Zmusiłem się do obejrzenia wspólnej konferencji liderów opozycji, którzy podpisali pakt z Ruchem Samorządowym „Tak! Dla Polski”. I już wiem, że PiS wygra najbliższe wybory. Dlaczego? Nie dlatego, że pod jakimkolwiek względem partia rządząca ma lepszy program wyborczy, ale przynajmniej nie odstawia takich żałosnych szopek.
Tusk, Hołownia, Czarzasty i Kosiniak-Kamysz, czyli nihil novi sub sole. Te same twarze i te same wytarte, nudne komunały, które nie trafiają już do nikogo. Ci zadowoleni z siebie panowie z przyszytymi do twarzy sztucznymi uśmiechami są gwarantem kolejnego zwycięstwa PiS-u. W cywilizowanych demokracjach zachodnich looser to looser. Przerżnąłeś bracie wybory, zaprzepaściłeś szanse swojego ugrupowania, dopuściłeś do władzy złodziei i podpalaczy kraju – to wylatujesz na zawsze. Taki ugotowany wyborczo aktywista dostaje wilczy bilet na politykę do końca życia. Może sobie prowadzić jakąś fundację, przynudzać zajętym swoimi telefonami studentom na wykładach udzielanych na godziny gdzieś w jakiejś trzeciorzędnej, prowincjonalnej wyższej szkole czegoś tam, albo zająć się spisywaniem wspomnień, których nikt nigdy nie przeczyta, z teściową autora włącznie.
Generalnie takiemu panu lub pani należy podziękować za działalność publiczną i życzyć szczęśliwej jesieni życia.
Ale nie w Polsce! W tym pięknym kraju utrzymujemy z naszych podatków rezerwat prastarych gadów politycznych, równie starych jak Poczta Polska czy telefonia stacjonarna.
Część z tych dinozaurów miała już swoje pięć minut sławy w życiu. Niektórzy nawet dziesięć i to w Unii Europejskiej. Swoją drogą jakie to musi być uczucie, być przewodniczącym Rady Europejskiej, spotykać się z przywódcami USA, UK, Francji, Niemiec i innych zachodnich mocarstw gospodarczych i po tym wszystkim wrócić do polskiego grajdołu, żeby znowu zacząć się grzebać w polskiej wojence na łopatki w nieco zasikanej politycznej piaskownicy? To tak jakby Franciszek ogłosił rezygnację z urzędu biskupa Rzymu, wrócił do Buenos Aires i zaczął zabiegać o stanowisko proboszcza w parafii na ubogich przedmieściach miasta.
Procesów geriatrycznych nie da się cofnąć, tak samo jak nie da się zawracać Wisły kijem. Przychodzi czas na zmianę pokoleniową i emeryci (nawet ci sprężyści fizycznie i umysłowo) powinni się bardziej skupić nad pracą w ogródku niż nad młócką na ringu politycznym. Odgrzewane ramole powtarzające te same bzdety o dobru wspólnym i demokracji działają odstraszająco na nowe pokolenia. To tak, jakby zmusić młodzież do pójścia do kina na film o seksie z Krystyną Jandą i Janem Nowickim w głównych rolach. Lepszy byłby już jakiś sequel „Parku Jurajskiego”. Emocje, jakie wzbudzają liderzy obecnej opozycji, przypominają „pełną wigoru” dyskusję w Szkle Kontaktowym. Tak droga młodzieży, jest taki program w telewizji TVN 24. Oglądają go ci, którzy mają jeszcze telewizory. Średnia wieku dzwoniących do tego programu widzów wywołuje palpitacje serca przedstawicieli kierownictwa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Podwyższa ją jeszcze temperament i błyskotliwość osób prowadzących ten program. „Szkiełko” zmierza do poziomu oglądalności śpiącej rybki na kanale dziecięcym. Nad rybką ma jednak jedną przewagę – znacznie lepiej od niej usypia swoich widzów. Ciekawe, czy ktoś się kiedyś pokusi na zbadanie ilu widzów wytrzymuje na jawie do końca tego programu?
