Rosja

Co zrobić z rosyjskimi dezerterami?

W Europie toczy się dyskusja na temat rosyjskich dezerterów. Istota problemu nie ogranicza się do racji moralnych, humanitarnych i politycznych.

Robert Cheda
Foto: Tupungato | Dreamstime.com

Powszechna mobilizacja wywołała w Rosji falę ukłonistów. To określenie osób na wszelkie sposoby uchylających się od obowiązkowej w tym kraju służby wojskowej. W czasie wojny chodzi po prostu o dezerterów.

Ujmując rzecz historycznie, taka postawa była immanentną cechą rosyjskiej autokracji i totalitaryzmu, a dziś jest reakcją na dyktaturę Putina. W szerszym sensie, z kraju uciekali i uciekają nie tylko poborowi, ale wszyscy, którzy pragną samorealizacji, a więc wolności. Już w XVI w. Iwan IV Groźny zamknął granicę z Rzeczpospolitą. Przyznał, że jeśli tego nie zrobi, pozostanie zarazem władcą i jedynym poddanym. Nie będzie miał kim rządzić. Spod władzy knuta uciekali równo bojarzy, chłopi, kupcy, rzemieślnicy i duchowni. Szli do sytego i bezpiecznego życia. Tak samo postąpił Stalin i jego następcy.

Proces nasilał się oczywiście w czasie wojen. W latach 1914–1917 przyczyną dezercji była chłopska tożsamość żołnierzy. Klęski i miliony poległych wstrząsnęły mentalnością rosyjskich nowobrańców (poborowych). Mieli horyzont poznawczy ograniczony do rodzinnego chutoru. Mężczyźni, głównie bez wykształcenia, nie walczyli z pobudek patriotycznych. Oddawali życie za cara i wiarę prawosławną. Kiedy zabrakło obu autorytetów, chłopska armia się posypała i wróciła do domów rabować ziemię.

Z kolei w 1941 r. masowe dezercje i odmowa walki były formą odwetu na bolszewikach. Ofiary kolektywizacji i masowego terroru nie chciały walczyć za swojego oprawcę Stalina. Miliony kołchoźników i robotników w mundurach naprawdę chętnie podnosiły ręce do góry. Dopiero gdy wróg zaczął mordować i palić, kolejne fale poborowych zrozumiały, że są bez wyjścia. Mogli tylko umrzeć, zabici przez hitlerowców lub oddziały zaporowe NKWD. I znowu sowiecki żołnierz walczył z poczucia beznadziei, a nie patriotyzmu.

Dziś historia ucieczek zatoczyła koło. Od czasu objęcia władzy przez Putina, przez ogromny kraj przeszły kolejne fale emigracji. Uciekali Czeczeni, biznesmeni, a potem ludzie wykształceni, ale pozbawieni perspektyw. To nie Ukraina lecz Rosja jest światowym liderem drenażu mózgów i kapitałów. Corocznie kraj opuszczało 70 tys. osób z maturą lub wyższym wykształceniem. Jeszcze przed rozpoczęciem agresji o emigracji myślał co trzeci obywatel do 35 roku życia. Od 24 lutego kraj opuściło, ok. 500 tys. Rosjan. Ilu ukłonistów dołączy obecnie?

Nie ma wątpliwości, że uciekną najzdolniejsi, kreatywni i zasobni materialnie. To niepowetowana strata dla rosyjskiej gospodarki, a więc rozwoju Rosji. Z drugiej strony, to wspaniała wiadomość dla Putina. Wzorem Fidela Castro pozbędzie się realnej opozycji, a więc potencjalnego społeczeństwa obywatelskiego. Tych, którym nie uda się uciec, wymorduje w Ukrainie. Pozostałą ludnością po wyeliminowaniu liderów będzie łatwiej rządzić. Ryzyko społecznego buntu istotnie zmaleje.

Natomiast w Europie ścierają się dwa punkty widzenia. Moralność każe nie przytulać dezerterów, którzy przez 7 miesięcy własną biernością stali się współodpowiedzialni za zbrodnie. Ilu wśród dezerterów to kanapowi patrioci, a więc koniunkturaliści? Jeśli stanie się niemożliwe i Putin przechyli szalę wojny na swoją korzyść, tacy ludzie natychmiast zamienią się w kremlowską V kolumnę w Europie. Nie wspominając o agentach i dywersantach policji politycznej, która bez dwóch zdań skorzysta z uchodźczego przykrycia.

Tak o dezerterach myśli Europa Środkowa, Skandynawia – ale już nie Francja, a szczególnie Niemcy. Paryż i Berlin argumentują, że dzięki azylowi dezerterzy nie pojawią się w Ukrainie z karabinami i choćby dlatego stali się przeciwnikami Putina. Zachodnie media wzywają, aby poddać dezerterów resocjalizacji i przekształcić w elity przyszłej Rosji bez Putina. Za ich wpuszczeniem przemawia więc nie poczucie sprawiedliwości, tylko pragmatyzm. Zachodnia część kontynentu pragnie wyhodować własne lobby, które być może przywróci politykę – biznes jak zwykle – na europejskich zasadach. Obecnie równie pragmatyczną korzyścią jest darmowy transfer dziesiątków tysięcy specjalistów niezbędnych zachodnim gospodarkom. Chodzi przecież  o ludzi wywodzących się ze zbliżonego kręgu kulturowego, a więc łatwych w asymilacji.

Oba podejścia mają plusy i minusy, szczególnie w warstwie humanitarnej. Zapominamy jednak o najważniejszym. Ucieczka nie jest najlepszą receptą na życie. Zamiast dezerterować, rosyjska młodzież powinna wyjść na ulicę i pozbawić Putina władzy. Po to, aby zdobyć wolność we własnym kraju.


Przeczytaj też:

Mobilizacja, czyli Putin w opałach

Zarządzona przez Kreml mobilizacja stawia cele wychodzące daleko poza wojenny sens. Jednak bez względu na kalkulacje jest nie tylko przyznaniem się do klęski, ale ryzykownym krokiem. Niestety także dla nas.

Panika wśród młodych Rosjan

Ogłoszona wczoraj przez prezydenta Władimira Putina mobilizacja 300 tysięcy rezerwistów rosyjskich sił zbrojnych wywołała panikę wśród młodych Rosjan. Godzinę po przemówieniu Putina zostały wykupione wszystkie dostępne w sprzedaży bilety lotnicze z Rosji do Stambułu i Erywania.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę