Rosja - katastrofa samolotu Prigożyna

Bajka o Prigożynie, zielonych ludzikach, buncie i katastrofie lotniczej

Podobno pod Moskwą rozbił się jakiś samolot. Podobno na pokładzie był właściciel prywatnej armii rosyjskich najemników. Ale czy ktokolwiek może to potwierdzić? Media światowe, tak krytyczne wobec propagandy rosyjskiej, łyknęły tę historię szybko i bez żadnej refleksji. Komentarze prasowe, w tym także szefów działów zagranicznych czołowych gazet w Polsce, zdumiewają poziomem naiwności.

Paweł Łepkowski
УлПравда ТВ, CC BY 3.0, via Wikimedia Commons

Kiedy nie mamy bladego pojęcia, co jest prawdą; kiedy nie mamy nawet poszlak, które nakierowałyby nas na odpowiednie konkluzje; kiedy wszystkie fakty jakoś dziwnie nie chcą się ułożyć w jedną całość, należy się wówczas odwołać do prostej zasady sformułowanej przez scenarzystę Williama Goldmana: „Follow the money”.

Także w całej tej dziwnej historii relacji Władimira Putina i miliardera Jewgienija Prigożyna najważniejsze są transfery pieniężne. One tłumaczą wszystko. Wystarczy sprawdzić, od kogo i do kogo przechodziły ogromne pieniądze na prywatną armię rosyjskich najemników. Oczywiście nie jest to takie proste, gdyż wszystko jest starannie utajnione.

Wiemy jednak, że 4 lipca br., zaledwie półtora tygodnia po rzekomym „marszu na Moskwę” wagnerowców, kiedy logika wskazywała, że wszyscy oni zostaną aresztowani i zlikwidowani przez służby Federacji Rosyjskiej, a sam Prigożyn zostanie szybko zlikwidowany, świat obiegła wiadomość, której prawie nikt nie zauważył, że Jewgienij Prigożyn odzyskał m.in. 10 mld rubli (ponad 100 mln dolarów), które skonfiskowano mu po jego „marszu sprawiedliwości”. Oczywiście co bardziej przytomni obserwatorzy zwrócili uwagę, że wcale nie „odzyskał” żadnych pieniędzy, tylko po prostu dostał gigantyczne wsparcie finansowe na dalszą rozbudowę armii najemnej.

Jestem publicystą historycznym i wiem doskonale, że dopiero po długim czasie, po wielu latach, a czasami po dziesięcioleciach prawda wychodzi na jaw. W tym wypadku odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia ze znakomicie przeprowadzoną mistyfikacją, której celem jest eskalacja wojny na Europę.

Jaka zatem stoi koncepcja za tą całą konspiracją? Celnie wskazał ją w swoim felietonie w miesięczniku „Uważam Rze Historia” Grzegorz Hajdarowicz. Wagnerowcy nie są armią państwową, dlatego ich działania wojenne nie mogą być w żaden sposób utożsamiane z potencjalną agresją ze strony Federacji Rosyjskiej. W zasadzie mogą bezkarnie zaatakować dowolny kraj, przeprowadzać zamachy stanu w państwach afrykańskich, czy terroryzować terytoria zależne od Moskwy. To trochę jak kryptowaluty w świecie finansów. Nikt nie ma nad nimi kontroli, choć mogą one wiele namieszać i pięknie omijać systemy fiskalne.

Jakimś dziwnym trafem wagnerowcy mają ciężki sprzęt pancerny, bazy wojskowe, poligony, samoloty bojowe, helikoptery itd. Skąd je mają? Z prywatnych pieniędzy Prigożyna? Czy naprawdę jesteśmy aż tak naiwni, żeby uwierzyć w takie bajki?

To regularna, zawodowa armia ze stopniami wojskowymi, dyscypliną wojskową, która jest znacznie lepiej wyposażona niż oddziały oficjalnej armii rosyjskiej. Składa się ze świetnie przeszkolonych ochotników i doświadczonych weteranów. Czy wszystko to zostało sfinansowane jedynie przez właściciela holdingu Konkord, którego osobisty majątek trzy lata temu wynosił 16 mld rubli?

Czy „kucharz Putina”, który dorobił się na obsłudze cateringowej ważnych konferencji na Kremlu, miałby pieniądze na wypłaty dla 6 tysięcy swoich ludzi? Przecież miesięczne uposażenie w zależności od stopnia wojskowego wynosi u wagnerowców od 1,5 tysiąca do 4 tysięcy dolarów miesięcznie. Czy nikogo nie zdumiewa, że ta rzekomo „niepokojąca Kreml” armia jest nadal po tym całym „buncie” opłacana z nieopodatkowanych pieniędzy?

To wojsko szkoli się na wielu poligonach, ale sam tylko poligon 10. Brygady Specnazu GRU w miejscowości Molkino w Kraju Krasnodarskim to wielopoziomowa twierdza, którą utrzymują podatnicy rosyjscy.

Ci najemnicy są dla Kremla niezastąpionym, niezwykle wygodnym narzędziem wpływania na politykę w krajach tzw. Trzeciego Świata. Putin nie musi wysyłać sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej, żeby narażać się na krytykę opinii międzynarodowej. Udając, że nie ma z tym nic wspólnego, wysyła najemników z Grupy Wagnera, którzy rozwiązują problem znacznie szybciej niż regularne wojsko. Przykładem może być akcja przeprowadzona w Syrii w 2018 roku, kiedy Kreml w ramach wsparcia reżimu Baszira Al-Assada wysłał 300-osobowy kontyngent najemników Wagnera do odbicia z rąk kurdyjskich rebeliantów rafinerii gazowej T-3 Conoco w rejonie Eufratu.

Kto chciałby zarzynać kurę znoszącą złote jaja?

Zdumiewa skala naiwności komentarzy, które pojawiły się w polskiej prasie po rzekomym zbrojnym „buncie” Grupy Wagnera 23 czerwca 2023 roku. Czy ktoś widział równie bezsensowny zamach stanu?

Wielu wtedy wieściło koniec dyktatury Putina. Nawet najbardziej doświadczeni komentatorzy dali się wpuścić w kanał propagandy rosyjskiej, że jest jakiś „marsz na Moskwę”. Te wszystkie komentarze nie były warte funta kłaków. Z przykrością przyglądałem się, jak wielu moich kolegów obnaża nie tylko swoją naiwność i łatwowierność, ale i dyletanctwo. Może dobrze byłoby, gdyby analizą stosunków międzynarodowych nie zajmowali się absolwenci wydziałów filozofii tylko nauk politycznych.

Tymczasem, mącąc naiwnym w głowach i wciskając im bajkę o „buncie”, rosyjscy przywódcy sprytnie i bez problemu, przy pełnym uśpieniu zachodniej opinii publicznej, legalnie przenieśli armię wagnerowców do Białorusi, rozmieszczając ją pod wschodnią granicą NATO i UE. Teraz powoli ich szykują do… No właśnie, zastanówmy się, do czego? Niech każdy, kto ma chociaż krztynę wyobraźni nieskalanej publicystyczną rutyną, sam sobie dopowie, jaki jest prawdziwy cel tej szopki. Rzekomy „bunt” pozwala Putinowi wykonać gest Poncjusza Piłata, gdyby przypadkiem „rozjuszeni” i „niekontrolowani” wagnerowcy zaatakowali na przykład Litwę, Łotwę lub Estonię. Żeby odciągnąć uwagę świata od losu tych państw, prywatni najemnicy, których rzekomo Putin się pozbywa, pojawią się ni stąd, ni zowąd jako „zielone ludziki” na wschodzie Polski. I jak w typowym filmie rysunkowym, kiedy opadnie już pył po takiej awanturze, okaże się, że Kraje Bałtyckie są z powrotem częścią jakiegoś nowego Związku Radzieckiego, o którym tak marzy Putin. Może Polski tak nie wciągną, ale porządnie nas pokiereszują. Kto wie, czy przypadkiem nie „wymsknie” się tym rzekomo „wyklętym przez Kreml” jakaś niewielka głowica nuklearna, która, tak jak pocisk znaleziony pod Bydgoszczą, przypadkiem spadnie na Warszawę, Rzeszów czy Kraków.

