Sądownictwo

Mediatorzy na scenę

Czy mediatorzy wyciągną sędziów z zawodowych zaległości i nawału pracy, wywołanych pandemicznym zamieszaniem?

Zofia Brzezińska
Foto: Андрей Яланский/Adobe stock

Instytucja mediacji, chociaż istniejąca w polskim prawie od bardzo wielu lat i starannie uregulowana przepisami k.p.c., swój rozkwit przeżywa właśnie w trudnym okresie pandemii. Wielu sędziów, którzy wcześniej nie doceniali tego pożytecznego społecznie i prawnie instrumentu, teraz próbuje przy jego pomocy rozładować przeciążoną wokandę. Biorąc pod uwagę liczne korzyści, jakie działalność mediatora oferuje stronom konfliktu, sądowi oraz społeczeństwu pozostaje zadać sobie pytanie: dlaczego wcześniej tak rzadko decydowano się oddawać swoje sprawy w ręce bezstronnego doradcy?

Główną rolę mógł przede wszystkim odegrać strach o właściwe kompetencje mediatora, który nie tylko nie musi, ale wręcz nie może być sędzią (chyba, że w stanie spoczynku). Bez wątpienia większe zaufanie budzi zatem sąd, w którym pracują ludzie posiadający staranne i ukierunkowane wykształcenie prawnicze. Czy jednak jest to zawsze gwarantem uzyskania sprawiedliwego i opartego na zasadach praworządności wyroku?

Historia sądownictwa niejednokrotnie udowodniła, że tak niestety być nie musi. Tymczasem mediator nie tylko oferuje obu stronom znacznie większą przestrzeń na wyrażenie swoich racji niż sąd, ale też pozwala uniknąć napięć, stresu i innych przykrych emocji, wiążących się z uczestnictwem w sądowym procesie. Tym samym stwarza większą szansę na pojednanie adwersarzy. Mediator nie podaje na tacy gotowych rozwiązań, ale stosując różne metody umiejętnie stymuluje swoich ‘’podopiecznych’’, starając się naprowadzić ich na ścieżkę porozumienia. Rzecz jasna, nie zawsze jest to praca łatwa, zwłaszcza gdy sporowi towarzyszy duży ładunek emocjonalny lub któraś ze stron przejawia skłonności do agresji. Zdarzało się, że mediatorzy padali ofiarą fizycznej przemocy.

Na szczęście jednak mediator może w każdej chwili zrezygnować ze sprawy, podobnie jak każda ze stron może w dowolnym momencie złożyć wniosek o wymianę mediatora. Cechujący dużą swobodę proces mediacji (każda ze stron może w dowolnej chwili wnioskować o mediację lub odmówić sądowi udziału w niej, stosować szeroki wachlarz metod przysłowiowego ‘’dogadania się’’ i zawrzeć pod kierunkiem mediatora dowolną ugodę, przy czym rola sądu sprowadza się już jedynie do jej zatwierdzenia), wydaje się atrakcyjny w porównaniu z często trudną w zrozumieniu dla przeciętnego obywatela, procedurą sądową.

W przeciwieństwie do większości posiedzeń sądowych, które w myśl respektowania prawa obywateli do informacji o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości są jawne, spotkania z mediatorem są tajne. Zwiększa to poczucie bezpieczeństwa i komfortu petentów szczególnie zatroskanych o dyskrecję. 

O ile jednak podejście samych zainteresowanych do propozycji mediacji jest na ogół pozytywne, o tyle różne spojrzenia mają na nią sądy. Niektórzy sędziowie niechętnie kierują sprawy do mediacji, gdyż są przekonani, że sami rozstrzygną sprawę szybciej i skuteczniej. Inni nieufnym okiem patrzą na konieczność zatwierdzania postanowień, które nie zapadły pod ich kierunkiem i z którymi nie zawsze się zgadzają.

Specjaliści alarmują, że nawet doświadczonym sędziom trudno jest czasem ocenić, która sprawa nadaje się do mediacji. Czasem sprawa jest oczywista, gdy obie strony pałają do siebie widoczną nienawiścią i nawet każda nieśmiała próba przebicia się przez stworzoną przez nich blokadę sprawia wrażenie czystej straty czasu. Jak przedstawiono powyżej, stosunkowo ‘’swobodny’’ proces mediacji może się bez wielu rzeczy obejść, ale dobra wola obu stron jest tutaj niezbędna.

Jak zatem pomóc sędziom rozwiązywać takie dylematy? Dobrym pomysłem wydaje się uruchomienie specjalnych szkoleń, mających umożliwić im bezbłędne rozpoznawanie spraw nadających się do mediacji. Wymiar sprawiedliwości nie bardzo może tu liczyć na obywateli, nawet tych przejawiających dobrą wolę, gdyż wielu z nich zwyczajnie nie zna zasad kierujących mediacją lub nie wie nawet, że taka forma istnieje.

Warto postawić również na ściślejszą współpracę między sędziami i mediatorami. Cenną inicjatywę wykazują przedstawiciele obu funkcji, proponujący organizację okresowych spotkań sędziów i mediatorów, przeznaczonych na porównywanie i wyjaśnianie stosowania mediacji w poszczególnych wydziałach i referatach danego sądu, okręgu, apelacji, w zakresie organizowania obowiązkowych szkoleń dla sędziów z wykorzystania mediacji.

Czy zatem funkcja mediatora może budzić jakiekolwiek obawy? Jedynym ‘’zagrożeniem’’, które wydaje się realne, jest faktyczne możliwe przedłużenie sprawy, skoro jej rozwiązywanie ma trwać do czasu, aż obie strony zawrą choćby częściowy kompromis. Z drugiej strony w interesie uczestników jest jak najszybsze zamknięcie sporu, gdyż przecież muszą oni płacić mediatorowi za poświęcony czas. Niewątpliwie może stanowić to bodziec do pośpiechu.

Co jednak z głosami krytyków podnoszącymi, że sędziowie dopatrzą się w mediacji sposobu na szybkie pozbywanie się problemów "z głowy", i używając modnego obecnie terminu "spychotechniki" zaczną nadużywać tej procedury? Nasi zachodni sąsiedzi zmierzyli się już z tym zagadnieniem. W Niemczech sędzia, który zbyt często kieruje sprawy do mediacji, jest pomijany przy przydziale nowych spraw. Niewykluczone, że taka metoda sprawdziłaby się też u nas.

Na koniec warto zwrócić uwagę, że istnienie funkcji mediatora nie pozostaje też bez wpływu na społeczeństwo, które widzi w niej szansę na swój własny – chociaż skromny i częściowy – udział w procesie wymierzania sprawiedliwości. Mediator nie musi być prawnikiem i jedyne kryteria, jakie powinien spełnić, to pełnoletność i niekaralność. W zasadzie może więc nim zostać prawie każdy Polak. W praktyce jednak często boimy się konfrontacji z cudzymi problemami i trudnymi emocjami oraz odpowiedzialności za podjęte decyzje. Może więc jest to dodatkowy argument, aby tym bardziej docenić niełatwą rolę mediatora w naszym otoczeniu?


Przeczytaj też:

Sędziowie pokoju – relikt przeszłości?

W marcu przez środowiska prawnicze przetoczyła się dyskusja o zasadności powrotu do uśpionej od dziesięcioleci instytucji sędziego pokoju. Czy spełniłaby ona pokładane w niej nadzieje?


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę