Podczas wojny Niemcy zniszczyli Jasło w 97% – czyli procentowo bardziej niż zrujnowaną w 85% Warszawę. Oczywiście symbolem niemieckiego barbarzyństwa pozostaje zrównanie z ziemią Warszawy jako stolicy wielomilionowego kraju, w dodatku poprzedzone niewyobrażalnie tragicznymi wydarzeniami Powstania Warszawskiego. Na naszą pamięć zasługuje jednak również martyrologia tego niewielkiego podkarpackiego miasteczka.
Dlaczego w zasadzie Niemcy tak okrutnie obeszli się z Jasłem? Przecież skali oporu stawianego im w Warszawie i tego napotykanego w Jaśle nie można nawet porównywać. Jedynym znaczącym aktem buntu, jakiego dopuścili się Polacy w Jaśle, była przeprowadzona przez AK w sierpniu 1943 roku brawurowa akcja o kryptonimie „Pensjonat”. Grupa konspiratorów przebranych w niemieckie mundury dostała się do więzienia, gdzie rozbroiła strażników, a następnie uwolniła 120 więźniów. Niemcy mścili się, nasilając terror jesienią 1944 roku. Nic nie zapowiadało jednak, że nadciągający dramat przybierze aż tak kolosalne rozmiary. 13 września zaczęto metodycznie wysiedlać całą ludność z miasta. Ofiarom pozwalano zabrać z domu tylko jeden tobołek i kazano iść w nieznane. Kiedy po 15 tysiącach mieszkańców pozostały już tylko puste lokale, okupant rozpoczął dzieło zniszczenia.
Z miasta całymi dniami kursowały pociągi wywożące do Niemiec zrabowane dobra materialne, wśród których przeważały maszyny rolnicze, urządzenia i sprzęty codziennego użytku. Nie brakowało tam również drogich dzieł sztuki. Łącznie do kraju wroga (konkretnie do Düsseldorfu) wyjechało 1020 wagonów wypełnionych polskim dobytkiem, którego część pochodziła z tamtejszych zakładów pracy, a część – z prywatnych mieszkań. Hitlerowcy nie zaspokoili się jedynie tym bulwersującym aktem grabieży.
Po opróżnieniu terenu Jasła ze wszystkiego, co przedstawiało w ich oczach jakąkolwiek wartość, przystąpili do stopniowego niszczenia budynków. Materiały wybuchowe podłożono pod gmachy starostwa, magistratu, Rady Powiatowej, sądu, więzienia, szpitala, banku oraz gimnazjum. Wysadzono również będący wizytówką miasta piękny, historyczny klasztor Sióstr Wizytek oraz neogotycki kościół Świętego Antoniego z Padwy. Barbarzyńska akcja niszczenia miasta trwała cztery miesiące. W centrum oszczędzono tylko jeden budynek, który był kwaterą gestapo. Pozostałe budynki, które ocalały, znajdowały się już na przedmieściach. Z 1152 budynków przetrwało zaledwie 39.
Nie ma żadnego racjonalnego wytłumaczenia dla takiej decyzji Niemców. Jasło nie miało dla nich żadnego znaczenia militarnego, a pozbawione mieszkańców, nie stanowiło nawet najmniejszego zagrożenia. O ile sensu z punktu widzenia zbrodniarzy można dopatrzyć się w aktach zniszczenia starostwa, więzienia czy sądu – bo tam znajdowały się obciążające ich dokumenty, a więc scelere velandum est scelus (jedną zbrodnię przykryj drugą) – o tyle akty zniszczenia szpitala, szkoły czy prywatnych domów stanowiły już tylko niczym nieuzasadnioną, prymitywną agresję wymierzoną w naród polski. Jej inicjatorem i prowodyrem był hitlerowski starosta Jasła, Walter Gentz, odznaczający się patologiczną wręcz nienawiścią i pogardą do prawowitych mieszkańców miejscowości. To jemu przypisuje się prorocze słowa: „Jasło będzie niemieckie albo nie będzie go wcale”. Jedyną nader specyficzną „zasługą” tego funkcjonariusza było wybrukowanie głównej ulicy Jasła. Niestety, do tej pracy wykorzystano więźniów, a używanym materiałem nierzadko były macewy (żydowskie nagrobki). Fragmenty tego bruku służą jednak mieszkańcom do dziś.
Po wojnie zbrodniarz (z wykształcenia doktor prawa!) powrócił do rodzinnego Düsseldorfu i ukrywał się tam. Ciążyło na nim nie tylko przestępstwo przeciwko infrastrukturze Jasła, ale przede wszystkim zbrodnia przeciwko ludziom. Chociaż był urzędnikiem administracyjnym i nie miał takiego „obowiązku” jak wojskowi, uczestniczył na ochotnika w egzekucjach ludności polskiej i żydowskiej na Hałbowie (gmina Nowy Żmigród). Za to zachowanie został skrytykowany nawet przez swoich zwierzchników, gdyż Niemcy wymagali, aby każdy trzymał się swoich zadań i nie występował przed szereg. Wiele wskazywało na to, że uda mu się pozostać bezkarnym, ale w 1967 roku został przypadkowo rozpoznany na ulicy. Zatrzymany i umieszczony w areszcie, w oczekiwaniu na proces popełnił samobójstwo.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.