W kwestii wojny z narkotykami zostaje nam pogratulować narkotykom zwycięstwa. Czas na traktat pokojowy. Polityka oparta o delegalizację źle się zestarzała.
Nie widzę nawet jednego logicznego argumentu przemawiającego za tym, żeby konopie były nielegalne. Jak na razie wszystkie badania naukowe badające wpływ konopi na organizm i społeczeństwo świadczą na niekorzyść polityki opartej o delegalizację. Od Raportu burmistrza Nowego Yorku Fiorello La Guardia z 1944 r., który jako pierwszy udowodnił, że delegalizacja jest oparta na filarach z uprzedzeń rasowych i lęków zamkniętych umysłów, po nowoczesne analizy społeczeństw, które zalegalizowały dostęp do konopi. Praktycznie wszystkie badania jednoznacznie wskazują na to, że konopie są zdecydowanie zdrowszą opcją od alkoholu, mają bardzo wiele zastosowań medycznych, a legalizacja ich nie sprawia, że ludzie palą więcej.
Koncepcja legalizacji staje się coraz popularniejsza. Swój projekt legalizujący mają już Niemcy, którzy planują zezwolić na posiadanie do 25 g suszu, do trzech żeńskich roślin kwitnących oraz na istnienie klubów konopnych, które mogłyby hodować konopie dla swoich członków. Tej zimy w Szwajcarii ruszył program pilotażowy zezwalający miastom na eksperyment z legalizacją rekreacyjnych konopi. Od przełomu stycznia i lutego 400 mieszkańców Bazylei może legalnie nabywać marihuanę. Co pół roku będą jednak musieli przechodzić ustalone badania. Dla biorących udział w programie dostępnych jest sześć produktów z konopi – cztery rodzaje suszu oraz dwa rodzaje haszyszu. Koszt jednego grama to około 40 zł, miesięcznie można kupić maksymalnie 10 g. Program ma potrwać trzy i pół roku z możliwością przedłużenia. Latem do akcji legalizacyjnej dołącza Zurych, największe miasto Szwajcarii.
To wszystko brzmi pięknie, ale mam jedno pytanie. Po co tak kombinować? Gdy wyjdę z mojego mieszkania, wychodzę wprost na sklep nocny 24/7, nikt nie sprawdzi mi licencji na zakup, ile i jaki alkohol kupuję, jak często, i nie zmusi mnie do robienia sobie badań. Dlaczego tu nie może być tak samo? Skąd pomysły na te mocne regulacje podczas legalizacji, jeśli mogę kupić, ile litrów chcę jednego z najbardziej uzależniających narkotyków?
Wydaje mi się, że znam na te pytania odpowiedź. Składają się na to dwa czynniki: są to odrealnienie i lęk przed utratą wpływów. Liczący się politycy to ludzie zwykle starsi niż młodsi, którzy zajmują się tym od lat. Działalność polityczna i zaliczanie kolejnych urzędów podczas kolejnych kadencji sprawia, że takie osoby coraz mniej żyją w społeczeństwie, a coraz bardziej w toksycznej społeczności partyjnej, z której ciężko zobaczyć, jak żyją prawdziwi obywatele. Takie osoby od lat mają styczność wyłącznie z podobnymi sobie ludźmi ze struktur partii politycznych. To straszna bańka, do której nie dociera to, jak żyją ludzie. Do takich osób przekaz na temat konopi dociera jako coś nieznanego i kontrowersyjnego, rzadko kto chce ryzykować swoje wpływy na rzecz tego, żeby lobbować za narkopolityką. Rzadko który poseł chce brać na siebie kwestię legalizacji, bo wywołuje ona skojarzenia, które wpływają na image i doklejają łatki. To wszystko sprawia, że mimo społecznych nacisków takie osoby nie pozwolą na to, by konopie stały się normalnym produktem leżącym na półkach. Muszą przyjąć bezpieczną i asekuracyjną pozycję w debacie na ten temat, co sprawia, że wymyśla się bizantyjskie przepisy dotyczące konopi.
Z jednej strony można mieć nadzieję, że w końcu rządy zauważą, że legalizacja konopi ma w gruncie rzeczy same plusy, co pozwoli na ułatwienie i rozszerzenie przepisów. Jednak sądzę, że może to również ostatecznie zakończyć debatę o legalizacji.
Jednak nie wybrzydzajmy, w Polsce tysiące osób jest zatrzymywanych pod zarzutami posiadania niewielkich ilości suszu. To duży stres, a dodatkowo często skaza na życiorysie. Potrzebna jest legalizacja lub choćby dekryminalizacja, bo uważam, że barbarzyństwem jest skazywanie na pobyt w zakładzie karnym ludzi, którzy tylko robili z własnym zdrowiem to, na co mieli ochotę.
A z okazji 20 kwietnia, międzynarodowego dnia palaczy marihuany, życzę zmiany głupiego prawa i wszystkiego zielonego.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.