Ogłoszony z wielkim hukiem i promowany za niemałe pieniądze z kieszeni podatników Polski Ład, który zawiera w sobie plan przebudowy systemu PIT. Nie wnikając w szczegóły rozwiązania te sprowadzają się do – jak twierdzą rządzący – odejścia od systemu podatku degresywnego (im wyższe dochody tym niższe obciążenia) na rzecz zwiększenia progresji (im większy dochód tym wyższe procentowo jego obciążenie podatkiem). Chodzi zatem o to by zabrać bogatszym i dać więcej biedniejszym. Przy czym jak się okazuje, wystarczy zarabiać 10 tys. zł miesięcznie by zostać uznanym za bogacza.
Taka postawa po stronie polityków nie może dziwić. Im więcej naszych pieniędzy trafia na konta fiskusa, tym więcej pieniędzy mogą wydać politycy. A wydatki te jak wiemy, nie zawsze mają rozsądne uzasadnienie.
Ciągłe opowiadanie o zbyt małej progresji i mitycznych bogaczach, którzy płaca zbyt małe podatki to już stały repertuar politycznych wystąpień na temat podatków. Nie do końca zresztą prawdziwy. Nie dość bowiem tego, że traci on socjalistyczną urawniłowką, w myśl której wszyscy powinni mieć tyle samo, więc jak ktoś ma więcej to mu to więcej trzeba zabrać, to jeszcze uderza w osoby najlepiej wykształcone i najbardziej aktywne zawodowo.
Przy całej tej propagandowej papce zapomina się przy tym, że jest istotna różnica pomiędzy „bogatsi” mają płacić więcej, a tym czy mają oddawać większą część swoich dochodów. Szczególnie, że osoby naprawdę dobrze zarabiające już dziś płaca przecież dodatkową daninę, czyli podatek solidarnościowy, który wynosi dodatkowe 4% dochodu od nadwyżki ponad 1 mln zł rocznego dochodu.
Co w tym kontekście bardzo dziwne niemal niezauważone przeszły natomiast wyniki przeprowadzonego pod koniec kwietnia przez firmę Research Partner na panelu Ariadna badanie opinii Polaków dotyczącej systemu podatkowego w Polsce. Z badania wynika, że prawie 40% respondentów chciałoby, aby w Polsce obowiązywał podatek liniowy i każdy podatnik odprowadzał do budżetu taki sam procent od dochodów. 35% ankietowanych popiera obecny system z podatkiem progresywnym i uważa, że zarabiający więcej powinni płacić procentowo większe podatki. Żeby było ciekawiej kolejne 8% badanych uznało, że najlepszy byłby podatek ryczałtowy, czyli podatek, w którym każdy płaci taką samą kwotę niezależnie od wysokości dochodu. W sumie daje to 48% pytanych. Badanie zostało przeprowadzone na ogólnopolskiej próbie 1109 osób w wieku 18+, dobranej według reprezentacji w populacji Polaków dla płci, wieku i wielkości miejscowości zamieszkania. Jest zatem w miarę miarodajne.
Chętnie natomiast cytowane były kolejne sondaże prowadzone już po ogłoszeniu Polskiego ładu, gdzie na pytanie czy bogaci powinni płacić więcej, Polacy w ponad połowie odpowiadali, że tak. Kłopot jednak w tym, że po pierwsze najwięcej zwolenników rozwiązanie to ma – jak wynika z danych sondażowych - wśród osób najstarszych i najgorzej wykształconych. Po drugie, to że osoba bogatsza ma płacić więcej jest logiczne. Tyle, że przy stawce liniowej też płaci więcej. Przykładowe 19% z 50 tys. zł to przecież połowa 19% zapłaconych od 100 tys. rocznego dochodu. Z tej perspektywy pytanie o to, czy ktoś jest zwolennikiem podatku liniowego, czy progresji było dużo bardziej właściwe, niż pytanie o to czy tzw. bogaci, mają płacić więcej, czy mniej.
Warto też pamiętać, że już dziś jest tak, że – zgodnie z danymi publikowanymi przez polskie Ministerstwo Finansów – wynika, że rzeczywista stopa opodatkowania dla podatników płacących podatek w pierwszym przedziale skali to nie ustawowe 17%, ale 7,34%, zaś w drugim przedziale skali to 15,07% (przy stawce ustawowej 32%). Dla podatników liniowego PIT (ustawowe 19%) rzeczywista stawka to 17,3%. Nie wolno też zapominać, że dziś w wyniku różnego rodzaju ulg, w tym m.in. ulgi na dzieci, część podatników nie tylko nie płaci żadnego podatku, ale dodatkowo dostaje dopłatę z budżetu. W rozliczeniu za 2019 rok było blisko 1,4 mln podatników, którzy wykazali za mało podatku, aby odliczyć całą ulgę na dzieci (brakująca kwota jest zwracana z podatków innych podatników).