Jak dowodzą najnowsze badania socjologiczne, rosyjscy emigranci wojennej fali przestali być rozproszonym zbiorem ludzi wymagających pomocy. Tempo, w jakim stworzyli lokalne społeczności, jest zastanawiające. Niestety, umiejętność życiowej i biznesowej adaptacji może na wzór chiński przekształcić diasporę w agenta ekonomicznych i politycznych wpływów Moskwy.
Jak informuje „The Moscow Times”, organizacja pozarządowa Ideas for Russia i fundusz inwestycyjny Social Foresight Group zleciły badanie rosyjskich diaspor powstałych na skutek wojny. Przedmiotem dociekań były strategie ekonomicznego przetrwania emigrantów, a zatem zdolność adaptacji do warunków życia na obczyźnie. Analizie poddano osoby, które opuściły Rosję w ostatnich 18 miesiącach. Głównymi kierunkami wyjazdów okazały się: Armenia, Izrael, Kazachstan, Serbia i Turcja. Najwyraźniej zadziałały obostrzenia, albowiem przed wojną Rosjanie emigrowali do państw Europy Zachodniej oraz do Stanów Zjednoczonych.
Najbardziej zaskakuje fakt, że wojenna, a więc najnowsza fala emigrantów najlepiej przystosowuje się do rzeczywistości krajów pobytu. Rosjanie w szybkim tempie budują warunki egzystencji własnej, ale także dla kolejnych rodaków opuszczających ojczyznę. Wiele osób, które się przeprowadziły, nie tylko szuka lub znalazło już pracę, ale z sukcesem inicjuje działalność gospodarczą lub buduje własne firmy. Pierwsze wnioski z badań oceniają poziom aktywności i przedsiębiorczości jako bardzo wysoki. Przy tym inicjatywy biznesowe nie ograniczają się jedynie do wypracowania zysku. Nie mniej ważnym celem ma być samoorganizacja diaspor, na przykład w oparciu o wspólnoty zawodowe lub ziomkostwa, czyli wspólne miejsca zamieszkania w Rosji.
Niestety tym sposobem rosyjscy emigranci organizują się w getta. Budują rynki zamknięte, mające niewielki związek z gospodarkami krajów przyjmujących. Najpowszechniejszy z biznesowych sektorów – usługowy – działa na użytek osób rosyjskojęzycznych. Zamiast dążeń asymilacyjnych imigranci tworzą enklawy rosyjskości, wzmacniane poprzez sieci społecznościowe. Badania wskazują, że oprócz więzów etnicznej i zawodowej solidarności, wojenni imigranci deklarują wartości europejskie, co dziwi, zważywszy na kraje pobytu, które, z wyjątkiem Izraela, mają do demokracji spory dystans.
Podobnie jest z rozumieniem wartości europejskich. Ankietowani imigranci twierdzą, że poszukują osobistego bezpieczeństwa, wolności, prawnych gwarancji własnościowych i wsparcia socjalnego. Tym samym potwierdzają tezę rosyjskich socjologów o tym, że ich rodacy traktują Europę, a szerzej zagranicę, jak supermarket z towarami na półce. Są biorcami, czyli konsumentami demokracji. Z drugiej strony stawiają się w opozycji do warunków politycznych i społecznych w ich własnym kraju. Po raz kolejny niestety badania podkreślają, że rozbieżność światopoglądowa w takich sprawach jak wojna w Ukrainie lub ocena sytuacji w Rosji jest z Kremlem tylko pozorna. Na czym polega, dowiemy się jesienią z pełnego raportu naukowego. W każdym razie czym innym jest szukanie komfortu i stabilności, a czym innym dostosowanie i akceptacja demokratycznych relacji społecznych.
Rodzi to pytanie, jaki wpływ na deklarowane wartości europejskie mają doraźne względy biznesowe i życiowe? Na przykład otrzymanie prawa pobytu lub wiz do UE niezbędnych do dalszej podróży. Nie ma wątpliwości, że obecne kraje pobytu są jedynie przystankiem.
Wytłumaczeniem nie jest powszechna niechęć do Rosjan wyrażona ignorowaniem przez miejscowe społeczeństwa ani etykieta obywateli państwa-agresora. Rosjanie wcale do ubogich nie należą. Dysponują sporymi zasobami finansowymi, a część nadal pracuje dla rosyjskich pracodawców lub klientów.
Takie wnioski obrazują potencjalny problem, jeśli nie ryzyko. Liczba emigrantów oraz deklarowane przyczyny wyjazdu z Rosji (ucieczka przed poborem, zablokowane windy społecznego rozwoju) wskazują na to, że kraj opuścili ludzie kreatywni, zamożni oraz zbliżeni do nas systemem wartości. Przy tym szybkość dostosowania do nowych warunków, a zarazem skłonność do izolacji mogą w perspektywie zamienić rosyjską diasporę w „globalnego gracza”. Na wzór emigracji chińskiej lub indyjskiej. Wojna w Ukrainie, a więc sankcje mogą sprawić, że większość fali wojennej nigdy nie powróci do domów. Wszystko będzie w porządku, jeśli nowa emigracja oprze się na zaufaniu, instytucjach i wspólnocie wartości. Tylko jakich naprawdę?
„The Moscow Times” prezentuje optymistyczne podejście. Przedsiębiorczość i troska o edukację to przecież nic innego jak budowa przyszłości odmiennej od kremlowskiej. Emigranci deklarują również chęć utrzymania tożsamościowej odrębności, która jest filarem każdej diaspory. Są ku temu silne przesłanki. Emigranci są ludźmi dobrze wykształconymi, a liczba naukowców, wykładowców akademickich czy też osób z doświadczeniem biznesowym jest potężna.
Dlatego perspektywy emigrantów zależą od przyszłości samej Rosji. Załóżmy, że reżim Putina upadnie i kraj podejmie kolejny cywilizacyjny marsz na Zachód. Wówczas diaspora stanie się potężnym zastrzykiem kadrowym, czyli zasobem ludzi z praktycznymi doświadczeniami europejskimi. Rodzi to nadzieję na przeszczepienie wartości, a przynajmniej chęć odtworzenia warunków, w jakich żyli za granicą. W takim przypadku emigranci będą podnosili konkurencyjność Rosji na świecie. Od potencjału finansowego i technologicznego po kapitał ludzki.
A co, jeśli reżim Putina upadnie, a jego miejsce zajmie kremlowski Xi Jinping? Wówczas diaspora prędzej czy później wysiłkami Kremla zamieni się w policyjną i wywiadowczą organizację, wykradającą know-how oraz szpiegującą Zachód.
Gorzej, jeśli reżim Putina transformuje w totalitaryzm XXI w. Wówczas, co znamy z historii, V Kolumna przekształci się w dywersyjne i sabotażowe zagrożenie. Niestety wśród tysiąca uczciwych zawsze znajdą się wilki w owczej skórze. Pamiętajmy, że bliscy emigrantów pozostali w Rosji. Część z nich nie zerwała kontaktów zawodowych i biznesowych z państwem policyjnym. Wobec zjawiska dwojemyszlienia (poglądów prywatnych i oficjalnych zgodnych z dekalogiem aktualnej władzy) deklaracja wartości europejskich może naprawdę okazać się pozorna.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.