Warszawski ratusz rusza z kampanią „Nie rób drugiemu, co Tobie niemiłe” i nie chodzi tu o życzliwość, a o niestawianie się pacjentów na umówione wizyty lekarskie. Bo, jak podają urzędnicy, w 2022 roku w miejskich przychodniach i szpitalach nie odwołano łącznie 297 274 wizyt, które zostały wcześniej umówione w ramach ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, leczenia stomatologicznego, opieki psychiatrycznej czy rehabilitacji leczniczej. Do tego trzeba doliczyć 35 tysięcy terminów niewykorzystanych w ramach konsultacji w przychodniach przyszpitalnych i prawie 260 tysięcy nieodwołanych wizyt w przychodniach miejskich. „Chcemy uświadomić mieszkańcom i mieszkankom Warszawy, jak duża jest to skala. 300 tysięcy nieodwołanych wizyt to tylko dane z naszych podmiotów leczniczych z zeszłego roku, które dotyczą 9 miejskich szpitali i sieci przychodni. Mamy nadzieję, że dzięki kampanii i uświadomieniu mieszkańcom i mieszkankom ogromu skali nieodwołanych wizyt, osoby, które nie mogą przyjść na umówioną konsultację, odwołają ją, a z tego terminu będzie mógł skorzystać inny pacjent” – mówi Renata Kaznowska, zastępczyni prezydenta Warszawy w TVN24. Ratusz apeluje o zmianę tych niechlubnych statystyk. „Wystarczy zadzwonić i odwołać umówioną wizytę lub zmienić jej termin” – twierdzą urzędnicy. Oczywiście można zadzwonić, o ile da się dodzwonić, a to już nie jest takie pewne.
Jest jeszcze druga strona tego problemu, czyli ilość lat niezbędnych na dostanie się do specjalisty. Bo, dajmy na to, na termin wizyty u endokrynologa dziecięcego w Centrum Zdrowia Dziecka czeka się 1009 dni, czyli prawie trzy lata. W tym kontekście stwierdzenie: „zaplanowałem/łam wizytę u lekarza o 10.15 za trzy lata” nabiera innego znaczenia. Bo przez te trzy lata może wydarzyć się wszystko, łącznie z tym, że dziecko dorośnie (choć to można przewidzieć), albo raczej wejdzie w tryby leczenia prywatnego, czyli odpłatnego. Inny przykład, weźmy pomoc psychologa czy psychiatry w Narodowym Centrum Onkologii, na którą zapisany terminalnie chory na raka pacjent czeka 6 miesięcy (3 miesiące, jeśli wizyta jest bardzo pilna). Ten chory zwolni miejsce, bo nie dożyje, a tabelka urzędnika zanotuje nieodwołaną wizytę oraz brak życzliwości. Osobiście czekałem na wizytę u okulisty 2,5 roku. Gdybym w tym czasie oślepł, nawet przez myśl nie przeszłoby mi dzwonienie i odwoływanie wizyty. I kto w tej sytuacji byłby niemiły? Ja, ponieważ nie zadzwoniłem, czy system, który doprowadził mnie do kalectwa? Na to pytanie urzędnicy nie udzielają odpowiedzi.
Przez lata oczekiwań na termin może wydarzyć się wiele rzeczy. Może coś wypaść, co trudno było przewidzieć przed trzema laty – wówczas faktycznie telefon jest na miejscu, a można zwyczajnie po latach czekania zapomnieć. Faktem pozostaje też, że trudno odwołać wizytę, do której się nie dożyło.