Wyniki dochodzenia unijnych mediów są co najmniej alarmujące. Chińscy stypendyści drenują niemieckie, a szerzej – unijne ośrodki naukowe. Następnie chińska armia wykorzystuje ich wiedzę do modernizacji potencjału nuklearnego.
Badanie – China Science Investigation – to wynik współpracy 11 europejskich mediów oraz platformy śledczej CORRECTIV. W niemieckiej części oprócz rozgłośni DW wzięły udział gazeta „Süddeutsche Zeitung” i radio Deutschlandfunk.
Rezultaty są frapujące. Ośrodki akademickie UE cieszą się rosnącą popularnością wśród stypendystów chińskiego rządu. Tylko przez niemieckie politechniki i uniwersytety przewinęło się 60 tys. młodych naukowców z ChRL. Oczywiście przepływ informacji z różnych dziedzin jest filarem globalnego postępu. W Niemczech, podobnie jak w innych państwach UE, wolność nauki jest chroniona konstytucyjnie jako jeden z filarów swobód obywatelskich.
Tyle że – jak wynika z dziennikarskiego śledztwa – talenty natychmiast przechwytuje chińska armia. Naukowcy rokujący największe nadzieje trafiają do zmilitaryzowanych centrów badawczych, gdzie pracują nad unowocześnieniem chińskich głowic nuklearnych. I nie tylko – zważywszy na stypendia w europejskich katedrach chemii, biologii i genetyki.
Ścieżki naukowej przygody młodych Chińczyków są uderzająco podobne. Po obronie rozpraw doktorskich w kraju przenoszą się do Europy. Najpierw prowadzą badania z dziedziny fizyki jądrowej, np. we Włoszech, a kolejne lata spędzają w uczelniach Hamburga lub Moguncji. Po powrocie do domu najlepsi odnajdują się Chińskiej Akademii Fizyki Inżynierskiej (CAEP). To jedna z uczelni podporządkowana armii. Pracuje nad unowocześnieniem głowic jądrowych. Podlega bezpośrednio Departamentowi Rozwoju Sprzętu Centralnej Komisji Wojskowej Chińskiej Republiki Ludowej. To z kolei najwyższa instytucja obrony narodowej kierowana przez prezydenta Xi Jinpinga. Jednym z najnowszych priorytetów badawczych departamentu jest technologia laserowa.
Jaka jest skala drenażu? Na przykładzie Niemiec pozornie niewielka. Na 60 tys. chińskich stypendystów, dziennikarzom udało się zidentyfikować około tysiąca naukowców, którzy po powrocie z Europy prowadzą badania w ramach programów ściśle wojskowych. Jednak to wierzchołek góry lodowej.
Chińska partia komunistyczna inwestuje duże środki w naukę, aby Państwo Środka do 2050 r. stało się technologicznym supermocarstwem. Dlatego połączenie technologii wojskowych i cywilnych to oficjalny cel Pekinu. Xi Jinping wyjaśnił: – Nauka nie ma granic, ale naukowcy mają ojczyznę. W związku z tym badania cywilne powinny służyć Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Patriotyzm jest obowiązkiem badaczy!
Natomiast przemawiając w Chińskiej Akademii Nauk, zadeklarował: – Tylko gdy mamy w rękach kluczowe technologie, możemy zagwarantować bezpieczeństwo gospodarcze i obronne.
Cytaty z Xi stawiają przed Europą, a szczególnie Niemcami pytania kluczowe nie tylko z moralnego punktu widzenia. Gdzie kończy się wolność nauki, a zaczyna szpiegostwo? Czy Unia nie staje się kuźnią chińskiego arsenału jądrowego, który może zostać użyty przeciwko niej?
W tym momencie zaczyna się polityka, a kolejne pytanie brzmi: czy rozsądna? Jak twierdza autorzy raportu, niemiecki rząd uważa współpracę naukową z ChRL za politycznie pożądaną. Pekin jest jednym z głównych partnerów handlowych Berlina, dlatego według kolejnych gabinetów „wymiana naukowa jest szczególnie ważna dla stabilnych stosunków dwustronnych w dłuższej perspektywie”.
Z drugiej strony ten sam Berlin, Komisja Europejska, o NATO nie wspominając, uważają ChRL za, delikatnie mówiąc, konkurenta, a nie partnera. Tymczasem z medialnego dochodzenia wynika, że badacze niemieccy i chińscy współpracują co najmniej w 350 projektach o militarnym wykorzystaniu.
Według Towarzystwa Naukowego Maxa Plancka „około jedna trzecia” wszystkich kierowniczych stanowisk naukowych w Chinach jest obecnie zajmowana przez osoby z niemieckim wykształceniem. Publicystka Didi Kirsten Tatlow specjalizująca się w chińskim drenażu technologicznym uważa politykę Berlina za poważne zagrożenie bezpieczeństwa: – Istnieje angielskie powiedzenie: „Nie gryź ręki, która cię karmi”. W przypadku Niemiec powinno brzmieć: „Nie karm ręki, która cię gryzie” – ocenia Tatlow.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.