Niemcy

W co gra kanclerz Scholz?

Nie minął tydzień od napaści Rosji na Ukrainę, a kanclerz Olaf Scholz zapowiedział wielki zwrot („Zeitwende”) w polityce rosyjskiej Niemiec. Strategię swojej poprzedniczki Angeli Merkel, z ideą udemokratycznienia i usieciowienia Rosji, zastąpił marsowymi zapowiedziami: przyłączenia się do sankcji Zachodu, w tym nałożenia embarga na rosyjskie kopaliny, dozbrojenia Bundeswehry i wysłania broni Ukrainę. Na razie Niemcy nie zrezygnowali z importu ropy i gazu, codziennie napełniając wojenną kasę Putina sumą 400 mln euro.

Prof. Arkadiusz Stempin
Foto: fsHH | Pixabay

Z marszu, jak wysondował podczas ekstra szybkich podróży w róże części globu minister gospodarki Robert Habeck, nie da się zastąpić rosyjskich surowców czy to gazem z Norwegii i Holandii, łupkowym z USA, czy skroplonym z Kataru. Opcja uniezależnienia energetycznego od Rosji pozostaje jednak w mocy, zamieniając się w długofalową. Do końca tego roku w przypadku ropy, do końca 2024 roku w przypadku gazu.

W tych dniach jednak to trzeci aspekt najbardziej przykuwa wzrok. I na razie również zamyka się w przysłowiu: Z dużej chmury mały deszcz. W obliczu inwazji Rosji na Donbas rośnie presja na kanclerza, by Ukrainie dostarczyć sprzęt wojskowy i to ciężkiego kalibru. W grę wchodzą czołgi Marder i Leopard, wozy pancerne Gepard i Fuchs oraz broń artyleryjska. Tylko uzbrojenie Ukrainy po zęby czyni klęskę ofensywy Putina możliwą.

Scholz przed Wielkanocą i zaraz po świętach wyjaśniał, że Bundeswehra nie posiada aż tyle ciężkiego sprzętu, by z marszu uzbroić nim Ukrainę, nie nadszarpując przy tym zabezpieczenia własnego kraju. Czy Scholz przypadkiem nie koloryzuje? Zdania ekspertów i wojskowych są w tej sprawie podzielone. Do obrońców stanowiska kanclerza najbardziej przemawia okoliczność, że Bundeswehra od zjednoczenia Niemiec stała się niechcianym dzieckiem każdego rządu i permanentnie cierpiała na  niedoinwestowanie. Były zastępca dowódcy Bundeswehry generał Markus Lauben­thal uważa nawet, że 100 z 400 czołgów typu Marder, jakie posiada Bundeswehra i jakich publicznie zażądał od Niemiec ambasador ukraiński w Berlinie, nie można bez szkody dla obronności kraju przekazać Ukrainie. Dla przeciwników stanowiska kanclerza kluczowa jest z kolei inna okoliczność, a mianowicie, że Niemcy są, było nie było, czwartym eksporterem broni na świecie.

Tymczasem kanclerz zaoferował Ukrainie do końca roku 2 miliardy euro, za które rząd w Kijowie sam kupi sobie ciężki sprzęt. Drugi deal polega na zastąpieniu przez Niemcy, w tym momencie chodzi konkretnie o Słowenię, postradzieckich czołgów T-72, które powędrują na Ukrainę. W zamian Słowenia otrzyma Leopardy. Czołgi T-72, jeszcze z zasobów byłej armii jugosłowiańskiej, mogą z marszu, bez przeszkolenia, zostać użyte przez ukraińskich żołnierzy. Wreszcie niemieccy wojskowi wyszkolą żołnierzy ukraińskich w zakresie obsługi systemów obrony przeciwpancernej Panzerhaubitze 2000, które Ukrainie dostarczyła Holandia.

Mimo to na kanclerza spada grad krytyki, i to z własnych szeregów. Przoduje koalicjant z Partii Zielonych, jeszcze do niedawna silnie pacyfistycznej, w tej chwili zajadle antyputinowskiej. Zachowawcza postawa kanclerza nie podoba się samym Niemcom. Według sondażu prestiżowego magazynu „Der Spiegel” dwie trzecie z nich uważa, że kanclerz nie posiada kwalifikacji przywódczych. Scholz, typ małomównego, ale solidnego, więc hiper-ostrożnego urzędnika z Hamburga, politycznie socjalizował się w przyjaźnie wobec Rosji nastawionej SPD z jednej, i z taktycznie współpracującą z Rosją Putina Angelą Merkel, z drugiej strony. A jak mawiał doyen polskich felietonistów doby PRL Stefan Kisielewski, z każdego psa wyhodowanego pod szafą musi wyrosnąć jamnik. I Scholz jest takim jamnikiem. I przemilcza prawdziwy powód swojej hiper-ostrożności. Całkiem więc możliwe, że najlepszego wyjaśnienia postawy kanclerza dostarcza polityczny doradca byłej kanclerz Merkel, generał Erich Vad, który sugeruje, że dostawy ciężkiej broni z Niemiec dla Ukrainy mogłoby otworzyć na oścież drzwi do trzeciej wojny światowej. Argument, który jednak traci na znaczeniu w świetle dostaw ciężkiej broni chociażby z USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Holandii, krajów bałtyckich czy Czech. Broń z USA jest dostarczana w ciągu 48 godzin. W pakiecie z wyszkoleniem w jej obsługiwaniu.

„Problem z bezpośrednim dostarczeniem broni na Ukrainę znajduje się w Urzędzie kanclerskim”, twierdzi czołowy polityki Partii Zielonych Anton Hofreiter. To tłumaczyłoby pasywność kanclerza i jego najbliższego otoczenia z SPD. Wbrew stanowisku koalicjantów z Partii Zielonych, Partii Wolnych Demokratów, a nawet sporej części własnej socjaldemokratycznej bazy. I potwierdzałoby tezę nieśmiertelnego Kisielewskiego. Kunktatorsko wysocjalizowany Scholz nie rzuci więc jako szef najprężniejszego gospodarczo kraju w Unii Europejskiej rękawicy bandycie z Kremla. Nie chcąc tracić twarzy, będzie się jednak zasłaniał wymówkami i szukał rozwiązania kwadratury koła.

Rzeczywista przyczyna ostrożności kanclerza i jego socjaldemokratycznego otoczenia wynika z obaw przed zakręceniem kurka z gazem przez Kreml, jeśli Niemcy zdecydowałyby się na bezpośrednie dostawy ciężkiej broni dla Kijowa. I nie chodziłoby bynajmniej o marznących w nieogrzanych mieszkaniach Niemców. Ale już brak dostaw gazu do największej gospodarki Europy skutkowałoby przerwami w produkcji przemysłowej, a finalnie recesją i inflacją. Dwoma demonami, które w latach 1930. wygenerowały Hitlera. Ale w ramach takiej logiki Ukraina ciężkiej broni od Niemiec nie dostanie.  


Przeczytaj też:

Anuszka już rozlała olej

Decyzja Kim Dzong Putina o „uznaniu niepodległości” separatystycznych tworów na wschodzie Ukrainy to zarazem dobra i zła wiadomość.

Niemiecka potęga i niemoc

Dla niemieckich elit dużo większym zagrożeniem niż Rosja są obywatele Niemiec, którzy buntują się przeciwko obostrzeniom pandemicznym. Przeciwko nim ściągane są armatki wodne i pojazdy opancerzone. Rosja może natomiast liczyć u niemieckich władz na wsparcie dyplomatyczne i sabotowanie pomocy wojs...

„Zła” Merkel

Polska polityka niemiecka i unijna za chwilę musi obyć się już bez dyżurnej „złej” Merkel. 

Czy Putin szantażuje hakami unijnych polityków?

Zadziwiająca opieszałość i jawna niechęć niektórych państw UE w okazaniu pomocy Ukrainie każe wręcz zadać pytanie: jakie materiały kompromitujące i na kogo spoczywają w kremlowskich sejfach?

Rosyjska schizofrenia Europy. Gaz czy wspólnotowe wartości?

Od kilku tygodni jesteśmy świadkami rozdwojenia unijnej jaźni, którą wywołuje stosunek do Rosji. To kolejny przykład szybko postępującej dezintegracji Zjednoczonej Europy. Pod wpływem partykularnych interesów konsumentów gazu wali się fundament demokratycznych wartości, a Unia traci


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę