Tak się dziwnie złożyło, że akurat w 2018 r. mocno zaostrzono w tym stanie przepisy dotyczące zakupów broni automatycznej. Wydłużono okres oczekiwania na pozwolenie, zwiększono też wymogi dotyczące nauki obchodzenia się z bronią. Wydawać by się mogło, że to sprawa marginalna. Kto przecież trzymałby w domu broń automatyczną? W USA jednak miłośników legalnego posiadania takiej broni jest sporo. Przestępcy nigdy nie są więc pewni, czy na przykład nie włamują się do domu kolesia, który chętnie ją wypróbuje na żywym celu. Zaostrzenie przepisów dotyczących broni automatycznej jest więc wysłaniem sygnału do przestępców, że mogą mniej się bać. Jeśli towarzyszy temu bardziej lewicowa polityka karna, to bandzior może odetchnąć z ulgą. Wszak pojawia się duża szansa, że zostanie wypuszczony z aresztu za śmiesznie niską kaucją. A jeśli jeszcze dochodzi do radykalnych cięć personelu policyjnego, to hulaj dusza, piekła nie ma! W stanie Waszyngton na 1000 mieszkańców przypada średnio 1,36 policjanta. To najniższych wskaźnik w całych USA. Liczba policjantów w ostatnich latach tam malała. Rosła za to liczba ataków przeciwko nim. W 2022 r. skoczyła o ponad 20 proc., do 2375. Dwóch funkcjonariuszy zginęło na służbie. A to może wskazywać, że bandyci poczuli się tam pewniej.
Co robią więc władze stanu Waszyngton? Zwiększają finansowanie policji? Zaostrzają politykę karną? Nie. One ograniczają praworządnym obywatelom możliwość obrony przed przestępcami. Wierzą bowiem w mit mówiący o tym, że ograniczenia w posiadaniu broni palnej skutecznie wyeliminują problem strzelanin. Tymczasem według danych Crime Prevention Research Centre 97,8 proc. masowych strzelanin, do których doszło w latach 1950–2018, wydarzyło się w miejscach, w których obowiązywał zakaz noszenia broni palnej. Jak widać, przestępcy i szaleńcy nie przejmują się takimi administracyjnymi zakazami.