Podsumowując: Putin ze swoim wiernym i oddanym Jewgienijem Wiktorowiczem Prigożynem zorganizowali nam komediowe widowisko w stylu sztuki Czechowa, gdzie dubeltówka wisi sobie spokojnie, przez nikogo niezauważona do aktu końcowego. Jednak ona zawsze na końcu wystrzeliwuje. Taka jest reguła tej dramaturgii i naiwny, kto wierzy w happy end.

Czechow nie powstydziłby się scenarzystów obecnej komedii: najpierw bunt, potem „marsz”, potem Prigożyn rzekomo na Białorusi, a na końcu rzekoma katastrofa, o której rosyjska agencja lotnictwa powiadamia bez skrępowania i konsultacji z Kremlem. Świetna historia, której końcowym aktem będzie „niechciana” przez Moskwę samowolka armii wagnerowców atakujących Kraje Bałtyckie i Polskę. I po co to wszystko? Proste. Putin obiecał odbudowę ZSRR i to zrobi. Kiedy kraj członkowski NATO atakuje cywilna grupa terrorystyczna, to sojusznicy z NATO nie muszą przychodzić z pomocą na podstawie artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego. Jakie to proste i logiczne.

Na końcu wraca pytanie: czy w katastrofie samolotowej pod Moskwą zginął wczoraj serdeczny przyjaciel Władimira Putina, którego prywatne wojsko jest nieustannie finansowane z kasy państwa i podejrzanych dochodów włodarzy kremlowskich? A może Jewgienij Prigożyn siedzi sobie teraz gdzieś pod pięknymi palmami i, podziwiając piękno Afryki, jak przystało na prawdziwego Rosjanina, wznosi toasty dobrze schłodzoną wódką za swoją piękną śmierć w katastrofie samolotowej pod Moskwą?


Przeczytaj też:

Macki Grupy Wagnera oplatają pół świata

Spięcie w relacjach Kremla z Belgradem to ledwie wierzchołek góry lodowej. Grupa Wagnera szuka – teraz do walki w Ukrainie, ale w dalszej perspektywie może i do stałych zleceń – rekrutów we wszystkich państwach, gdzie bieda i wojna zmusiły mężczyz...

Dokąd zmierza Rosja? Transformacja czy samobójstwo?

Demaskując słabość Putina i jego reżimu, Jewgienij Prigożyn uruchomił nieodwracalny proces. Sposób, w jaki będą następować nieuchronne zmiany, zależy w głównej mierze od porozumienia pomiędzy elitami starego reżimu i antysystemową opozycją.

Bunt Prigożyna. Skutki dla niewolniczej armii Putina

Zważywszy na powalającą korupcję i traktowanie rekrutów jak bydła rzeźnego, to cud, że armia Putina jest jeszcze zdolna do walki. Na pozycjach Rosjan nie trzyma nowoczesne uzbrojenie, dobre wyszkolenie, skuteczne dowodzenie ani tym bardziej świadomość, o co się ...

Bunt Prigożyna kartą przetargową Kremla?

To prawda, że pucz wagnerowców zaszokował Kreml, wyrządzając niepowetowane, a przede wszystkim długotrwałe szkody dla reżimu Putina. Jednak zarówno na arenie wewnętrznej, jak i międzynarodowej Rosja inicjuje właśnie grę swoją niestabilnością.

Własność za lojalność. Rosyjska prywatyzacja 2.0

Dla bliskiego otoczenia Putina wojna okazała się biznesowym rajem. Po buncie Prigożyna Kreml kupuje lojalność, płacąc zachodnimi aktywami, które formalnie przejął skarb państwa.

Come back to oprycznina

Kreml wdraża w życie nową-starą ideę terroru jako kluczowego instrumentu rządzenia krajem. W historii Rosji to niby nic nowego. A jednak budowie stalinizmu XXI w. towarzyszą symbolika i wartości średniowiecza.

Przepis na zielone ludziki

Zielone ludziki to ciekawe stwory. Mogą być różne. Mogą być podobne do Shreka – to typy bajkowe, takie ufoludkowe, rodem ze świata fantastyki. Są i takie z karabinem – mogące zabić. To typ wschodni, ruskopodobny.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę