Niemcy

Niemiecka potęga i niemoc

Dla niemieckich elit dużo większym zagrożeniem niż Rosja są obywatele Niemiec, którzy buntują się przeciwko obostrzeniom pandemicznym. Przeciwko nim ściągane są armatki wodne i pojazdy opancerzone. Rosja może natomiast liczyć u niemieckich władz na wsparcie dyplomatyczne i sabotowanie pomocy wojskowej dla Ukrainy.

Hubert Kozieł
Foto: Karlheinz Pape / Pixabay

Postawa Berlina wobec kryzysu ukraińskiego powinna wyleczyć wszystkich ze złudzeń na temat roli jaką Niemcy odgrywają w relacjach międzynarodowych. Już dużo godniej zachowała się autorytarna Turcja. Ona przynajmniej dostarcza Ukrainie nowoczesną broń i ostrzega Putina przed wojennym awanturnictwem. Tymczasem Niemcy blokowali dostawy uzbrojenia dla Ukraińców, stawali okoniem wobec sankcji przeciwko Nord Stream 2 i od lat namawiają Kijów do kapitulacji wobec bandytów z Doniecka. Kiepsko na ich „dobrych radach” wyszedł Petro Poroszenko, poprzedni prezydent Ukrainy. Śmiać mi się więc chce, gdy czytam mądrości różnych „realistów” o tym, że powinniśmy porzucić „niepewny” sojusz z Waszyngtonem i Londynem, a swoje bezpieczeństwo oprzeć wyłącznie na Berlinie. Niektórym się wydaje, że wciąż mamy rok 1939, a oni sami są reinkarnacją Władysława Studnickiego… Prawda jest taka, że Niemcy nie mają woli stawiania oporu rosyjskiej agresji. Są wręcz bardzo wyrozumiali wobec imperializmu Putina. Nadal bowiem postrzegają Europę Wschodnią jako Europę Drugiej Kategorii, jeśli nie Azję Środkową. Nawet jednak gdyby bardzo chcieli bronić wschodniej flanki NATO, to ich siły zbrojne nie podołałyby temu zadaniu. Są po prostu zbyt małe i za bardzo zaniedbane przez polityków z Berlina. Złośliwi mówią, że jedynymi zdolnymi do boju elementami Bundeswehry są istniejące wewnątrz niej komórki neonazistów oraz islamskich fundamentalistów. Kilka lat temu doszło tam nawet do zawiązania nacjonalistycznego spisku, którego uczestnicy planowali w ramach powtórki z operacji „Walkiria” uśmiercić kanclerz Merkel. Ot, uroki dojrzałej demokracji…

Germanofile oburzą się pewnie na „bluźnierstwa” miotane przeze mnie na tzw. sojusznika zza Odry. „Przecież Niemcy mają prawo realizować własne interesy!”. Oczywiście, że mają. Ale realizują je w najgłupszy możliwy sposób. Widać to choćby w danych gospodarczych. „Ogromny” rosyjski rynek wchłania jedynie 2 proc. niemieckiego eksportu. Niemcy sprzedają na Węgry więcej towarów niż do Rosji. Rynki państw Wyszehradzkiej Czwórki przyjmują pięć razy więcej dóbr z RFN niż Rosja. Federacja Rosyjska odpowiada też za mniej niż 2 proc. niemieckiego importu. Import ten to zaś w ogromnym stopniu ropa i gaz. Niemcy sprowadzają z Rosji około 40 proc. potrzebnego im gazu i są najlepszym klientem Gazpromu w Europie. I sami zdecydowali o tym, że się jeszcze mocniej od tego paliwa uzależnią. Obydwoma gazociągami Nord Stream ma płynąć z Rosji do Niemiec rocznie ponad dwa razy więcej gazu, niż Niemcy kupili od Rosjan w 2020 r. Gaz jest im oczywiście potrzebny do zielonej transformacji gospodarki. Jak bowiem niektórzy pamiętają, kanclerz Angela Merkel po katastrofie w japońskiej Fukushimie zdecydowała o stopniowym wyłączaniu niemieckich reaktorów nuklearnych. Zapewne bała się, że na Bałtyku powstanie wielkie tsunami, które uszkodzi elektrownie położone setki kilometrów od morza. W wyniku jej decyzji została w RFN zarżnięta gałąź energetyki, w której Niemcy miały wcześniej wiele sukcesów. Gałąź produkująca bezemisyjną i tanią energię. Niemcy próbowali później napiętnować energetykę jądrową również w całej Europie, tak by się nie opłacało różnym Polaczkom budować własnych reaktorów. W ramach zielonej transformacji wygaszane mają być też elektrownie węglowe. A ponieważ chińskie wiatraczki i panele fotowoltaiczne czasem nie działają podczas silnych mrozów, to gaz ziemny jawi się jako ratunek przed energetycznym lockdownem. Dziwnym trafem wcześniej blokowano w wielu krajach UE wykorzystywanie technologii szczelinowania hydraulicznego do wydobycia gazu łupkowego. Technologia ta uczyniła z USA energetyczną potęgę, ale jak widać Europejczycy są na tyle bogaci, że mogą płacić za gaz tyle, ile Gazprom zażąda. Zwykli Niemcy będą mieli dzięki temu wyższe rachunki. Ale berlińskich władz zwykli Niemcy nie obchodzą, tak samo jak Ukraińcy. Obchodzi je tylko wzniosła wizja meblowania Europy na niemiecką modłę.


Przeczytaj też:

„Zła” Merkel

Polska polityka niemiecka i unijna za chwilę musi obyć się już bez dyżurnej „złej” Merkel. 

Ostrzeżenie od ostatniego króla Polski

Prorosyjska postawa dużej części niemieckich elit jest zaskoczeniem dla międzynarodowej opinii publicznej. Nikt się tego nie spodziewał? Ja nie jestem zaskoczony. Niemiecko-rosyjski mezalians polityczny twa od wieków i nie ma powodów, żeby obie strony chciały ten związek zerwać. Historia nieustan...

Nie bójmy się Putina, tylko samych siebie

W ostatnich dniach Zachód ściga się w deklaracjach wspólnego poparcia dla Ukrainy zagrożonej rosyjską agresją. Politycy UE powtarzają jak mantrę: – W przypadku ataku Moskwę czekają bardzo poważne konsekwencje. Nic jednak nie wskazuje, że Kreml potraktował ostrzeżenia poważnie.  

Rosyjska schizofrenia Europy. Gaz czy wspólnotowe wartości?

Od kilku tygodni jesteśmy świadkami rozdwojenia unijnej jaźni, którą wywołuje stosunek do Rosji. To kolejny przykład szybko postępującej dezintegracji Zjednoczonej Europy. Pod wpływem partykularnych interesów konsumentów gazu wali się fundament demokratycznych wartości, a Unia traci


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę