Bliski Wschód

Bliskowschodnia beczka prochu

Od przeprowadzenia masakry Hamasu na Izraelczykach, gdy zamordowano 1400 osób, a dalszych 240 uprowadzono jako zakładników, groźba podpalenia lontem bliskowschodniej beczki prochu krąży jak widmo po gabinetach polityków. Ale jaka dokładnie to groźba?

Prof. Arkadiusz Stempin
Hassan Nasrallah. Foto: Khamenei.ir, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons

Scenariusz eskalacji i rozlania się konfliktu na kraje ościenne miałby przebiegać następująco: z terenu Libanu i Syrii bojówki Hezbollahu, właściwie zaprawiona w walkach i znacznie lepiej od Hamasu uzbrojona armia, wciągają Izrael w wojnę na dwóch frontach. Izrael odpowiada atakiem na Liban i na stacjonujące w Syrii irańskie punkty militarne. To inicjuje atak Iranu na Izrael, a prawdopodobnie także na amerykańskie punkty militarnego wsparcia dla Izraela w rejonie Zatoki Perskiej. Od połowy października stacjonuje tam grupa uderzeniowa USA. Ale pogranicze izraelsko-libańskie już stanęło w ogniu.

Wprawdzie Hassan Nasrallah, od 30 lat przywódcy szyickich terrorystów z Libanu, jak zawsze ubrany na ciemno i w czarnym turbanie, dał wyraz niewielkiej chęci, swojej i sponsorów w Iranie, by dać się wciągnąć do wojny w regionie. Nasrallah wychwalał Hamas jako jedynego inicjatora ataku z 7 października, co należy zinterpretować: nie czyńcie nas za to odpowiedzialnymi. Ale w międzyczasie Hamas i sprzymierzone z nim oddziały milicji Qassam odpaliły 30 rakiet, w tym rakietę „Burkan” z 300-kilogramowym ładunkiem, z czego większość przechwycono, dokonały ostrzału na izraelskie pozycje artyleryjskie rosyjskimi rakietami „Kornet” i zaatakowały miasto Kirjat Szemona w ramach odwetu za zabicie trzech dziewczynek dronem w strefie przygranicznej (dziewczynki uległy spaleniu). Odpowiedź Izraela? Jego lotnictwo przeprowadziło nocą dwa ataki na niewielkie libańskie miasto Aaramta na południu kraju. Wymiana ognia oznacza najkrwawszą przemoc na granicy libańskiej od czasu trwającej miesiąc wojny Izraela z Hezbollahem w 2006 roku. Jak dotąd w Libanie zginęło ponad 70 bojowników Hezbollahu i 10 cywilów, w Izraelu 10 osób, w tym siedmiu żołnierzy. To jeszcze nie podpalenie beczki z prochem. Nasrallah unika większej konfrontacji i swój arsenał rakiet z Iranu przetrzymuje w podziemnych silosach. Większą siłę rażenia niż nocny nalot na Aaramta posiadało do tej pory werbalne kontruderzenie premiera Benjamina Netanjahu: „Przystępując do wojny, przypieczętujecie los Libanu”. Akurat nie ma w tym przesady. Ali Hamdan, wpływy doradca przewodniczącego parlamentu w Libanie Nabih Berriego ma tego świadomość: „Nie chcemy wojny, ale swoboda manewru staje się coraz mniejsza”.

Obydwie strony trzymają jeszcze nerwy na wodzy. Co nie jest powodem do odwołania alarmu. Równolegle lont z jeszcze większą beczką prochu dymi na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Jerozolimie, czyli tam, gdzie znajduje się muzułmańska świętość – meczet Al Aksa.

Od dawna obowiązuje święte przekonanie o bezprawnej okupacji Zachodniego Brzegu Jordanu przez Izrael i obowiązku wyzwolenia tych ziem. Co tkwi nie tylko w głowach bojowników Hezbollahu czy Hamasu i wspierającego ich Iranu. Dla wszystkich Palestyńczyków nakaz podjęcia ostatecznej walki z karabinem w ręku o wyzwolenie Zachodniego Brzegu Jordanu jawi się w sposób niemal oczywisty, odkąd rządy w Izraelu przejął premier Netanjahu, a determinacja wzrosła wraz z powstaniem ultraprawicowego gabinetu w Tel Awiwie. Uchodzi za wielce prawdopodobne, że Izrael zaanektuje okupowane tereny, wypędzi Palestyńczyków, a meczet Al Aksa rozbierze, zamieniając go w izraelskie miejsce kultu. Czego natomiast rząd izraelski nie śmiałby uczynić, sceduje na ekstremistów i osadników. Ultraprawicowi osadnicy wypchnęliby natychmiast Palestyńczyków za Jordan.

