Niechybnie pojawi się po maju. Jak zwykle – miesiąc rozliczeń, walnych zgromadzeń akcjonariuszy i przygotowań do wakacji. Jedni szykują się na studia, inni mają intensywniej w pracy. To miesiąc z datą 4 czerwca. Jakże pamiętną i ważną przez wieki.
Zacznijmy od początku. Co się kiedyś w ten dzień wydarzyło? Podajmy za Wikipedią: w 774 r. – wojna Franków z Longobardami: Karol Wielki zdobył Pawię (Włochy). Potem mnóstwo ważnych wydarzeń, takich jak: 1764 r. – Sejm konwokacyjny powołał Komisję Skarbową Koronną, w 1896 r. – Henry Ford odbył premierową nocną jazdę przez Detroit swym pierwszym prototypem samochodu Ford Quadricycle z silnikiem na etanol, w 1926 r. – Ignacy Mościcki został zaprzysiężony na urząd prezydenta RP, a 20 lat później tego dnia Juan Perón po raz pierwszy został prezydentem Argentyny (biedna Argentyna...).
Oczywiście, dla polskiej nowożytnej historii najważniejszy był 4 czerwca 1989 r. Odbyła się wtedy I tura pierwszych po II wojnie światowej częściowo wolnych wyborów do Sejmu i całkowicie wolnych do Senatu, zakończonych miażdżącym zwycięstwem obozu Solidarności, który zdobył 99 na 100 mandatów senatorskich i wszystkie 161 mandatów poselskich przypadających kandydatom bezpartyjnym. Amen.
Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. W 1989 r. kandydowałem do Sejmu, byłem bardzo młody. Zdobyłem w miejscu, do którego przyjechałem zaledwie 8 tygodni wcześniej (Kielce), blisko 8 proc. głosów – to byłoby dużo nawet dzisiaj. Zdobyłem je głównie dzięki zaangażowaniu grupy młodych moich rówieśników, trochę dzięki swoim pomysłom, a także dlatego, że byłem bardziej radykalny niż kandydaci Solidarności, bardziej bezkompromisowy, byłem przecież od Moczulskiego z legendarnego KPN-u. No cóż, Opatrzność czuwała, bo nie zostałem posłem. Pewno bym tam tkwił do teraz. Byliśmy zaangażowani, pełni zapału, budowaliśmy nową Polskę bez komunistów i durnej gospodarki socjalistycznej, bez przewodniej roli partii, rozdawnictwa dla gawiedzi, długów nie do spłacenia, inflacji itp. No cóż, innym przyszło wdrożyć reformy i zmiany. Amen.
Po przegranych (dla mnie jako kandydata) wyborach ruszyłem do Stanów Zjednoczonych, żeby przygotować się na nadchodzące zmiany, nauczyć kapitalizmu, wolnego rynku, wolności i zarobić jakieś pieniądze na start w nowej Polsce. Miałem szczęście, że kiedyś rodzice zmusili mnie do nauki angielskiego (opierałem się, cierpiałem, ale im się udało). Wróciłem już za rządów Tadeusza Mazowieckiego i życie potoczyło się szybkim nurtem głównie w Polsce, ale na szczęście nie tylko.
Czerwiec 2023 r. spędzam paradoksalnie znowu w Nowym Jorku, który jest moim ulubionym miejscem. Patrzę na to piękne, dumne, szalone miasto, pełne naprawiaczy świata i zatwardziałych kapitalistów, pełne jeszcze większych drapaczy chmur i ciągle pełne bezdomnych śpiących na chodnikach (choć tych ostatnich mniej niż kiedyś). Pełne energii, pełne nowości – teraz przyjeżdżają tutaj szamani z Amazonii i uczą o zielonym świecie, proponują przeżartym ambicjami nowojorczykom spróbowanie ayahuaski. Może pomoże im odnaleźć spokój i sens?
A w odległej Polsce, jak kiedyś w odległej Argentynie, rodzimi peroniści u władzy (do tej pory Argentyna nie może się podnieść po tych eksperymentach): jedna partia rządzi, zaciąga niebotyczne długi i rozdaje pieniądze na lewo i prawo. Trwają igrzyska dla tłumów. Śmieszą jedynie memy o ruskiej rakiecie, która mogła przenieść głowicę atomową, a którą polscy nieudacznicy znaleźli po wielu miesiącach w lesie (przypomnę, że pełnoskalowa wojna w Ukrainie trwa już dobrze ponad rok). Reszta już nawet nie śmieszy.
4 czerwca opozycja zapowiada wielką demonstrację w Warszawie w obronie podstawowych wartości, żebyśmy nie byli drugą Białorusią. Ale jak naprawdę będzie ona wielka? Gdyby miała milion uczestników, to jest nadzieja, że po nieudacznikach na jesieni nie będzie już śladu. Ale jak będzie miło, wakacyjnie (ma być słoneczny weekend) i pięknie konformistycznie jak na „Titanicu”, to przyjdzie tylko parę tysięcy ludzi i szkodnicy zostaną na lata – jak peroniści w Argentynie. Taki kraj, taka karma. Potem to już chyba tylko rozbiory... Amen.
Ja w czerwcu 2023 r. w Nowym Jorku szkolę się do nowej roli. Na naukę ponoć nigdy nie jest za późno. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Do roli z AI ( sztuczną inteligencją) lub bez (bo to też temat na tzw. topie), roli mocno kreatywnej i na szczęście dalekiej od polskiej polityki i pięknego kraju nad Wisłą. Roli, która daje szanse na nowy oddech życia. Bo nie wystarczy żyć – trzeba oddychać pełną piersią, póki siła w nas!
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.