Dotychczas Trump mierzył się z oskarżeniami i zarzutami, które sprawiały wrażenie totalnie dętych. Najpierw nowojorska prokuratura oskarżyła tego starszego pana o to, że płacił gwiazdce porno za dyskrecję i że robił to z własnej kieszeni, zamiast z oficjalnego funduszu wyborczego. Później jakaś mitomanka pozwała go za zniesławienie. Trump przegrał z nią proces. Rozgrzany sąd uznał, że dopuścił się on strasznego przestępstwa, podważając wiarygodność kobiety, która nie potrafi sobie przypomnieć, kiedy została przez niego rzekomo zgwałcona w miejscu publicznym (za rzekomy gwałt jakoś go jednak nie skazano…). Teraz jednak specjalny prokurator wniósł przeciwko Trumpowi 37 poważnych zarzutów z Ustawy o Szpiegostwie. Zarzuca byłemu prezydentowi bezprawne przetrzymywanie tajnych dokumentów. Materiał dowodowy wygląda poważnie. W rezydencji Trumpa zabezpieczono bowiem około 30 tajnych dokumentów, dotyczących choćby planów wojny nuklearnej. Trump trzymał je m.in. w pudłach upchniętych w łazience. Były prezydent wcześniej bronił się, że dokumenty te zostały przez niego wcześniej odtajnione. Prokuratura dysponuje jednak nagraniem, na którym przyznaje on, że ich nie odtajnił i po zakończeniu kadencji nie miał prawa ich odtajniać. Z tej taśmy wynika również to, że Trump był świadomy, że są one „absolutnie tajne”. A mimo to chwalił się nimi przed znajomymi. Prokuratura bada też podobne incydenty z przeszłości. Jej uwagę zwróciła m.in. wypowiedź piosenkarza Kid Rocka o tym, że Trump pokazywał mu w 2017 r. „mapy Korei Północnej”. Wygląda więc na to, że ambasador John Bolton, były doradca Trumpa, miał rację, mówiąc, że Trump nie rozumie polityki zagranicznej i kwestii związanych z bezpieczeństwem narodowym. Były prezydent zachowywał się bardziej jak celebryta niż głównodowodzący. Jeśli więc z tego powodu trafi do więzienia, to sam jest sobie winien. Głupota o tak dużej skali powinna być karana.
Trump nie byłby sobą, gdyby nie uczynił z nowego oskarżenia politycznego show. Przed sądem na Florydzie zgromadziły się tłumy jego zwolenników. Sprzedawano tam pamiątki i zbierano datki na kampanię. Trump wygłosił ogniste przemówienie, a później pojechał do kubańskiej restauracji, gdzie odśpiewano mu „Happy birthday!”. Niezależnie od tego, jak mocne są oskarżenia przeciwko niemu, miliony Amerykanów postrzegają je po prostu jako polityczną vendettę i dowód na to, że zły, skorumpowany system chce zniszczyć niezależnego polityka. Amerykanie nie rozumieją, dlaczego prokuratura nie ściga równie gorliwie rodziny prezydenta Bidena czy małżeństwa Clintonów. Oni przecież też mają dużo „za uszami” – zwłaszcza w kwestii postępowania z tajnymi dokumentami. Poparcie dla Trumpa rośnie i wygląda na to, że republikańską nominację ma on już w kieszeni. Ma też poważne szanse na zdobycie reelekcji. Wzrosną one jeszcze mocniej, jeśli trafi przed wyborami do aresztu. Lepiej niech więc go Biden prewencyjnie ułaskawi, bo inaczej Trump sam udzieli sobie łaski, gdy znów zasiądzie w Białym Domu.