Armagedon w stolicy świata? Fikcja czy rzeczywistość? Scena z filmu fantastycznego czy realny świat? Niestety, to smutna prawda, choć tydzień zaczął się niewinnie.
W poniedziałek, 5 czerwca 2023 r., w ramach festiwalu Human Rights Watch obejrzałem brazylijski film „We are Guardians” („Jesteśmy strażnikami”). Jak wskazuje tytuł, to obraz o wycinaniu puszczy w Amazonii i próbach jej obrony. Niby wszyscy o tym wiemy, ale oglądanie tego na dużym ekranie poraża. Widok ogromnych, spadających, nielegalnie wycinanych przez brazylijskich biedaków 400- i 500-letnich drzew wywołuje dreszcze. Widzimy potem, jak trupy tych drzew elegancko trafiają do Stanów Zjednoczonych, Chin i Europy, a dalej zapewne do sklepów i naszych domów. Wszystko przyprawione korupcją i interesami, zarówno tymi lokalnymi, jak i międzynarodowymi. Jak się wycina duże drzewa, to spychacz załatwia przy okazji te mniejsze i krzewy. Potem ochoczo wchodzą plantatorzy soi lub hodowcy bydła. Tak wygląda śmierć dżungli. Skala tego zjawiska jest coraz większa, problem coraz poważniejszy, mapy satelitarne nie kłamią. Trzeba przecież zarobić dużo więcej pieniędzy. Są tam wprawdzie jacyś lokalni Indianie, którzy się sprzeciwiają, i są jacyś politycy, co krzyczą, ale słabo im to wychodzi. A zresztą kogo to obchodzi. Trochę aktywistów też krzyczy lub płacze – jak to robił choćby reżyser wspomnianego filmu w czasie spotkania z widzami. Ale liczy się tu i teraz, czyli zysk z tego nielegalnego procederu dużych firm i poszczególnych osób. Wszystko to jest finansowane przez znane i zacne międzynarodowe banki, bo skala jest tak duża, że opłaca się zaangażować kapitałowo i trochę też na tym zarobić. Bo w zasadzie po co nam te lasy? Tylko robaki i węże. Jako bonus dostaje się ziemię, w której są minerały, w tym ropa i gaz. I wtedy robi się naprawdę wartościowy biznes. Guardians malują sobie twarze i biegają po dżungli, ale jest ich mało i nie są wpływowi. Kiedy przyjadą na jakąś konferencję klimatyczną, to każdy chętnie robi sobie z nimi zdjęcie, bo są kolorowo ubrani, co oznacza, że dobrze będą promować profil na Instagramie. Ale generalnie na tym się kończy. Tzw. green washing nadal idzie na całego. No bo po co nam te lasy i to w dodatku tak daleko? We wtorek, 6 czerwca po południu, idąc na Dolnym Manhattanie, poczułem, że powietrze zaczyna po prostu śmierdzieć. W okolicy dawnych dwóch wież WTC rozejrzałem się z niepokojem. Na szczęście w pobliżu nic się nie paliło. Nie widać było straży pożarnej. A jednak coraz bardziej śmierdziało spalenizną. Odruchowo zajrzałem do iPhone'a i zobaczyłem, że wskaźnik jakości powietrza (AQI) wynosi 145. Cokolwiek to znaczyło, telefon z powrotem wylądował w kieszeni. Wieczorem dalej śmierdziało, aplikacja nadal podawała wartość 145. W hotelu sprawdziłem, co oznacza. Ups, ten wskaźnik trochę mnie przeraził, bo w Nowym Jorku przy zdrowym powietrzu wynosi on zazwyczaj 35. Wartość 50 to już dużo gorzej, ale jest akceptowalna. Ponad 100 to już stan niezdrowy, a bardzo niezdrowy zaczyna się po przekroczeniu 150. Pomyślałem, że mam jeszcze 5 punktów zapasu. Z tą myślą poszedłem spać, wspominając wyciętą dżunglę z wczorajszego filmu. Przyszła środa. Tego dnia na szczęście miałem zaplanowaną pracę zdalną. Wewnątrz budynku nie śmierdziało. O 14.32 zdecydowałem się jednak wyjść na lunch. Sprawdziłem wskaźnik: 179! Postanowiłem pospiesznie pójść do apteki, żeby kupić jakąś maskę. A tu wszystkie maseczki wyprzedane! Trudno, w końcu udało mi się ją kupić w zwykłym sklepie i skierowałem się w kierunku restauracji. Kiedy tam doszedłem, o 15.04 wskaźnik wynosił już 261. To już się chyba umiera? – pomyślałem. Kiedy wróciłem do domu w tej meganiewygodnej masce, o 16.26 poziom zanieczyszczenia powietrza wynosił 324 (!). Cieszę się, że miałem tę maskę, choć oczy bardzo piekły. Wyjrzałem z okna mojego apartamentu na 29. piętrze na Manhattanie i dosłownie nic nie zobaczyłem. O godzinie 17.20 na moim iPhonie wyświetliła się wartość 370 (!!!). Sprawdziłem w internecie, że wartość powyżej 300 oznacza „hazardous, health warning of emergency conditions”, czyli „niebezpieczny stan poważnie zagrażający zdrowiu”. Czyżby to już armagedon? I to wcale nie z amerykańskiego filmu, tylko w amerykańskim mieście, które jest przecież stolicą świata.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: redakcja@liberfor.pl
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.