O tym, że helweckie banki mocno ostatnio przyciągają klientów z branży kryptowalutowej, pisał niedawno serwis CNBC. Wiele z tych spółek po upadku Signature Banku i Silvergate Capital (dwóch amerykańskich pożyczkodawców mocno zaangażowanych w obsługę branży kryptowalutowej) zaczęło myśleć o skorzystaniu z usług banków szwajcarskich. Nie odstraszyły ich od tego problemy Credit Suisse. Spółki z branży kryptowalutowej uznały natomiast, że Szwajcaria posiada wystarczająco przyjazne i przy tym dosyć solidne regulacje dotyczące rynku kryptowalut, by prowadzić interesy z tamtejszymi bankami. Regulacje te są też uznawane za bardziej stabilne niż w USA czy w Unii Europejskiej.
– Zostaliśmy zasypani zapytaniami. W poniedziałek, po upadku Signature Banku i Silvergate Capital, mieliśmy ich w jeden dzień więcej niż kiedykolwiek wcześniej. To szalone – stwierdził w rozmowie z CNBC anonimowy doradca z jednego ze szwajcarskich banków prywatnych.
– W ciągu ostatnich tygodni, wraz z rozwijaniem się międzynarodowego kryzysu bankowego, mieliśmy więcej zapytań z różnych krajów. Spółki przyciąga do nas to, że posiadamy licencje zarówno w Szwajcarii, jak i w Singapurze – powiedział Dominic Castley, dyrektor ds. marketingu w Sygnum, jednym z największych szwajcarskich banków koncentrujących się na obsłudze firm z branży cyfrowej i kryptowalutowej.
Szwajcarom możemy oczywiście zazdrościć solidnych regulacji. No cóż, pamięć instytucjonalna zobowiązuje. Szwajcaria to kraj, w którym w sklepie jako resztę mogą wam wydać drobną monetę wybitą ponad 100 lat temu. Szwajcarzy wiedzą, jak dbać o pieniądze. Również te wirtualne.