mądrą polityką społeczną. Można by długo opisywać historyczne przykłady dobrych i złych relacji Polaków z Litwinami, Rusinami, Żydami czy Tatarami w ramach jednego państwa. Teraz chodzi o to, by raczej powtórzyć historię Tatarów, którzy – choć nieraz walczyli przeciw nam – osiedlili się w Polsce i stali się lojalną wobec polskich królów mniejszością narodową. Ich potomkowie do dziś mieszkają na Podlasiu. Nie warto natomiast wykorzystywać kryzysu zbożowego do rozbudzania niechęci wobec Ukraińców. Nikt na tym nie zyska.


Przeczytaj też:

Nie taki diabeł straszny, jak go malują

Wczorajszy dzień na światowych rynkach był pełen niepokoju, a to a sprawą najnowszych danych o inflacji w USA i reakcji na nią Systemu Rezerwy Federalnej, który ogłosił podwyżkę stóp procentowych o 0,75 punktów bazowych. Taką inflację Ameryka widziała ostatni raz 40 lat temu.

Czas uciekać z tonącego okrętu

Koalicja się sypie, choć jeszcze nie wszyscy to dostrzegają. Co jest tego przyczyną? Czy to sprawił dzisiejszy wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, czy może nadciągający koniec socjalnego eldorado, dziewięcioprocentowa inflacja i wszechobecna drożyzna?

Nie ufaj politykom! Ty zapłacisz za ich pomysły

Skoro naobiecywałeś w kampanii wyborczej cuda na kiju, to teraz musisz dotrzymać słowa. Ale żeby to zrobić, musisz znaleźć metodę, jak odebrać ludziom pieniądze, które potem wydasz na realizację swoich obietnic. To trywialnie prosta prawda, o której przekonał się kilka lat temu obiecujący liczne ...

Wysokie podatki generują biedę

Nieodżałowanej pamięci lady Margaret Thatcher mawiała: „Nie możesz osiągnąć stabilizacji w gospodarce, jeżeli nie tniesz podatków". Bieda rośnie tam, gdzie zwiększa się podatki na politykę socjalną państwa. Wystarczy porównać politykę fiskalną brytyjskich konserwatystów i amerykańskich lewaków.

Można być, kim się chce? W Polsce PiS nawet trzeba

Potrzeba matką wynalazków – to mądre przysłowie sprawdza się nie tylko w codziennym życiu, ale również na polu gospodarczym. Zaniepokojeni inflacją Polacy na gwałt szukają sposobów na zmianę branży.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę