Seks to w Polsce temat tabu. O seksie, mimo że uprawiają go prawie wszyscy dorośli ludzie, mówić nie wypada. Temat jest tak problematyczny, że z własnymi dziećmi mającymi 13–14 lat na ten temat rozmawia zaledwie 14% rodziców. Dowodzą tego badania przeprowadzone na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Z tych samych badań wynika, że 42% uczniów jest niezadowolonych z poziomu edukacji szkolnej. Oznacza to, że uczniowie oczekują tej wiedzy, oczekują większego zaangażowania rodziców i instytucji edukacyjnych w jej poszerzaniu.
Wiedza uczniów pochodzi więc z niesprawdzonych źródeł. Czasem dowiadują się czegoś od rówieśników, czasem obejrzą film pornograficzny, a czasem podsłuchają dorosłych albo usłyszą od katechety. Owocuje to nagromadzeniem mitów, półprawd i zwyczajnych bzdur, które nigdy nie powinny trafić do ich głów.
– Bzdury, które dzieci uważają za prawdę są nieprawdopodobne – opowiada mi pewna wolontariuszka-seksedukatorka, która pracuje w domach dziecka (nie podam jej nazwiska, bo to przy rządach sami wiecie kogo mogłoby być dla niej i jej pracy zwyczajnie niebezpieczne). – Dzieciaki opowiadają o możliwości zajścia w ciążę po użyciu ręcznika, którym wycierał się chłopak, czy podczas uprawiania seksu w trakcie pełni, ale także o tym, że w ciążę nie zachodzi się, gdy seks uprawiamy w pozycji stojącej, gdy jest uprawiany w trakcie menstruacji, albo gdy w trakcie stosunku na pępku umieści się czosnek. Za metodę antykoncepcyjną uważają wypicie szklanki ciepłego mleka, ale także płukanie pochwy Coca-colą po stosunku. Mało, nic nie wiedzą o fizjologii. Twierdzą na przykład, że połknięta sperma może wypłynąć z moczem i stać się przyczyną zajścia w ciążę. To nie są żarty – mówi moja rozmówczyni – oni naprawdę tak uważają. Młodzi ludzie, z którymi rozmawiam, nie mają pojęcia, że seks musi odbywać się za zgodą, a nie pod przymusem, nie wiedzą nic o molestowaniu ani wykorzystywaniu seksualnym. O tym, że zachowania homoseksualne są normalne i część ludzi tak ma nawet nie wspominam, bo wiele z tych dzieci twierdzi, że można się nimi zarazić i że można je leczyć. Świadomość płci to dla nich w ogóle tabula rasa. Tymczasem minister edukacji Przemysław Czarnek, dla którego edukacja seksualna najwyraźniej też jest tabula rasa, stwierdził w Polskim Radiu, że edukatorzy seksualni, wspierani przez takie osoby jak posłowie Platformy czy Lewicy, robią wodę z mózgu dzieci. Twierdzi, że to jest podłe, bo „jak się dziecku robi wodę z mózgu, to później powinno się brać odpowiedzialność za te wszystkie próby samobójcze, za problemy psychologiczne dzieci, bo one wynikają właśnie z tego, że dzieci są demoralizowane przez ludzi, których my nie chcemy wpuszczać do szkoły”.
Minister edukacji wydaje się być wyraźnie przeciwny seksowi i seksualności w ogóle. Problem jednak polega na tym, że wbrew jego rojeniom o „niewiastach cnotliwych”, dzieci muszą wiedzieć kilka rzeczy o seksie i powinien być to znacznie szerszy zakres materiału, niż udało się opanować w 45-letnim życiu profesorowi Przemysławowi Czarnkowi.