Zamiast zaprzeczyć takim scenariuszom, politycy izraelscy – coraz wyższego szczebla – dolewają oliwy do ognia. A nawet scenariusz uwiarygodniają czynami. Przy zupełnej bierności wojska uzbrojeni osadnicy napadali przecież w nieodległej przeszłości na palestyńskie wioski, puszczali je z dymem oraz wycinali ponad stuletnie drzewa oliwne, symbole palestyńskiej kultury. I to dokładnie tam, gdzie nie rządzi Hamas.

Najbliższe otoczenie Netanjahu nadal podbija bębenek. Już oficjalnie mówi się o wyeliminowaniu Palestyńczyków. Padają propozycje, by zwycięskim Izraelczykom, którzy podbili strefę Gazy, przydzielić zdobycz, z której przepędzili Palestyńczyków. Nawet w Egipcie, który w 1979 roku podpisał układ pokojowym z Izraelem, w obliczu nowych wypadków zaczęto dyskutować, czy układ jeszcze obowiązuje. Jeśli Izrael miałby wypędzić Palestyńczyków na Półwysep Synaj, naruszyłby porozumienie z 1979 roku o przestrzeganiu granicy egipsko-izraelskiej. W Egipcie z kolei pamięta się dobrze, że Palestyńczycy, jeśli zbiegli już do innego kraju, nigdy już z niego nie powrócili. Prezydent Egiptu Abdel Fattah al Sisi nie zamierza przyłożyć swojej ręki do palestyńskiego eksodusu. Nawet gdyby USA i UE przyszłyby z finansową pomocą jego silnie zadłużonemu krajowi. Prezydent mógłby się okazać bezradny wobec nastrojów własnej ulicy. Ponadto Egipt stałby się częścią konfliktu między Palestyńczykami a Izraelem, obszarem wszelkich akcji militarnych wymierzonych w Izrael, częściowo przy wsparciu samych Egipcjan. Gwarantowana recepta do destabilizacji największego arabskiego kraju ze 105 milionami mieszkańców. Groźba w takim samym stopniu relewantna dla Jordanii, kraju z największą grupą Palestyńczyków na Bliskim Wschodzie. I tu nabrzmiewający konflikt w regionie zdestabilizowałby podstawę rządów Haszymidów.

Jeśli w dalszym ciągu izraelskie wojsko i służby porządkowe będą uzbrojonym osadnikom zezwalać na ataki na Palestyńczyków lub, co jeszcze gorsze, zostanie przeprowadzony zamach na meczet Al Aksa, podłączony do beczki z prochem lont wybuchnie. Tylko jeśli Netanjahu powściągnie ekstremistów wśród osadników i prowokatorów w swoim rządzie, bliskowschodnia beczka nie eksploduje. To Jerozolima i cały rejon Zachodniego Brzegu Jordanu posiada największy potencjał wywołania niepożądanej reakcji domina, prowadzącej ostatecznie do nieszczęsnego pożaru na całym Bliskim Wschodzie.


Przeczytaj też:

Eskalacja na Bliskim Wschodzie

Po ataku Hamasu na Izrael geopolityczny porządek na świecie destabilizuje się jeszcze bardziej.

Wszyscy przegrają tę wojnę

Z czysto logicznego i militarnego punktu widzenia Palestyńczycy porwali się na czysto samobójczą wojnę. Ale za krwawym polowaniem na Izraelczyków oraz zapewne długą i nieprzebierającą w środkach odpowiedzią władz w Jerozolimie stoi raczej inna kalkulacja.

Palestyńskie państwo – jedyna opcja na bliskowschodnią beczkę prochu

Dwa tygodnie po bestialskim mordzie Hamasu na mieszkańcach Izraela jego rząd dyszy żądzą zemsty. Lada dzień zamierza wjechać z czołgami do palestyńskiej strefy Gazy. „Hamas zniknie”, zarzeka się minister obrony Izraela Yoav Gallant. Więcej niż wątpliwe. Na pewno jednak poleje ...

Hamas. Trzeci front USA

Atak Hamasu wygląda na zaplanowaną operację wymierzoną w USA. Po Ukrainie i Tajwanie palestyńscy terroryści otworzyli Stanom Zjednoczonym trzeci front. Tymczasem amerykańska doktryna obronna zakłada zdolność do walki na dwóch frontach, a praktycznie na jednym fr...

Co dalej ze Strefą Gazy?

Po brutalnym akcie terroryzmu Jerozolima obiecała zetrzeć Hamas z powierzchni ziemi, a w tym celu zrzec się jakiejkolwiek odpowiedzialności za los mieszkańców Strefy Gazy. W miarę rozwoju sytuacji wydaje się jednak, że władze Izraela wiedzą, co, ale kompletnie nie mają po...

Czy Izrael wie, co to strategia?

Opracowany przez izraelskie ministerstwo wywiadu „luźny projekt” mówiący o wysiedleniu ponad 2 mln Palestyńczyków ze Strefy Gazy na egipski Półwysep Synaj pokazuje, że izraelscy decydenci mentalnie tkwią w latach 40. i są totalnie oderwani od rzeczywistości.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę