Inwazja Rosji na Ukrainę

Mobilizacja, czyli Putin w opałach

Zarządzona przez Kreml mobilizacja stawia cele wychodzące daleko poza wojenny sens. Jednak bez względu na kalkulacje jest nie tylko przyznaniem się do klęski, ale ryzykownym krokiem. Niestety także dla nas.

Robert Cheda
Foto: Igor Dolgov | Dreamstime.com

Głównym odbiorcą mobilizacyjnego wystąpienia Putina są oczywiście Rosjanie. Nie możemy jednak zapomnieć o wyraźnym szantażu nuklearnym. W porównaniu z dotychczasowymi groźbami narracja kremlowskiego zbrodniarza ulega radykalizacji. Jeśli 7 miesięcy temu Putin wskazywał, że Ukraińcy to naprawdę Rosjanie, dziś kłamstwo odeszło w niepamięć. Dla Moskwy Ukraina jest obecnie polem bitwy w coraz mniej skrywanej wojnie z Zachodem. No cóż, jeśli Rosja ponosi klęski w konfrontacji z państwem, którego zniszczenie planowała na 3 dni, trzeba wskazać społeczeństwu innego, silniejszego przeciwnika.

Inna sprawa to próba podbicia lęków zachodnich polityków, opinii publicznej i biznesu. Jądrowa retoryka, coraz bardziej desperacka, ma nakłonić zachodni świat do negocjacji, pozwalających Putinowi zakończyć awanturę z twarzą. Moskwa nie mówi już o okupacji całej Ukrainy. Pseudoreferenda są próbą uratowania dotychczasowych zdobyczy terytorialnych. Dlatego ich wyzwolenie przez ukraińską armię, uzbrojoną w zachodnią broń i wspomaganą przez NATO, jest przedstawiane Rosjanom jako egzystencjalna obrona przed obcym najazdem. Czy to zapowiedź rozpętania przez Kreml III wojny światowej? Niestety Putin zaczyna myśleć i działać jak Hitler zamknięty w oblężonym Berlinie. Parafrazując słowa zbrodniarza: Rosja i świat okazali się niegodni demiurga, dlatego niech sczezną razem z Putinem.

Lub, jak w reakcji na mobilizacyjny dekret natychmiast podpowiedział Pekin, Zachód powinien usiąść do negocjacji, a więc skapitulować przed urządzeniem ludzkości na chińsko-rosyjską modłę.

Jeśli chodzi o Rosjan, celów mobilizacji jest wiele. Oprócz odciągnięcia uwagi od klęski pod Charkowem, powołanie do woja 300 tys. mężczyzn ma spacyfikować aktywną, młodszą część społeczeństwa. To nie przypadek, że barbarzyński najazd popiera głównie pokolenie 60+, które ze względu na wiek jest chronione przed wzięciem do rąk AK-47. To oni krzyczą najgłośniej, ale na rzeź nie pójdą. Na cmentarze trafi rosyjska młodzież. Putin ma nadzieję, że branka obejmie najlepiej wykształconych i kreatywnych, co pomoże zamienić umundurowaną masę niewolników w armię zdolną do walki.

Próżne nadzieje. W Rosji służba wojskowa to obowiązek. Armia corocznie wzywa 150 tys. poborowych, ale do szeregu nie trafia ponad 30 proc. Uchylają się przed służbą, najczęściej uciekając lub korupcyjnie wykupując. Teraz również do wojska trafią najbardziej nieporadni intelektualnie i materialnie. Armia niewolników będzie walczyła w Ukrainie jeszcze gorzej, a hekatomba osiągnie astronomiczne rozmiary.

W tym paradoksalnie szansa na przełom. Moskwa, Petersburg i inne milionowe miasta są tradycyjnymi centrami niezgody na Putina. To owe 20 proc. jawnych przeciwników Kremla. Pozostałe 80 proc. – w tym 30 proc. wspierających wojnę „raczej” – mieszka na prowincji, która złoży w Ukrainie największą daninę krwi. Problem w tym, że dzięki jej dotowaniu z budżetu federalnego prowincja jest żelaznym elektoratem Putina. Dlatego Kreml postawił przed sobą zadanie utrzymania owych 80 proc. w bierności, która wyraża się obojętnością wobec wojny. Większość Rosjan udaje, że zajmuje się sprawami prywatnymi, byle tylko nie wziąć na siebie odpowiedzialności za zbrodnie i agresję. Tylko śmierć dziesiątków tysięcy poborowych ze wsi i miasteczek może zrewoltować obojętną masę. Dopiero wtedy prowincja przejrzy na oczy i ruszy za przykładem zbuntowanych metropolii.

Nie będzie to szybki proces, choćby ze względu na blokadę informacyjną. Putin sprytnie przełożył odpowiedzialność za mobilizację na gubernatorów prowincji. To oni wezmą na siebie pierwszy impet ludowego gniewu. Nie ma jednak wątpliwości, że jeśli lawina ruszy, błyskawicznie zmiecie kremlowskie elity. Szybciej niż zdołają nacisnąć atomowy guzik zagłady. Wniosek jest niezmienny, zbrójmy Ukrainę jeśli chcemy, aby Putin skończył w bunkrze jak Hitler.  


Przeczytaj też:

Ukraina oskarża. Zachód się boi. Rosja jak III Rzesza

Według prezydenta Ukrainy Rosja deportowała ponad 2 mln obywateli jego kraju. Czystka etniczna, a taka się dokonuje, stawia Rosję w jednym szeregu z III Rzeszą. Kiedy Zachód skończy z relatywizacją i nazwie przestępstwa Putina po imieniu, czyli zbrodniami przeciwko ludzkości?

Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę!

To miał być wzorowy blitzkrieg. Uderzenie gwiaździste z kilku kierunków, szybkie opanowanie ukraińskiej stolicy, obsadzenie najwyższych stanowisk państwowych w Ukrainie prokremlowskimi marionetkami i rozpoczęcie długoletniej kampanii szantażowaniem świata wojną w całej Europie. A co z tego wyszło...

Dramat w cieniu zwycięstwa

Na tle udanej kontrofensywy Ukraina rozpoczyna debatę na temat praw i obowiązków ludności terenów okupowanych. Chodzi o wskazanie granicy pomiędzy koniecznością przeżycia i kolaboracją, a z drugiej strony między sprawiedliwością i zemstą.

Rosyjski kaganiec oświaty

W próbach wynarodowienia Ukraińców Putin wykorzystuje edukacyjną broń masowego rażenia. Ponieważ jej ofiarami są dzieci, nazywanie kremlowskiego carzyka zbrodniarzem znajduje kolejne uzasadnienie.

Panika wśród młodych Rosjan

Ogłoszona wczoraj przez prezydenta Władimira Putina mobilizacja 300 tysięcy rezerwistów rosyjskich sił zbrojnych wywołała panikę wśród młodych Rosjan. Godzinę po przemówieniu Putina zostały wykupione wszystkie dostępne w sprzedaży bilety lotnicze z Rosji do Stambułu i Erywania.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę