Z najnowszych badań opinii publicznej w USA wynika, że Joe Biden jest najmniej popularnym prezydentem w historii tego kraju.
Joe Biden kończy swój pierwszy rok prezydentury w fatalnym nastroju. Nie dość, że większość jego projektów ustaw została zablokowana przez Kongres, to w dodatku znowu sytuacja pandemiczna w USA zaczyna wymykać się spod kontroli, a polityka zagraniczna sprowadza się w zasadzie do jednego tematu: nowej, naprawdę zimnej, lub wręcz lodowatej wojny z Rosją.
Wkrótce przyjdą nowe kłopoty. Na horyzoncie powoli zbierają się czarne chmury recesji. Administracja resztkami sił powstrzymuje rosnącą inflację, a różne lewackie pomysły socjalnego wsparcia najuboższych jedynie pogłębiają niepewność rynku. Do tego Bidenowi z coraz większą trudnością przychodzi porozumienie nie tylko z republikańską opozycją, ale nawet utrzymanie dyscypliny we własnej partii.
Po jednym z najbardziej spektakularnych zwycięstw w historii wyborów prezydenckich teraz przyszedł czas na zimny prysznic. Poziom akceptacji polityki Bidena spadł średnio do 42 procent. Żaden amerykański prezydent nie miał tak niskiego poparcia zaledwie rok po objęciu rządów. Jednak prawdziwy „rekord” padł w zeszłym tygodniu, kiedy sondażownia Quinnipiac ogłosiła, że jedynie 33% respondentów popiera prezydenta. Wynik jest tak miażdżący, że Biały Dom odrzucił go jako niewiarygodny. Co jest powodem aż tak dużego rozczarowania Amerykanów tym prezydentem? I czy winę za swoje niskie notowania ponosi sam Joe Biden? Zacznijmy więc od powodu wizerunkowego. Joe Biden ma 79 lat. Często się myli, powtarza te same słowa, wykazuje coraz większe kłopoty ruchowe. Amerykanie chcą mieć przywódcę, który poradzi sobie psychicznie i fizycznie z nadciągającymi wyzwaniami. A wśród nich jest przede wszystkim ich bezpieczeństwo narodowe na wypadek wojny z Rosją. Ten prezydent nie daje większości osób badanych poczucia bezpieczeństwa. Nie jawi się jako charyzmatyczny lider na bardzo trudne czasy. Jego ostrzeżenia przed wojną nuklearną są odbierane bardziej jako nieumiejętność prowadzenia negocjacji z Rosją niż jako przezorne przewidywanie przyszłości. Niewielu respondentów kojarzy rosnące ceny paliw i surowców energetycznych z sytuacją międzynarodową. W USA istnieje powszechne przekonanie, że kraj dysponuje ogromnymi rezerwami paliw, a wzrost ich cen nie ma na razie uzasadnienia ekonomicznego.Do wyboru kolejnego prezydenta pozostały jeszcze trzy lata, ale ważne jest, żeby polscy przywódcy z uwagą zaczęli się przyglądać notowaniom obecnej administracji rządzącej Stanami Zjednoczonymi. Być może za trzy lata, jeżeli wojna w Ukrainie będzie nadal trwać, w Białym Domu zasiądzie ktoś, kto będzie miał zupełnie inny pomysł na dogadanie z Rosjanami. Wówczas obecna strategia rządu PiS w polityce międzynarodowej może okazać się wielką pomyłką.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.