Zadziwiająca opieszałość i jawna niechęć niektórych państw UE w okazaniu pomocy Ukrainie każe wręcz zadać pytanie: jakie materiały kompromitujące i na kogo spoczywają w kremlowskich sejfach?
Kanclerz Olaf Scholz wspiera Kijów tylko dobrym słowem. W praktyce blokuje zakupy uzbrojenia, których Ukraina chce dokonać w niemieckich koncernach. Za gotówkę! Dla przypomnienia, Niemcy zajmują piąte miejsce na liście Top-10 największych eksporterów broni. Według corocznego raportu SIPRI (Sztokholmski Instytut Badań nad Pokojem), ubiegłoroczna sprzedaż niemieckiego uzbrojenia osiągnęła rekordową wartość. Kontrakty opiewają na kwotę 9,35 mld euro. Największym odbiorcą śmiercionośnego eksportu jest Egipt. Na kolejnych miejscach znalazły się USA, Holandia oraz Singapur.
Egipt zamówił w Berlinie fregaty oraz jakże potrzebne Ukrainie systemy obrony przeciwlotniczej. Kair jest aktywną stroną konfliktów w Libii i Jemenie. Na własnym terytorium (Półwysep Synaj) prowadzi regularne walki z islamistami.
Otwarte zaangażowanie militarne Egiptu nie przeszkadza Scholzowi realizować kontraktów zbrojeniowych podpisanych jeszcze przez rząd Merkel. Z drugiej strony, czynna obrona przed rosyjską napaścią jest formalnym powodem odmowy dostaw niemieckiego uzbrojenia dla Kijowa. Hipokryzja?
Oczywiście, ale także coś więcej. Dlaczego, kierując się taką samą zasadą nieuzbrajania państw prowadzących wojnę, niemiecki rząd nie zablokuje dostaw dla Egiptu, przeznaczając już wyprodukowaną broń na ukraińskie potrzeby? Byłoby to logiczne. Ukraina broni przecież UE i NATO, a więc Niemiec przed rosyjskimi hordami.
Równie zagadkowe stanowisko zajmuje Francja, która na topowej liście eksporterów broni zajmuje premiowane trzecie miejsce, z 11% udziałem w globalnym rynku. Tymczasem, obchodząc krymskie sankcje, francuskie koncerny z potężnym udziałem własnościowym państwa zmodernizowały rosyjskie czołgi, myśliwce i śmigłowce bojowe, które dzisiaj masakrują ukraińskich cywilów.
W chwili największego niebezpieczeństwa dla Europy od II wojny światowej, Berlin oferuje ukraińskiej armii posowiecki chłam, który podczas próby użycia zabije więcej obrońców niż rosyjskich bandytów. Natomiast Paryż wysyła w miarę nowoczesną broń przeciwpancerną we wstrząsającej ilości 300 sztuk.
Jeśli do przeciwników zaostrzenia sankcji, a także większego wsparcia Ukrainy, doliczyć Austrię, Holandię, Luksemburg, Cypr i Węgry, otrzymujemy prorosyjską koalicję 7 z 27 państw UE. To potężne lobby, które rozbija europejską solidarność, czyli fundament, na którym zbudowano Unię. Chodzi także o demokratyczne wartości, których pełne gęby mają deputowani Parlamentu Europejskiego. O co zatem chodzi w rzeczywistości?
Architekt berlińskiej polityki wobec Rosji, podobnie jak Scholz członek SPD, Egon Bahr stworzył kanon postepowania obowiązujący niemieckie elity władzy bez względu na barwy partyjne.
- W polityce nie chodzi o obronę demokracji, ani praw człowieka, tylko o narodowy interes – nauczał Bahr.
Fakt, że prorosyjska grupa państw rzekomo Zjednoczonej Europy jest zależna od Moskwy energetycznie, to tylko wierzchołek góry lodowej. Prawda opiera się na przerażającym aksjomacie: im szybciej Ukraina padnie, tym prędzej można będzie powrócić do robienia przerwanych, na szczęście tylko chwilowo, interesów z Putinem. A wówczas gaz znowu popłynie rurociągiem Nord Stream-2.
W grę wchodzi również ochrona gigantycznych inwestycji włożonych w Rosję. Najbardziej zaangażowana kapitałowo Francja liczy straty w dziesiątkach miliardów euro, co na marginesie tłumaczy częstotliwość telefonicznych rozmów Macrona z Putinem.
Tylko naiwny uwierzy, że ich tematem są korytarze humanitarne z Mariupola. Czyżby? Gdy wiedza o konsekwencjach rosyjskiej polityki Sarkozy, Hollanda i obecnego prezydenta dotrze do Francuzów, Macron może pożegnać się z reelekcją. A wybory prezydenckie już za dwa tygodnie.
W tym miejscu docieramy do meritum. Nie bez przyczyny Joe Biden zapowiedział z Warszawy walkę z korupcją polityczną. Przez uprzejmość nie dodał przymiotnika „europejską”, ale to ją miał na myśli.
Modnym tematem mediów są związki europejskiej skrajnej prawicy z Moskwą. Takie relacje są niezaprzeczalnym, powszechnie udowodnionym faktem. Tyle że kampania dekonspiracji wymierzona w jedno skrzydło europejskiej polityki ma także inne zadanie. Chroni prawdziwych pożytecznych idiotów Kremla.
To nie skrajna prawica, tylko mainstreamowe elity rządzą Zachodem. Władzę sprawują chrześcijańscy demokraci, liberałowie oraz socjaldemokraci i socjaliści. W ich gestii leżała i leży polityka wobec Rosji. Także gospodarcza, a więc energetyczna oraz zbrojeniowa.
Ile wstydliwych kontraktów i umów politycznych o niejawnym charakterze zawartych przez prezydentów, premierów i ministrów państw UE skrywają kremlowskie sejfy? Ile kompromitujących opinii, poglądów czy niepisanych porozumień udokumentowały mikrofony i kamery rosyjskich służb specjalnych? Putin gościł wszystkich wielkich Europy.
Wreszcie ile udokumentowanych przypadków korupcji, i tej politycznej, i tej finansowej, a na wskroś osobistej, skrywają szuflady biurka rosyjskiego zbrodniarza?
To jest prawdziwa broń atomowa Putina, która może wysadzić w powietrze całą Europę. Czy strach przed ujawnieniem takiej wiedzy jest najsilniejszym bodźcem unijnych elit hamujących obronę przed Rosją? Czy ceną za milczenie Kremla będzie zgoda na rozbiory Ukrainy?
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.