Od dawna opozycja grzmi, że podział środków dla regionów w nowej perspektywie unijnej jest nietransparentny. Niepokój posłów budzi już sam brak klarowności zasad, na jakich będzie wypłacana rezerwa programowa. Nie mogąc tolerować braku informacji w tak kluczowej sprawie, zdecydowali się złożyć wniosek o ujawnienie danych na temat unijnych funduszy dla regionów na lata 2021-2027. W odpowiedzi na tę inicjatywę zwołano posiedzenie połączonych komisji Finansów Publicznych oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.
Podczas spotkania wnioskodawcy podnosili kwestie niejasności kryteriów podziałów środków, niepewności otrzymania przez Polskę środków z Funduszy Sprawiedliwej Transformacji (zależy to od tego, czy nasz kraj zadeklaruje przyjęcie przez Ministerstwo Środowiska celu osiągnięcia do 2050 r. neutralności klimatycznej) oraz przeznaczenia 25% rezerwy programowej zatrzymanej ‘’do dyspozycji rządu na tzw. negocjacje programu”. Prosili oni również o podanie algorytmu, zgodnie z którym rozdysponowywane będą przedmiotowe środki.
Polakom zależy też bardzo na poznaniu harmonogramu prac związanych z przyjęciem Umowy Partnerstwa i przekazaniem jej do Komisji Europejskiej. Umowa Partnerstwa (dokument określający, na co konkretnie zostaną przeznaczone fundusze europejskie w latach 2021-2027), przewiduje podział środków na przyszłe programy operacyjne: krajowe i regionalne. Umowa Partnerstwa jest ponadto aktem określającym kierunki interwencji w latach 2021-2027 trzech polityk unijnych w Polsce – Polityki Spójności, Wspólnej Polityki Rolnej i Wspólnej Polityki Rybołówstwa. Jak precyzują specjaliści, Umowa Partnerstwa zakłada podział środków na regiony w oparciu o metodę berlińską, która wyczerpuje 75 % alokacji na regiony. Ponadto eksperci zwracają uwagę, że środki na programy regionalne nie mają w zasadzie żadnej uznaniowości. Zamyka to drogę do efektywnego wsparcia szczególnie potrzebujących obszarów, gdyż osoby oraz organy świadome ich problemów nie będą miały narzędzia do uzyskania pomocy.
Obawy opozycjonistów jak zwykle lekceważą posłowie partii rządzącej. I chociaż wyjątkowo otwarcie przyznają, iż rzeczywiście istnieją znaczne różnice w ilości środków przeznaczanych na poszczególne regiony w porównaniu z poprzednią perspektywą, to ich zdaniem "nie wynikają one z dowolnej manipulacji", ale ze wzrostu PKB na mieszkańca w tych regionach. Nie omieszkają przy tym solennie zapewnić, że ich ambicją jest dążenie do wyrównania tego poziomu pomiędzy województwami bez względu na jakiekolwiek inne okoliczności.
Trudno jednak podchodzić do takich deklaracji bezkrytycznie. I nawet jeśli przyjąć za dobrą monetę zapewnienia partii rządzącej o jej dążeniach do sprawiedliwego rozdysponowania środków, to brak klarownego algorytmu nie przestaje budzić niepokoju, gdyż zwyczajnie uniemożliwia on jakąkolwiek kontrolę zewnętrzną. Co prawda według zapewnień, algorytm oparto na obiektywnych kryteriach, m.in. na liczbie mieszkańców i wysokości PKB na mieszkańca. Warto jednak zwrócić uwagę, że nie były to jedyne przesłanki decydujące o wielkości przyznanej pomocy, a do końca nie wiadomo, jakie jeszcze kryteria będą dodatkowo odgrywały w tym rolę.
Taki sposób podziału środków budzi poważne obawy i uzasadnione podejrzenia, iż największymi beneficjentami pomocy będą województwa kluczowe z punktu widzenia interesów partii rządzącej. A ponieważ nie stanowi tajemnicy, iż województwa darzące szczególną estymą partię rządzącą są województwami zdecydowanie nie należącymi do grupy najbogatszych i najbardziej rozwiniętych, to politycy PiS otrzymują bardzo wygodny argument uzasadniający taki, a nie inny sposób rozdysponowania materiału praktycznie do ręki. Trudno bowiem podważyć i zakwestionować potrzebę wspierania autentycznie ubogich regionów, w których wszechobecny niedostatek jest widoczny gołym okiem.
Czy zatem nie istnieje wyjście z tej patowej sytuacji i czy ta swoista zasłona dymna mająca ukrywać de facto faworyzowanie wybranych regionów, jest po prostu nie do usunięcia? Czy pozostaje nam z pokorą przyjąć, że to zwyczajna kolejna niesprawiedliwość, na którą nie mamy żadnego wpływu? Po zakończonych konsultacjach ma powstać ostateczna wersja Umowy Partnerstwa, która zostanie przedłożona rządowi do zatwierdzenia, a następnie będzie przedmiotem negocjacji z Komisją Europejską. Trudno spodziewać się, iż polski rząd nie zatwierdzi dokumentu mającego w rzeczywistości służyć jego interesom. Czy zatem kres tym wątpliwie etycznym praktykom przyniesie zdecydowane stanowisko lub interwencja KE? Organ ten, słynący z raczej umiarkowanego zamiłowania do wyrażania poglądów nie raz udowodnił, że jest otwarty na negocjacje i argumenty interlokutora. Czy w kwestii funduszy (tematu już ze swojej natury budzącego nieprzeciętne emocje), Polska będzie gotowa przyjąć podobną strategię dla dobra wszystkich swoich obywateli? Czas pokaże.