Podatki: doświadczenia brytyjskie i amerykańskie

Wysokie podatki generują biedę

Nieodżałowanej pamięci lady Margaret Thatcher mawiała: „Nie możesz osiągnąć stabilizacji w gospodarce, jeżeli nie tniesz podatków". Bieda rośnie tam, gdzie zwiększa się podatki na politykę socjalną państwa. Wystarczy porównać politykę fiskalną brytyjskich konserwatystów i amerykańskich lewaków.

Paweł Łepkowski
Foto: White House Photo Office, Public domain, Wikimedia Commons

W dniu, kiedy Margaret Tatcher obejmowała swój urząd na 10 Downing Street, obywatele brytyjscy zarabiający ponad 24 tys. funtów płacili podatek dochodowy w wysokości 83 proc. Już w pierwszym roku swoich rządów (1979 r.) pani premier zmniejszyła tę stawkę do 60 proc. W 1988 r. podatek ten spadł do 30 proc. Podobnie było z podstawową stawką podatku dochodowego, która została zmniejszona z 33 w 1979 r. do 25 proc. w roku 1988. Jaki był tego efekt? W ciągu zaledwie 11 lat lady Thatcher zmieniła oblicze swojej ojczyzny z zapyziałego i zadłużonego po uszy przez lewicowych populistów postimperialnego zaścianka Europy w prężne i nowoczesne mocarstwo gospodarcze i militarne. W ciągu 11 lat obniżyła bezrobocie z 12 do ok. 4 proc., zdusiła inflację z 22 do 3 proc., a udział wydatków publicznych z budżetu państwa zmniejszyła z 48 do 38 proc. Wspólnym mianownikiem wszystkich tych sukcesów była radykalna obniżka stawek podatku dochodowego, prywatyzacja państwowych molochów i rozgonienie darmozjadów skupionych w tzw. związkach zawodowych.

Przepis na kryzys

Dokładnym przeciwieństwem postępowania Margaret Tatcher była polityka ekonomiczna rządu Baracka Obamy, którego lewicowe media stawiają za wzór nowoczesnego przywódcy. Tymczasem Obama niczym średniowieczny cyrulik leczył pacjenta chorego na anemię, upuszczając mu krew. 1 stycznia 2013 r. zaczęło obowiązywać w Ameryce siedem nowych progów podatku dochodowego – od 10 proc. za roczny dochód do 8925 dolarów aż do 39,6 proc. za dochód powyżej 400 tys. dolarów.

Rok wcześniej w USA obowiązywało sześć progów podatkowych, z czego ostatni wynosił 35 proc. i dotyczył indywidualnych oraz małżeńskich dochodów powyżej 388 tys. dolarów. Jak widać, cała koncepcja realizacji obietnic wyborczych 44. prezydenta USA polegała na prostym rozwiązaniu: okraść ludzi odpowiedzialnych i rozdać nieodpowiedzialnym. Podobno kilka wieków wcześniej wpadł na ten pomysł pewien bandzior z Sherwood. Ale to nieprawda. Ten bandycki mechanizm wymyślili już Fenicjanie.

Znamienne, że Obama podniósł podatki w setną rocznicę ustanowienia przez rząd federalny łamiącego konstytucyjną Kartę praw obywatelskich podatku dochodowego. Do 1913 r. obowiązywało w USA siedem progów podatkowych: od 1 do 7 proc. Najwyższą stawkę płaciła jedynie niewielka grupa obywateli cieszących się rocznym dochodem w wysokości ponad pół miliona dolarów, co odpowiada wartości 12 mln dolarów z 2013 r. Zaledwie cztery lata po wprowadzeniu tej rabunkowej daniny rząd Thomasa Woodrowa Wilsona, tłumacząc się wydatkami wojennymi, przeforsował na Kapitolu podatek dochodowy o 21 progach, od najniższego, zaledwie 2-proc., do najwyższego w wysokości 67 proc. Ale i w tym wypadku ten najwyższy dotyczył bardzo wąskiej grupy osób zarabiających rocznie powyżej 2 mln dolarów, czyli równowartość obecnych 40 mln.

Warto przy okazji wspomnieć, że prawdziwą katorgę przeżyli amerykańscy przedsiębiorcy pod rządami Franklina D. Roosevelta, którego Nowy Ład uznaje się dzisiaj za wzór walki z recesją. Od 1932 do 1944 r. najwyższa stawka podatku dochodowego urosła z 63 do 91 proc. W 1944 i 1946 r. w portfelu przedsiębiorcy, który uzyskał dochód w wysokości 200 tys. dolarów, po zapłaceniu podatku pozostawało zaledwie 18 tys. dolarów. Czy w takich warunkach opłacało się w ogóle prowadzić działalność gospodarczą?


Przeczytaj też:

Amerykański skręt w lewo

Czy Ameryka jest fiskalnym rajem, jak twierdzą niektórzy politycy w Polsce? Czy nadal można wierzyć w słowa wygłoszone w 1865 roku przez dziennikarza Horacego Greeleya z redakcji New York Daily Tribune: „Waszyngton nie jest miejscem do życia. Czynsze są wysokie, jedzenie kiepskie, kurz obrzydliwy...

Krajowy plan opodatkowania wszystkiego

Na oficjalnej stronie rządu polskiego możemy przeczytać: „Krajowy Plan Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO) to program, który składa się z 54 inwestycji i 48 reform. Wzmocni polską gospodarkę oraz sprawi, że będzie ona łatwiej znosić wszelkie kryzysy”. Czyżby? Mam co do tego duże wątpliwości.

Dwieście stron kolejnych komplikacji

Polski Ład to mnóstwo ukrytych pułapek na przedsiębiorców i dalsze komplikowanie systemu podatkowego. Nie tędy prowadzi droga do ożywienia gospodarki.

Nie ufaj politykom! Ty zapłacisz za ich pomysły

Skoro naobiecywałeś w kampanii wyborczej cuda na kiju, to teraz musisz dotrzymać słowa. Ale żeby to zrobić, musisz znaleźć metodę, jak odebrać ludziom pieniądze, które potem wydasz na realizację swoich obietnic. To trywialnie prosta prawda, o której przekonał się kilka lat temu obiecujący liczne ...

Progresja podatkowa wcale nie tak popularna

Rozwiązania podatkowe które zapowiada Polski Ład mają wzmocnić progresję podatkową. Tymczasem z jednego z badań wynika, że w Polsce jedynie 39% osób uważa taki system za właściwy.

Katastrofa Polskiego Ładu to szansa na poważną reformę podatków

Autodymisja ministra finansów Tadeusza Kościńskiego tylko pieczętuje klęskę Polskiego Ładu. Okazał się on największym bublem trzydziestolecia polskiej transformacji, a wszelkie kłopoty jakie towarzyszyły wsześniejszym dużym reformom, wprowadzeniu PIT czy zmianom emerytalnym to bułka z masłem w po...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę