Potrzeba matką wynalazków – to mądre przysłowie sprawdza się nie tylko w codziennym życiu, ale również na polu gospodarczym. Zaniepokojeni inflacją Polacy na gwałt szukają sposobów na zmianę branży.
Rzeczywistość, której tak bardzo obawiała się wykształcona i znająca zasady ekonomii część społeczeństwa, stała się faktem. Boleśnie przypomina nam o tym każda, nawet najkrótsza i najbardziej trywialna wizyta w osiedlowym spożywczaku. Ceny bezlitośnie szybują w górę, a polskie pensje – wbrew andronom głoszonym przez polityków obozu rządzącego – w zdecydowanej większości im nie zawtórowały. Jednym słowem – inflacja ma się w Polsce doskonale i niewiele wskazuje na to, aby w najbliższej przyszłości cokolwiek w tej kwestii się zmieniło.
Powagę sytuacji uwypukla fakt, że nawet Narodowy Bank Polski, który z reguły stara się nie epatować negatywnymi wiadomościami gospodarczymi, tym razem nie pozostawia złudzeń. Zgodnie z jego przewidywaniami, w 2022 roku inflacja utrzyma się na poziomie 10%, a niemal identycznie wzrost cen będzie kształtował się w 2023 roku. Uspokojenie ma nadejść dopiero w 2024 roku, gdy stopa inflacji wróci do akceptowalnego przez ogół społeczeństwa poziomu ok. 4%. Aby dopełnić obrazu tej nieciekawej sytuacji trzeba niestety dodać, że dane NBP to jedno, a dodatkowo eksperci z instytucji prywatnych przewidują jeszcze większe wzrosty, ponieważ – jak zgodnie podkreślają – w dotychczasowych prognozach nie uwzględniono niesamowicie istotnego czynnika, a mianowicie wojny i jej długotrwałych konsekwencji. A nie wątpmy w to, że takowe zaistnieją, i to bardzo poważne, nawet jeśli wojna nie przekroczy nigdy granic Ukrainy.
Presję związaną z inflacją odczuwają nie tylko szeregowi pracownicy, ale też pracodawcy, którzy świetnie rozumieją, iż to właśnie na nich w pierwszej kolejności spocznie błagalny wzrok przybitych podwyżkami cen ludzi. Nie zawsze przecież są oni w stanie podwyższyć wynagrodzenia adekwatnie do wzrostu kosztów życia. Często nie wynika to także wcale z ich złej woli czy skąpstwa, lecz im samym po prostu brakuje na to środków. Nie zapominajmy, że wszak wzrost cen energii czy niektóre rozwiązania Polskiego Ładu rzucają kłody pod nogi wielu firmom. W rezultacie pracodawcy tracą cennych pracowników, którzy w obliczu odmowy udzielenia podwyżki postanawiają poszukać innej pracy. Na ten radykalny i zmieniający życie krok decydują się nie tylko młodzi i najlepiej wykształceni obywatele, którym dotychczas lawirowanie pomiędzy różnymi ofertami pracy przychodziło najłatwiej. Dramatyczna sytuacja na rynku wymusza niestety taką aktywność również od jednostek będących w najsłabszej pozycji, a więc od starszych, nisko wykształconych ludzi, którzy do niedawna zapewne łudzili się, iż uda im się spokojnie doczekać do bliskiej emerytury bez większych rewolucji w życiu zawodowym.
Z pewnością jednak specjaliści wysokiej klasy mają nawet w dobie kryzysu nieporównywalnie wyższą pozycję negocjacyjną. Od lat obserwujemy jednak pewien trend. Gdy na rynku pracy zaczynają się dziać nieco mniej przewidywalne sytuacje, to pracownicy (szczególnie ci, którzy osiągnęli finansowy sufit na obecnie zajmowanym stanowisku) inwestują w siebie poprzez kursy, które mają doprowadzić ich do przebranżowienia. W ostatnich latach zjawisko to rozkwitło szczególnie w momencie wybuchu pandemii, gdy wiele miejsc pracy zostało zamrożonych.
Wówczas w grupie najbardziej dotkniętych problemami na rynku pracy znaleźli się przede wszystkim młodzi ludzie, którzy pracowali w branży gastronomicznej, kulturalnej, turystycznej czy też na stanowiskach biurowych, które były wygaszane. I chociaż brak stabilności ekonomicznej i finansowej, przekładający się bezpośrednio na ogólne poczucie bezpieczeństwa, nie jest dobry dla absolutnie nikogo, to właśnie osobom z tej grupy było stosunkowo najłatwiej dokonywać zmian w życiu zawodowym. Cechująca je przeważnie elastyczność i mobilność nie bez kozery są szczególnie cenionymi przez pracodawców zaletami. Nie jest też przecież tajemnicą, że wraz z wiekiem wrastają trudności adaptacyjne do nowych okoliczności oraz maleje skłonność i chęć podejmowania ryzyka.
Obecnie sytuacja jest jeszcze trudniejsza, ale i w niej można – co prawda, lekko na siłę – dopatrywać się aspektów pozytywnych. Konieczność walki ze skutkami inflacji może stanowić skuteczny bodziec do zmian dla ludzi dotkniętych wypaleniem zawodowym, którzy już dawno nosili się z zamiarem dokonania ich w tej sferze życia, ale dotychczas zwyczajnie brakowało im do tego sił oraz motywacji. Wypalenie zawodowe jest bowiem wysoce niebezpiecznym dla zdrowia psychicznego zjawiskiem, którego w żadnej mierze nie należy lekceważyć i które powinno być traktowane w pełni poważnie. Ignorowane latami, może przekształcić się w ciężką i trudną do wyleczenia depresję.
A jak w tej już i tak więcej niż wystarczająco skomplikowanej sytuacji odnajdą się uchodźcy z Ukrainy, których wielu wykazuje wyraźne zainteresowanie podjęciem w Polsce stałej pracy? Nie ma przy tym znaczenia, że większość z nich to kobiety i dzieci. Ukraińskie kobiety w przeciągu ostatnich tygodni dostatecznie udowodniły, że ani bronić swojej ojczyzny, ani tym bardziej żadnej pracy się nie boją. Warto tu zaznaczyć, że chociaż Polska stara się wyjść ich oczekiwaniom naprzeciw i umożliwić pracę w wyuczonym zawodzie, to one same są gotowe podejmować nowe wyzwania i zatrudniać się w zupełnie nowym dla nich charakterze. Dużym zainteresowaniem uchodźców cieszy się już teraz branża IT. Niewykluczone, że napływ ukraińskich kobiet to także szansa dla domów opieki oraz szpitali, zwłaszcza oddziałów geriatrycznych. Związek stowarzyszeń „Koalicja na pomoc niesamodzielnym” alarmuje, że nie tylko w domach opieki społecznej, ale i w miejscu zamieszkania osoby niesamodzielnej problemem jest często brak rąk do pracy. Rozwiązanie mogłoby stanowić zatrudnienie tam osób zza wschodniej granicy. Wielu z nich pracowało już z polskimi seniorami na długo przed lutym 2022 roku, otaczając ich prawdziwie ciepłą, troskliwą, staranną i empatyczną opieką. A ta ostatnia, czyli EMPATIA, jest w warunkach wojny i kryzysu gospodarczego nie tylko nadrzędną, nie do przecenienia wartością, ale i powinna być powszechną – wykazywaną zarówno przez pracowników, pracodawców, polityków, Polaków, Ukraińców, jak i przez każdego, komu dobro wspólne leży na sercu.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.