W najbliższych wyborach programy nie będą miały znaczenia. Wygra ten, kto odpowiednio wkurzy elektorat.
Prezydent Andrzej Duda ogłosił datę wyborów zaakceptowaną przez prezesa. Pokazał się przy tym jako nowoczesny polityk, który zamiast wygłosić orędzie do narodu informujące o święcie demokracji, skreślił notatkę na Twitterze. Na końcu sarkastycznie dodał: „Przyszłość Polski jest sprawą każdego z nas! Korzystaj ze swoich praw!” – chociaż wie, że te prawa zawłaszczyła jego partia-matka. Później podpisał stosowne kwity i już wiemy, że 15 października zakończy się gra wyborcza.
Wszyscy zawodnicy wystartowali i teraz już zgodnie z zasadami będą toczyć bój. Już nie będzie można udawać, że prowadzi się kampanię informacyjną, a w tym czasie promować swoje ugrupowanie. Wprawdzie rząd ma ogłosić referendum, które będzie promować jego hipotezy, ale jednak zasady choć trochę będą uporządkowane. Oczywiście jest jeszcze telewizja niegdyś publiczna, a obecnie partyjna, ale na szczęście coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że podobnie jak za komuny „Telewizja łże!”.
Partie stające w szranki zaczynają się prześcigać w programach. Jedni mamią 800+ i chwalą się potężną armią, która nie widzi latających po naszym niebie rakiet i ruskich śmigłowców oraz gubi zapalniki od pocisków, drudzy rozdziałem państwa od kościoła i wolną aborcją, jeszcze inni straszą wyjściem z Unii Europejskiej, pokazują rozkradanie i dewastację majątku narodowego, czyli naszego wspólnego dobra. Jeszcze inni szukają przekrętów na ukraińskim zbożu, bo przecież Kowalski nie usypał sobie tych milionów ton w garażu, tylko kupowali je wielcy gracze, liczą faktyczną inflację i analizują straty, a kolejni dużo mówią, ale ich słowa niosą mało treści, a tak naprawdę palą Panu Bogu świeczkę i Diabłu ogarek. Następni, choć nacjonalistyczni, ksenofobiczni, antyunijni, płaskoziemscy i antyszczepionkowi, starają się ukryć swoją prawdziwą twarz i jawią jako nowocześni wolnościowcy. Ludzie kupują te opowieści. Jednym graczom wierzą bardziej, innym mniej, stąd różnice w wyborczych rankingach. Tyle że w tych wyborach programy nie będą miały żadnego znaczenia.
Wybory, które mają się odbyć 15 października 2023, będą o czym innym. Te wybory będą o emocjach. Ten, komu uda się bardziej wkurzyć swój elektorat, pokazując wady przeciwnika i eksponując swój czar, wygra, choć nie uzyska większości pozwalającej na samodzielne rządy. To są pierwsze wybory, w których walka nie toczy się o zwycięstwo, a o trzecie miejsce. Kto je zajmie? Hołownia i Kosiniak-Kamysz z ich miałką opowieścią o Polsce przyszłości? Brunatni Mentzen, Bosak, Braun i Korwin-Mikke, głęboko chowający swoje prawdziwe cele i opowiadający bajki? A może Nowa Lewica, której wszystkie postulaty zawłaszczył PiS, więc nie bardzo mają o czym mówić – została jedynie wstydliwa dla narodowych populistów sfera obyczajowa? Trzecie miejsce wygra ten, kto znajdzie równowagę między zdenerwowaniem własnego elektoratu a zirytowaniem przeciwników. Wściekłość będzie mobilizująca dla obu stron i zwiększy obecność przy urnach. To, czego boję się w tej walce o trzecie miejsce na pudle, to przegrana Nowej Lewicy, bo wszystko wskazuje na to, że tylko ona po wyborach nie wejdzie w sojusz z PiS-em. To bardzo irytujące...
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.