Owi czarni policjanci zatrzymali Nicholsa podczas kontroli drogowej. Nie wiadomo, czym im podpadł, ale stłukli go jak piniatę. Najbardziej szokujące w tej sprawie jest to, że cały incydent był nagrywany kamerkami zamocowanymi do ich mundurów. Katowanie Nicholsa można było więc obejrzeć z kilku różnych ujęć. Na wszystkich z nich widać było szokujący przykład nieprofesjonalnego i pełnego brutalności zachowania policjantów. Wielu komentatorów zbaraniało, bo nie mogło już wyjaśnić tego barbarzyństwa „rasizmem”. Wszyscy uczestnicy zabójstwa Nicholsa byli bowiem czarni. Nie można było z nich zrobić białych suprematystów. No, chyba że Netflix kiedyś obsadzi w ich rolach białych aktorów…
Incydent z Nicholsem pokazał, że problemem policji w USA (i wielu innych krajach) nie jest wcale rasizm. Jest nią poczucie bezkarności i zbandycenie. Zatarcie granic pomiędzy stróżem prawa i bandytą. Nie dotyczy ono tylko szeregowych „krawężników”, ale też funkcjonariuszy elitarnych agencji, takich jak FBI, DEA czy ATF. W 1993 r. agenci ATF spalili żywcem kilkadziesiąt osób podczas oblężenia siedziby sekty Davida Koresha w Waco w Teksasie. Zginęły tam dzieci, a oni robili sobie później pamiątkowe zdjęcia w ruinach spalonego miejsca zbrodni. Nie spotkała ich za to nawet nagana służbowa. Media nie potraktowały ich jak białego policjanta, który miał nieszczęście zostać nagrany podczas podduszania naćpanego George’a Floyda. Zresztą owemu białemu policjantowi pomagali koledzy, policjant Azjata i czarny funkcjonariusz. Przemoc policyjna ma jak widać wielorasowe oblicze.