Kilka tygodni temu do gabinetów weterynaryjnych w całej Polsce zaczęły trafiać koty z objawami neurologiczno-oddechowymi. Dziesiątki zwierząt nie przeżyło choroby. Na kociarzy padł strach. Co będzie z ich pupilami? Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach orzekł, że przyczyną jest grypa, by po dwóch tygodniach uściślić, że wykryło szesnaście przypadków zakażenia kotów wirusem H5N1, czyli wirusem grypy ptasiej. Ta odmiana grypy jest groźna dla człowieka.
Tylko tym przypadkom śmierci kotów zawdzięczamy informację, że wirus mógł pochodzić z mięsa drobiowego zakupionego w sklepach. Wykryli go naukowcy z Krakowa i Gdańska. Jak informuje Gazeta Wyborcza, zespoły naukowe prowadzone przez prof. Krzysztofa Pyrcia, dr. hab. Macieja Grzybka i dr. Łukasza Rąbalskiego wykazały obecność wirusa H5N1 w próbkach mięsa dostarczonych przez panią Magdę z Chełmka (Małopolskie). Pani Magda kupiła piersi kurczaka w jednym ze sklepów dużej sieci handlowej. Podała je kotu, który zrobił się senny, apatyczny i wkrótce, mimo opieki weterynaryjnej, zdechł. Właścicielka kupiła dwa opakowania mięsa i w obu wykryto obecność wirusa. „Nasze wyniki mówią o obecności wirusa w jednej z pięciu dostarczonych próbek mięsa, które otrzymywały chore koty. Na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie stwierdzić, skąd on się wziął w mięsie i czy był źródłem zakażenia kotów, czy dostał się on tam właśnie od chorych zwierząt. Biorąc jednak pod uwagę ryzyko związane z przeniesieniem wirusa nie tylko na zwierzęta, ale i na ludzi, na pewno jest to trop, który wymaga gruntowego sprawdzenia. To już zadanie dla służb weterynaryjnych i nadzoru sanitarnego” – mówił Gazecie Wyborczej prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog.
Na te doniesienia histerycznie zareagowało ministerstwo rolnictwa, organizując stosowną konferencję transmitowaną przez TVN24, na której spora grupa polityków i specjalistów głośno krzyczała: to manipulacja! „Jesteśmy przeciwko podważaniu jakości polskiego drobiu” – oświadczył podsekretarz stanu w MRiRW Krzysztof Ciecióra. „Do ubojni trafia tylko zdrowy drób” – nerwowo podkreślał główny lekarz weterynarii Paweł Niemczuk. „Materiał, który znalazł się w próbce, mógł trafić ze środowiska” – powiedział Stanisław Winiarczyk, dyrektor Państwowego Instytutu Weterynarii. Na konferencję ściągnięto nawet prof. Krzysztofa Pyrcia, choć zdalnie, który wprawdzie nie potwierdził, że koty zakażają się wirusem ptasiej grypy A/H5N1 poprzez skażone mięso pochodzące z drobiu polskiego, ale potwierdził, że w mięsie wirusa znaleziono. Jednocześnie eksperci z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego ustalili, o czym informuje Wyborcza, że jedną z najbardziej prawdopodobnych przyczyn zakażenia kotów wirusem H5N1 jest pokarm, a konkretnie surowe mięso. Główny Lekarz Weterynarii stwierdził, że wyniki badań wskazują jako przyczynę zakażenia zwierząt wirus wysoce zjadliwej grypy ptaków A/H5N1.
„Absolutnie nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo. Nie ma zagrożenia dla konsumentów. Informacje, że wirus znajduje się w surowym mięsie drobiowym, są niesprawdzone. To manipulacja, swoista próba podważenia jakości polskiego drobiu” – irytował się na konferencji Ciecióra. Mimo zapewnień ministra podjęto prewencyjne działania, by zapobiec wystąpieniu grypy u ludzi. Właściciele i opiekunowie zakażonych kotów zostali objęci nadzorem epidemiologicznym. Na razie tylko oni.
Skoro mięso jest bezpieczne, a koty zdychają, bo się zaraziły gdzie indziej, zastanawiające jest pytanie, po co ta cała konferencja? Te nerwowe pokrzykiwania, zaprzeczenia, protesty? Przecież one, zamiast uspokoić społeczeństwo, przyniosły tylko dziesiątki nowych pytań bez odpowiedzi i powiększyły niepokój, bo na ptasią grypę, którą można zarazić się od teoretycznie zdrowego mięsa drobiowego, umierają także ludzie.