Biednie wyglądający Latynosi kręcący się w pobliżu domów przedstawicieli establishmentu ze Wschodniego Wybrzeża musieli być niepokojącym widokiem dla mieszkańców tych posiadłości. Niektórzy z nich wzywali policję. Inni odkrywali w sobie narodowo-socjalistyczną duszę. – To tak jakby brał swoje śmieci i rozrzucał je po różnych miejscach kraju – stwierdził proimigrancki (!) aktywista Max Lefeld, sympatyk demokratów i zarazem współzałożyciel fundacji Casa Venezuela Dallas. CNN oskarżała gubernatora DeSantisa o „handel ludźmi” – choć przecież on żadnego z tych imigrantów nie kupił, ani nie sprzedał. Po prostu zafundował im transport do bogatego, lewicowo-liberalnego zakątka Stanów Zjednoczonych, w którym ci imigranci powinni dostać wsparcie. Przecież pokojowy noblista Barack Obama ma tak złote serce, że mógłby się podzielić z tymi ludźmi swoim bogactwem lub pomóc im znaleźć jakąś dorywczą pracę. Imigrantom z Martha’s Vineyard dano jednak do zrozumienia, że są niepotrzebni. Wezwano Gwardię Narodową, by ich wyłapała i zakwaterowała w bazie wojskowej. Gdyby coś takiego zrobił Trump, to jeszcze przez wiele lat słyszelibyśmy wielkie jojczenie, że to „dosłownie ludobójstwo”. Jak robią to demokraci, to „walka z handlem ludźmi”.
DeSantis, trollując demokratów, wykorzystał lukę w amerykańskim prawie. Wysłani do Martha’s Vineyard imigranci dostali się co prawda na teren USA nielegalnie, ale prawo nie przesądza, że mają oni być z tego powodu zatrzymani. Mogą cieszyć się wolnością aż do rozpatrzenia ich sprawy przez sądy. W niektórych stanach, nazywanych „stanami-sanktuariami”, władze wręcz odmawiają współpracy z policją imigracyjną i nawet zapewniają nielegalnym imigrantom możliwość wyrobienia sobie dokumentów, takich jak prawo jazdy. Jak widać są jednak granice tolerancji dla imigrantów. Jeśli mieszkają sobie gdzieś w imigranckich dzielnicach, to jest to dla demokratów akceptowalne. Ważne, że są tanią siłą roboczą, a ich dzieci będą już głosować. Na działalność gangów związaną z rozszczelnieniem granicy już się przymyka oczy. Jeśli jednak imigrant pojawi się w dzielnicy zamieszkałej przez bogatych demokratów i przybędzie tam w innym charakterze niż hydraulik, ogrodnik czy służący, to niech się lepiej pilnuje. Mieszkają tam bowiem nietolerancyjny ludzie.