Ale dlaczego mielibyśmy podejrzewać prezydenckiego syna o budowanie mechanizmów korupcyjnych? Bo już w coś takiego się angażował. Przypomnijmy choćby wspólne interesy Huntera Bidena z chińskimi państwowymi spółkami i podejrzenia dotyczące wpływu tych związków biznesowych na decyzje Joe Bidena, jako wiceprezydenta w latach 2009-2017. Gdy w grudniu 2013 r. wiceprezydent Biden odwiedził Pekin, powszechnie oczekiwano, że odniesie się do kwestii roszczeń Państwa Środka na Morzu Południowochińskim (ChRL niedługo wcześniej ustanowiła tam swoją strefę obrony powietrznej, ograniczając prawa innych krajów położonych nad tym morzem). Biden jednak na ten temat się nie wypowiadał. Podczas wizyty podkreślał za to wspaniałe perspektywy współpracy pomiędzy USA a Chinami. Chińczycy uznali to za „zielone światło” do zwiększenia swojej kontroli nad Morzem Południowochińskim i w następnych latach zaczęli budować tam sztuczne wyspy, na których stawiali stacje radarowe, lotniska i wyrzutnie rakiet. Wiceprezydentowi USA podczas wizyty w Pekinie towarzyszył Hunter Biden. Reprezentował tam spółkę Rosemont Seneca, którą założył wspólnie ze swoimi przyjaciółmi Chrisem Heinzem (przybranym synem ówczesnego sekretarza stanu Johna Kerry’ego) i Devonem Archerem. Rosemont Seneca chciała zrealizować marzenie wielu gigantów finansowych – wejść na rynek chiński zanim to zrobią inni gracze. W misji tej połączyła siły z firmą konsultingową Thornton Group, kierowaną przez Jamesa Bulgera (syna Billy’ego Bulgera, długoletniego demokratycznego przywódcy Senatu stanu Massachusetts i zarazem brata gangstera Jamesa „Whiteya” Bulgera, o którym opowiadał film „Pakt z diabłem”). W 2010 r., czyli w niecały rok od założenia, przedstawiciele Rosemont Seneca i Thornton Group, a więc firm stosunkowo małych, spotykali się z władzami największych chińskich funduszy. W grudniu 2013 r., w dziesięć dni po wizycie wiceprezydenta Bidena w Pekinie, Bank of China (największy chiński państwowy bank) zawarł z Rosemont Seneca i Thornton Group umowę o wspólnym stworzeniu funduszu o nazwie Bohai Harvest RST (BHR). Dwóm małym firmom udało się to, o co od dawna starali się giganci finansów. Uzyskały zgodę na stworzenie amerykańsko-chińskiego funduszu private equity działającego w Szanghajskiej Strefie Wolnego Handlu. Pieniądze zapewnili Chińczycy. Początkowo 1 mld USD, a w drugiej połowie 2014 r. dodatkowo 0,5 mld USD. Jak zauważył magazyn „Foreign Policy”, „na początku 2014 r. chińskie działania mające na celu zwiększenie kontroli nad Morzem Południowochińskim przeszły od kłusu do galopu”.
Hunter Biden nawiązał w Chinach bardzo szerokie kontakty biznesowe. Gdy więc w 2017 r. FBI aresztowała w Nowym Jorku chińskiego biznesmena Patricka Ho (zarzucając mu pranie brudnych pieniędzy i korupcję przy kontraktach naftowych w Afryce), pierwszym telefonem jaki ten biznesmen wykonał w areszcie była próba skontaktowania się z Hunterem Bidenem. Hunter spotkał się z nim kilka miesięcy wcześniej i omawiali wówczas inwestycje w energetykę. Ho był bliskim współpracownikiem Ye Jianminga, prezesa dużej firmy naftowej CEFC, mocno powiązanej z chińskim wojskiem. Hunter Biden przyznał później, że Ye kiedyś mu przesłał „duży diament”. (Biden jednak zwrócił ten prezent.) Hunter w jednej z rozmów telefonicznych określił on Ho mocno na wyrost jako „szefa chińskich szpiegów”. Mimo to Hunter Biden, zatrudnił przysłaną przez niego 29-letnią sekretarkę JiaQi Bao. W maju 2021 r. wyszły na jaw flirciarskie i romantyczne wiadomości, które JiaQi wysyłała do Huntera. W jednej z nich wspomina, że zostawił on u niej swój naszyjnik z wojskowych nieśmiertelników. (Ten sam, który nosił na filmach z prostytutkami, które umieszczał później w serwisie PornHub.) Hunter i JiaQi kontaktowali się jeszcze w trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2020 r. Podsyłała mu ona pomysły na negatywną kampanię przeciwko Trumpowi.
A teraz pomyślmy co by było, gdyby w coś podobnego zaangażowało się któreś z dzieci byłego prezydenta Donalda Trumpa lub jego zięć Jared Kushner? Przez media przetoczyłby się huragan krytyki. I słusznie. Ale w przypadku Huntera Bidena i jego interesów biznesowych, amerykańskie media nie stawiają niewygodnych pytań. Wolą relacjonować to, że prezydent Joe Biden zjadł loda.