„Dzisiejsza decyzja Sądu Najwyższego jest bezpośrednim atakiem na Czarnych ludzi. Żadna Czarna osoba nie będzie w stanie odnieść sukcesu w systemie opartym na zdolnościach. I dlatego potrzebujemy programów opartych na akcji afirmatywnej” – zatweetowała niejaka Erica Marsh. Sądząc po zdjęciu profilowym, biała blondynka. W opisie jej konta twitterowego czytamy: „Dumna demokratka, była organizatorka polowa na rzecz wyboru Prezydenta Bidena, wolontariuszka w Fundacji Obamy (Ona/Jej)”. Choć sprawia ona wrażenie progresywnej demokratki, to jej argument o tym, że „żadna Czarna osoba” nie jest w stanie odnieść sukcesu w oparciu wyłącznie o swoje zdolności, jest argumentem stosowanym również przez działaczy Ku Klux Klanu.
No cóż, Klan był też kiedyś organizacją blisko związaną z Partią Demokratyczną. Było tak do lat 60., czyli do podpisania przez prezydenta Lyndona Johnsona Ustawy o Prawach Obywatelskich. Johnson uzasadniał jej podpisanie względami wyborczymi. – Teraz Czarnuchy będą na nas głosować przez 100 lat – rozbrajająco szczerze stwierdził. Równouprawnieniu obywatelskiemu Afroamerykanów towarzyszył wówczas wysyp programów społecznych mających ich uzależnić od demokratycznych administracji. Jednym z tych programów była akcja afirmatywna, polegająca na dawaniu punktów za pochodzenie rasowe przy przyjmowaniu na studia. Ten program miałby nawet sens przez dekadę czy dwie, o ile towarzyszyłaby mu poprawa standardów edukacji podstawowej i średniej wśród czarnej społeczności. Do takiej poprawy jednak nie doszło. Nauczycielskie związki zawodowe zadbały o to, by standardy nauczania w szkołach publicznych znacznie się obniżyły. Jednocześnie przemysł rozrywkowy (tradycyjnie sympatyzujący z demokratami) zaczął promować wśród Afroamerykanów toksyczne wzorce kulturowe. Pokazywał, że fajnie jest być gangsterem czy alfonsem. Partia Demokratyczna jakby się sprzysięgła, by Czarni pozostali w gettach.
Punkty za pochodzenie tworzyły Afroamerykanom iluzję postępu. Wskazywały, że nie muszą się oni starać, by zdać egzaminy z dobrym wynikiem, bo wystarczy, że mają odpowiedni kolor skóry. To był przejaw instytucjonalnego rasizmu uderzającego nie tylko w Białych, ale również w Azjatów. Dobrze więc, że ten relikt z lat 60. trafi tam, gdzie jego miejsce – na śmietnik historii.