Prezydent zdecydował: Morawiecki ma formować rząd

„Nocna zmiana”, sezon 2

PiS chce wykreować nowego świętego, skrzywdzonego przez zdradziecką opozycję. Czy Jacek Kurski już pracuje nad scenariuszem nowego paradokumentu?

Tomasz Nowak
Foto: FinnishGovernment, CC BY 2.0, via Wikimedia Commons

Prezydent Andrzej Duda wykonał pierwszy krok, powiedział „zdecydowałem” i powierzył misję formowania nowego rządu Mateuszowi Morawieckiemu. Jednocześnie „puścił oko” do PSL, wyznaczając na marszałka seniora Marka Sawickiego. Prezydent podkreślił, że żadne z ugrupowań biorących udział w wyborach nie uzyskało samodzielnej większości, dlatego w ramach „kontynuacji dobrej tradycji parlamentarnej” decyduje, aby misję formowania rządu powierzyć reprezentantowi Prawa i Sprawiedliwości, które uzyskało największą liczbę głosów. Zaznaczył też, że jeśli misja przedstawiciela Prawa i Sprawiedliwości się nie powiedzie, wówczas w drugim kroku to Sejm wybierze kandydata na premiera, a on „niezwłocznie powoła go na to stanowisko”.

Komentatorzy twierdzą, że misja Morawieckiego nie może się powieść, ponieważ PSL pamięta los Samoobrony, LPR i Porozumienia, więc nie położy głowy i grubo ponad stuletniej historii partii pod topór trzymany przez Jarosława Kaczyńskiego. Zresztą kto chciałby grać w drużynie przegranych. Czemu zatem prezydent od razu nie przeszedł do drugiego kroku i nie wyznaczył do misji tworzenia nowego rządu Donalda Tuska? Powód jest prosty. Chodzi o cyrk. Przy okazji ugrilluje się Morawieckiego, więc konkurencja przy ewentualnej schedzie po Kaczyńskim będzie mniejsza. Chociaż nic nie wskazuje na to, że prezes namaści Andrzeja Dudę na swojego następcę, ten nadal się łasi i ociera o nogawki. Poza tym wybory samorządowe idą, a za nimi unijne, więc bicie piany się przyda.

Teraz zacznie się przedstawienie. Już raz byliśmy świadkami podobnych wydarzeń w przypadku odwołania rządu Jana Olszewskiego w czerwcu 1992 r. Był to pierwszy rząd po wygranych wolnych wyborach. Od początku powstawał wbrew prezydentowi Lechowi Wałęsie. Olszewski nawet próbował się wycofać z misji, ale dzięki wysiłkom Kaczyńskiego sejm dymisję odrzucił i ostatecznie na bazie matecznika PC jakiś rząd został ulepiony. Szybko okazało się, że nie dość, że rząd jest kiepski, to jeszcze brakuje mu większości, więc nie jest w stanie wygrać żadnego głosowania. Ponadto zaostrzał się konflikt z Wałęsą. Najpierw dotyczył kontroli nad armią, później traktatu z Rosją (chodziło o fragment dotyczący powołania polsko-rosyjskich spółek, do którego wykreślenia doprowadził Wałęsa tuż przed podpisaniem), sprawa lustracji życia publicznego przypieczętowała sprawę. W efekcie „zdrajcy z opozycji” obalili rząd mniejszościowy świętego Polaka-katolika-patrioty Jana Olszewskiego, który sprzeciwiał się zachodnim kapitalistom wykupującym polski przemysł, a także walczył z Rosją i prezydentem Lechem Wałęsą. Historię obalenia rządu Olszewskiego zekranizował Jacek Kurski w filmie „Nocna zmiana”, który stał się podstawą mitu założycielskiego PiS.

Dziś ma mieć miejsce powtórka z rozrywki. Mateusz Morawiecki otrzymał misję tworzenia rządu, w czym będą mu przeszkadzać zdrajcy z opozycji demokratycznej. Intryga jest szyta tak grubymi nićmi, że trudno uwierzyć, że wymyślił ją główny strateg IIIRP Jarosław Kaczyński, który zresztą na zebraniu partyjnej wierchuszki na Nowogrodzkiej po decyzji Dudy się nie pojawił. Dziwić też może, że Mateusz Morawiecki dał się w nią wkręcić. Ale najbardziej dziwi, że zaangażował się w nią Andrzej Duda, który potwierdził swoją usłużność wobec partii matki, a tym samym zamknął sobie drogę do wielu urzędów na prezydenckiej emeryturze. Jednak jedna fucha będzie zawsze dla prezydenta dostępna. Będzie mógł zostać ministrantem, dajmy na to, u ojca dyrektora w Toruniu.


Przeczytaj też:

Wygrać to nie wszystko, teraz trzeba rządzić

Liderzy opozycji skazani są na daleko idące kompromisy, bo spełnienie wszystkich obietnic wyborczych może być bardzo trudne.

Progresywna Polska? Dziękujemy, nie

Demokratyczne środowiska cieszą się, że wygrały wybory. Tymczasem są prawie równie konserwatywne, jak pokonana prawica.

Czy na Titanicu śpiewa Zenek?

PiS tonie, a opozycja staje przed wielkimi wyzwaniami, tym trudniejszymi, że warunki ich podjęcia są niekorzystne. Po 15 października polska polityka się zmieni. W jakim kierunku? To pozostaje wielką niewiadomą. Jednego możemy być pewni: nie zobaczymy już rządzących podrygując...

Kto będzie rządził kulturą po wyborach?

To pytanie spędza sen z powiek kilkudziesięciu tysiącom urzędników, twórców i animatorów. A powinno też odbiorcom. Najgłośniej mówi się o Aldonie Machnowskiej, wiceprezydentce Warszawy i Małgorzacie Kidawie-Błońskiej.

Samobójcza odwaga ministra

Nowy prezydencki minister Marcin Mastalerek krytykuje Jarosława Kaczyńskiego. To przejaw niezwykłej odwagi albo głupoty, bo wszystkie karty w partii rozdaje prezes. Chyba że to koniec jego władzy absolutnej.

Między Twitterem a urną wyborczą jest przepaść

Konfederacja miała być czarnym koniem październikowych wyborów parlamentarnych. Rzeczywistość okazała się bolesna.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę