„Obniżka wchodzi od dziś” – tak Jacek Sasin zakończył swojego tweeta z 14 stycznia, dotyczącego „zlecenia” PGNiG działań, które doprowadzą do obniżki o jedną czwartą cen gazu dla odbiorców biznesowych.
Można się zastanawiać, dlaczego minister aktywów państwowych zażądał redukcji cen akurat o jedną czwartą, a nie o jedną trzecią lub nawet o połowę. Uzasadnienia ze strony resortu brak.
Nad decyzją ministra można by pochylić się z jeszcze większą dawką sarkazmu, gdyby sprawa nie była poważna. Nie sposób oczywiście lekceważyć potężnych kłopotów, w które wpadł biznes, zwłaszcza ten drobniejszy, z powodu szaleństwa na rynku gazu. Ale w tej grze istotną rolę odgrywa jeszcze ktoś, kto ogłoszoną bez żadnego trybu decyzją ministra mógł być zaskoczony i zbulwersowany: inwestorzy.
PGNiG jest spółką giełdową, więc wydawałoby się, że sprawa dotyczy przede wszystkim inwestorów na rynku kapitałowym, którym decyzja mająca tak zasadniczy wpływ na finanse spółki mogła się nie spodobać i nie spodobała się, co widać po kursie akcji. Trzeba też pamiętać, że na giełdzie funkcjonują dziesiątki funduszy obracających oszczędnościami Polaków, w tym emerytalnymi. Ci ludzie dzięki decyzji ministra, delikatnie mówiąc, swoich oszczędności nie pomnożyli.
Jednak sprawa daleko wykracza poza warszawską giełdę. Nie można powiedzieć, że Sasin nie miał prawa do podjęcia takiej dyskusji, przecież jego resort ma decydujący wpływ na to, co się dzieje w spółkach skarbu państwa. Nie można zaprzeczyć, że setki biznesów jest zagrożonych z powodu cen gazu i w taki czy inny sposób należy im pomóc. Ale minister aktywów wybrał jedną z najgorszych możliwych dróg: quasi-administracyjnego zarządzenia wprowadzanego z zaskoczenia, z dnia na dzień, przypominającego praktyki z najgorszych okresów PRL. I jeżeli z taką swobodą są podejmowane decyzje dotyczące gazu, to od razu rodzi się pytanie, czy nie mogą dotyczyć także innych dziedzin. Inwestorzy, przedsiębiorcy, wszystko jedno czy rodzimi, czy zagraniczni, takie pytanie po prostu zadawać sobie muszą. Mamy do czynienia z nasileniem bardzo groźnej logiki w stylu: jeżeli coś jest zbyt drogie, administracyjnie obniżmy ceny. Podetnijmy skrzydła różnym branżom ze względu na tak czy inaczej pojmowany interes społeczny. Albo wykluczmy z rynku tych, którzy po prostu nam się nie podobają.
Precedensy za rządów Dobrej Zmiany już były. Najsłynniejszy przykład z ostatnich miesięcy to oczywiście Lex TVN. Ale wcześniej brutalnie skasowano przy pomocy ustawy odległościowej prawie wszystkie plany inwestycyjne w branży wiatrowej. Poprzez zamknięcie sklepów w niedziele zmieniono reguły gry dotyczące funkcjonowania handlu. Wylano dziecko z kąpielą, czyli bardzo ograniczono możliwość działalności także tym uczciwym, zaostrzając przepisy antylichwiarskie. Swoje dołożył Polski Ład jako kolejny przykład zmiany reguł gry, tym razem tych podatkowych.
Przedsiębiorcy, inwestorzy dostrzegają to wszystko. I jak przyznają na przykład przedstawiciele instytucji wspomagających inwestycje zagraniczne w Polsce, zagraniczny biznes zadaje coraz więcej trudnych pytań. Sprowadzają się one do dylematu, czy warto wydawać pieniądze w kraju, gdzie z dnia na dzień mogą znacząco zmienić się warunki funkcjonowania biznesu – w drodze przepychanej w pośpiechu ustawy czy niechlujnego rozporządzenia. Jeszcze te pieniądze do nas płyną, choć poziom inwestycji podmiotów prywatnych za rządów PiS jest bardzo niski. I trudno mieć nadzieję, że się podwyższy, gdy przedsiębiorcy mają przed oczami takie posunięcia władzy jak tweet ministra Sasina.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.