Ostatnie wskazanie modelu GDPNow liczonego przez oddział Fedu w Atlancie nie jest optymistyczne. Sugeruje ono wzrost gospodarczy wynoszący zaledwie 0,5 proc. (To dane annualizowane, czyli wzrost liczony jest w formule kw./kw., w tempie rocznym.) W sierpniu ten model oceniał wzrost gospodarczy w trzecim kwartale na ponad 6 proc.
David Blanchflower, ekonomista z Dartmouth College, który był wcześniej członkiem władz Banku Anglii oraz Alex Bryson, naukowiec z University College London, zwracają uwagę, że dobrym narzędziem prognozowania recesji w USA są indeksy nastrojów konsumenckich Conference Board i Uniwersytetu Michigan. Każda recesja od 1980 r. została poprzedzona ich spadkami o conajmniej 10 pkt. "Spadek nastrojów konsumenckich w ostatnich sześciu miesiącach sugeruje, że USA wchodzą teraz w recesję, nawet jeśli wzrost zatrudnienia i płac sugerują co innego" - napisali Benchflower i Bryson.
USA już odrobiły straty w PKB wywołane przez pandemię. Zniknął też efekt niskiej bazy porównawczej. Nie zniknęła za to sama pandemia oraz wywołane przez nią potężne zakłócenia w łańcuchach dostaw. Przyczyniły się one do tego, że inflacja konsumencka sięgnęła już najwyższego poziomu od 2008 r. Niechętna producentom ropy polityka administracji Joe Bidena jedynie pogłębiła problem rosnących cen paliw. Biden już dwukrotnie bezskutecznie apelował do krajów OPEC+ o szybsze zwiększanie produkcji ropy. Media cały czas donoszą o niedoborach różnych towarów w sklepach, a Biały Dom niedawno ostrzegł, że mogą one dać o sobie znać przed świętami Bożego Narodzenia. Zaburzony jest również amerykański rynek pracy. Co prawda stopa bezrobocia spadła we wrześniu do 4,8 proc., ale raporty o zmianie zatrudnienia za ostatnie dwa miesiące powszechnie uznano za rozczarowanie. O ile w sierpniu przybyło w USA 366 tys. nowych etatów (poza rolnictwem), to we wrześniu już tylko 194 tys. Tymczasem w sierpniu rekordowe 4,27 mln Amerykanów zrezygnowało ze swoich posad. Administracja Bidena cały czas przekonuje, że to objaw „zdrowej gospodarki”.
Coraz wyraźniej widać jednak, że nie ma ona pomysłu na to, jak pobudzić wzrost gospodarczy. Próbują to dokonać nowymi pakietami stymulacyjnymi, ale przy wysokiej inflacji traci to sens. Zresztą ceną za te pakiety mają być podwyżki podatków. Demokraci mają więc problem z przepchnięciem w Kongresie pakietu infrastrukturalnego wartego 1 bln USD i swojej propozycji wydatkowej wartej 3,5 bln USD. Okoniem stanęła im dwójka umiarkowanych demokratycznych senatorów. Całkiem prawdopodobne jest więc, że administracja Bidena nie wprowadzi w życie swoich „wielkich planów” spod znaku Build Back Better. Nie wygląda też na to, by miała jakiś pozytywny – wychodzący poza propagandowe slogany - plan dla edukacji czy energetyki. Nie może się też pochwalić żadnymi sukcesami w polityce zagranicznej. Stanom Zjednoczonym pozostanie więc dryfowanie bez planu pod rządami „administracji-zombie”.