A wracając do naszych zjednoczonych przed wyborami przywódców opozycji, to muszę im przyznać jedno: znakomicie ułatwiają przygotowywanie prognoz wyborczych. Choć muszę w tym przypadku zwrócić uwagę na pewien paradoks. Wszakże pod względem kwestii wiekowych przywództwo PiS-u też ma okres adolescencji już dawno za sobą. Prezes PiS-u, wprawiony w roli Placka, mógłby dzisiaj bez makijażu zagrać rolę biblijnego Matuzalema. Otacza go gwardia rześkich seniorów, z których wielu ma już kłopoty z obsługą pilota do telewizora.
A jednak to grono sędziwych wybrańców narodu cieszy się dość sporym poparciem młodego elektoratu. Dlaczego? Częściowym wytłumaczeniem jest oczywiście rozdawnictwo. Lepiej wybierać tych, co do których ma się pewność, że na pewno będą rozdawać. Zresztą nieważne co, byleby rozdawali.
Ale to nadal nie tłumaczy do końca tak olbrzymiego sukcesu PiS-u. Gdyby sukces wyborczy zależał jedynie od obietnic programowych, to wszyscy dawno wybraliby Zandberga, który, jakby mógł, to wprowadziłby podatek od luksusu dla każdego zdrowego obywatela posiadającego drugie oko, nerkę, ucho, jądro czy płuco, że o nodze i kończynie górnej nie wspomnę. Wszak można mieć jedno i też się da żyć.
Tak więc tajemnica sukcesu PiS-u nie tkwi tylko w rozdawnictwie ani w zwapnieniu naczyń krwionośnych jego kierownictwa, tylko w czymś jeszcze. Ale w czym? Czemu to Tusk, Hołownia, Czarzasty i Kosiniak-Kamysz, choć tak pięknie mówią w telewizji, podpisują jakieś pakty (czy cokolwiek to jest), ściskają się przed kamerami, to potem i tak przeżynają wybory jak Mikronezja w meczu z Vanuatu (0:46) w mistrzostwach Pacyfiku?
Jak Polska długa i szeroka, tzw. „eksperci” deliberują nad tym od kilku lat, zadając sobie nieustannie to pytanie.
Tymczasem odpowiedź nie jest szalenie skomplikowana. Polacy nie głosują na żadne programy wyborcze, pakty „dla czegoś tam”, konkretne obietnice czy kwestie ustrojowe . Większość z wyborców nie wie co to jednomandatowe okręgi wyborcze (kojarzy je co najwyżej z mandatami za przejście nie po pasach). Większości nie interesuje kto mianuje sędziów, a kwestie działania Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i KRS-u są im równie odległe co misja kosmiczna Voyagera.
Ludzie w Polsce głosuję przez przekorę! To takie proste i polskie z natury. Czym bardziej elity opozycyjne podkreślają, że „głupi naród” wybrał PiS i czas to naprawić, tym bardziej wola utrzymania tej władzy petryfikuje się wśród większości wyborców.
Opozycja mogłaby odnieść sukces, ale tylko w jeden sposób: wystawiając do boju całkowicie odmienione i odmłodzone kadry oraz wietrząc zatęchłe od „zawodowych posłów i senatorów” listy wyborcze. I nie chodzi tu o ludzi nawet pokroju Rafała Trzaskowskiego, ale o całkowicie nowe twarze, nową wizję sprzeciwu wobec bezmyślnego rozdawnictwa i zadłużania państwa. Jeżeli Plaforma Obywatelska chce się ścigać z PiS-em w obietnicach socjalnych, to jest zgubiona. Oznacza to, że nie ma żadnej formacji politycznej, która rozsądnie mogłaby postawić zaporę socjalizmowi, rozbić synekury partyjne, wymieść nepotyzm i rozpędzić darmozjadów pasożytujących na finansach publicznych.
Tusk, Hołownia, Czarzasty i Kosiniak-Kamysz to powtórka z poprzedniej katastrofy. Nic się nie zmieniło. Może być jedynie gorzej.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.