Przemysław Czarnek ma rację. Jesteśmy inwigilowani na każdym kroku. Błąd w jego rozumowaniu polega na tym, że uważa to za dopuszczalne.
Minister Edukacji Przemysław Czarnek stwierdził w wypowiedzi dla TVN24, że komisja do spraw inwigilacji jest niepotrzebna. „Inwigilacja? Jak szukamy butów, chcemy je kupić w internecie, to mamy przez następne kilka dni oferty butów. Jesteśmy ciągle inwigilowani w świecie internetu i powszechnego dostępu do internetu” - przekonywał minister. „O jaką inwigilację chodzi? Ja jestem przekonany, że mój telefon też jest przez kogoś słuchany. Ja zawsze zachowuję się tak, jakbym był podsłuchiwany, i to zdecydowanie ułatwia życie” - dodał. Trzeba mu przyznać trochę racji. My naprawdę przez cały czas jesteśmy inwigilowani.
Według Shoshany Zuboff, autorki książki „Wiek kapitalizmu inwigilacji”, kapitalizm nadzorujący „jednostronnie żąda ludzkiego doświadczenia jako darmowego surowca do przetłumaczenia na dane behawioralne, [...], wprowadzane do zaawansowanych procesów produkcyjnych znanych jako 'inteligencja maszyn' i przetwarzane w produkty przewidujące, co zrobisz teraz, wkrótce i później”. Twierdzi ona, że te nowe kapitalistyczne produkty „są przedmiotem obrotu na nowym rodzaju rynku, który nazywam behawioralnymi rynkami kontraktów terminowych.”
Potężne korporacje spod znaku wielkiej czwórki dążą do przewidywania i kontrolowania zachowań. Ekonomia pasożytuje na naszych zainteresowaniach, emocjach, uczuciach i podporządkowuje je globalnej architekturze modyfikacji behawioralnych.
Każdy nasz kontakt z internetem tworzy strumień danych, z którego bez żadnego nadzoru korzystają wielkie przedsiębiorstwa. Mogą być one wykorzystane przez te firmy do poprawy doświadczeń użytkownika poprzez dostarczanie mu informacji, które zostały pozyskane podczas jego poprzedniej aktywności w sieci. Firmy sugerują w ten sposób czym jest zainteresowany. System teleinformatyczny może na tej podstawie wywnioskować wiele rzeczy o osobie, które wykraczają daleko poza warunki użytkowania. Wystarczy dodać, że my, ludzie, oceniamy się w kilku płaszczyznach: wysoki, niski; ładny brzydki; mądry, głupi... Facebook w tym czasie ocenia nas w stu.
Można tego dokonać na wiele sposobów poprzez zastosowanie algorytmu, który analizuje informacje. Niebezpieczeństwo kapitalizmu nadzoru polega na tym, że platformy i firmy technologiczne roszczą sobie prawo własności do prywatnych informacji, ponieważ mają do nich swobodny dostęp, traktując prywatne doświadczenia jako „surowiec” dla fabryk danych. Oznacza to, że faktycznie reklamy, także butów Czarnka, są specjalnie kierowane personalnie do nas. Nie dlatego, że ktoś tak to zaplanował, ale dlatego, że współpracują z naszym środowiskiem i nawykami. To trochę tak, jak ze sprzedawcą z osiedlowego sklepu, który bez pytania podaje ci ulubione pieczywo zanim o nie poprosisz. To już prosta droga do wpływu na nasze działania, decyzje zakupowe, ale także polityczne. To z tego powodu Zuboff mówi o Google jako o „pionierze kapitalizmu nadzoru”. Te firmy nie robią tego dla naszej wygody. One przeliczają nasze uczucia na pieniądze. Autorka sugeruje, że te działania pozostawione bez nadzoru mogą zmienić naturę człowieka XXI wieku, tak jak wczesny XIX wieczny kapitalizm.
Minister Czarnek do tego miejsca miał rację. Jesteśmy inwigilowani na każdym kroku, a nasze uczucia są sprzedawane i kupowane. Shoshana Zuboff, jednak ciągle podkreśla, że działania korporacji technologicznych odbywają się „bez nadzoru”. Ten zwrot jest kluczowy także w sprawie Pegasusa. Tego minister już nie rozumie (albo udaje głupszego niż jest).
Wielkie firmy i platformy technologiczne żerują na nas. Nie czujemy tego, nie boli nas to, ale powinniśmy o tym wiedzieć. Każde kliknięcie myszki, każde naciśnięcie klawisza przeliczają na pieniądze, które wąskimi strużkami spływają do ich banków. To jest złe, tym bardziej, że prawie nie płacą za to podatków. Jednak podsłuchiwanie konkretnych osób, badanie ich działań i uzyskiwanie możliwości manipulowania dowodami w sprawach sądowych albo postępowaniach prokuratorskich, to jednak krok dalej. Działanie jest niby podobne: zbieranie danych. Ale wpływ na demokrację zupełnie inny. To nie są buty, które kupimy lub nie, tylko potencjalne manipulowanie elektoratem i mechanizmami demokratycznymi, czyli nieuczciwe przejęcie władzy. Tak jak powinniśmy, jako społeczeństwo, nadzorować jakie dane spływające do potentatów technologicznych, tak powinniśmy wiedzieć czy i w jakim celu podsłuchują nas służby. Nie musimy tego sprawdzać osobiście, to nawet byłoby niebezpieczne, ale są upoważnione organy państwa, takie jak sądy czy NIK (być może także inwigilowana), do tego powołane. Tego minister Czarnek kompletnie nie pojmuje.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.