Prowadzenie każdej działalności gospodarczej obarczone jest ryzykiem. Rozłożyć nas mogą czynnik makro i mikroekonomiczne. Jest jednak pewien wyjątek. To banki. One jawią się ostoją biznesowego bezpieczeństwa.
Drugie półrocze 2021 r. przyniosło bankructwo 8200 konsumentów, wynika z danych Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej. W całym roku łączna liczba zatwierdzonych niewypłacalności była już ponad dwukrotnie wyższa i dotyczyła prawie 16,5 tys. osób. W dniu ogłoszenia bankructwa byli oni winni 602 wierzycielom 260 mln zł. Nie ma specjalnie wątpliwości, że tej liczbie, przynajmniej częściowo, była winna pandemia COVID-19.
W świecie małych i średnich przedsiębiorstw sprawa nie wygląda inaczej. W 2020 r. o ryzyku bankructwa mówiło 11% firm. Później przedsiębiorcy nauczyli się działać w warunkach kryzysu i liczba ta spadła do 7%. Natomiast na początku obecnego roku wśród przedsiębiorców pojawił się strach. O ryzyku bankructwa zaczęło mówić 19% ankietowanych w badaniu przeprowadzonym na zlecenie Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor. Czy winny jest temu ogłoszony koniec pandemii, a może działania NBP pod kierownictwem Adama Glapińskiego? Czy może Polski Ład z hukiem lansowany przez premiera Mateusza Morawieckiego? Wojna to wydarzenia późniejsze, których nikt jeszcze w badaniach nie uwzględniał.
Każdy, kto prowadzi działalność gospodarczą w celach zarobkowych, liczy się z występowaniem ryzyka. Założenie jest proste. Firma ma przynosić zysk, ale w wyniku błędnych decyzji związanych z przedsiębiorstwem i branżą, specyfiką branży, pozycją na rynku, umiejętnością prognozowania czy też sytuacją na rynku wiążącą się z koniunkturą, zmianami przepisów prawa, inflacją, wysokością stóp procentowych, kursem walutowym – może przynosić straty. Dotyczy to każdej firmy, ale szczególnie tych małych, zatrudniających do 49 osób, a nawet tych świadczących usługi w ramach umów śmieciowych na zasadach B2B. Dla tych ostatnich na przykład wzrost składki zdrowotnej oznacza natychmiastowy spadek dochodów o kwotę wzrostu i żaden „pracodawca” im tego nie zrefunduje, ani nie będzie negocjował podwyżki opłat z powodu wzrostu kosztów prowadzenia działalności gospodarczej.
W świecie biznesu jest jednak pewien wyjątek. To banki. Mimo że wiele opracowań naukowych opowiada o ryzyku banków w prowadzeniu działalności, to sprawa wydaje się kwalifikować do kategorii „bajkopisarstwo”. Owszem, zdarzają się bankructwa banków i parabanków, jak dajmy na to SK Bank czy SKOK Wołomin, gdzie udzielano kredytów na „słupa” każdemu znajomemu i przyjacielowi królika, ale to jest wyjątek leżący na styku biznesu, polityki i przekrętu mafijnego. Wystarczy przypomnieć, że gdy mimo sprzeciwu PiS Komisja Nadzoru Finansowego objęła nadzorem przedsiębiorstwo, a wiceszef Komisji Nadzoru Finansowego Wojciech Kwaśniak wykrył nieprawidłowości w tej sprawie, natychmiast zmasakrowali go nieznani sprawcy. Sądy do dziś nie podjęły decyzji wobec podejrzanych w tej sprawie. Zostawmy jednak wyjątki.
Banki są bezpieczne. To kluczowe dla bezpieczeństwa zgromadzonych w nich oszczędności. Mniej bezpieczne dla kredytobiorców, bo to, że banki są bezpieczne, oznacza, że kredytobiorcy za to zapłacą. Glapiński mówi: „wysoka inflacja wymaga kolejnych podwyżek stóp procentowych” i podnosi stopy, a banki podnoszą oprocentowanie kredytów i nie zapominają o marżach. Nikt jeszcze nie słyszał o bankierze, który powiedziałby: „NBP podniósł stopy procentowe, to może być zbyt duże obciążenie dla naszych klientów. Powinniśmy to uwzględnić w ryzyku działalności bankowej. Podzielmy koszty między siebie, a klienta”. To tak nie działa. Bank przerzuca całe ryzyko na klienta. Niech ten się martwi. Jego problem. Mógł to przewidzieć. Po co głosował na złych polityków, którzy wywołali drożyznę? Jedyne ryzyko, jakie w tej sytuacji ponosi bank, polega na tym, że klient przestanie płacić. Co z tego? Kredyt jest zabezpieczony. Zlicytuje się klienta i obciąży kosztami prowadzenia sprawy. W czym problem? Klient zostanie w gaciach, a bank odzyska dług. Dobrze, że bank nie może zabrać rzeczy osobistych, bo te gacie też można by przecież zlicytować.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.