Nigdy nie było tam łatwo: nierówności społeczne, niewolnictwo, wyzwania ze strony natury i polityki. Niemniej przez te 200 lat ukształtował się lepszy czy gorszy system demokratyczny, może nie doskonały, ale zawsze lepszy od bezwzględnej dyktatury. System, w którym nawet Kościół katolicki jako tako wygląda, wszak ciężko ekskomunikować każdą Brazylijkę i każdego Brazylijczyka. Księża muszą więc nosić swój krzyż, zakładając, że to nie będzie kraj świętych i uduchowionych.
W międzyczasie, po latach pokoju i prosperity, świat nam się pogubił. Nie mamy już zimnej wojny, mamy za to zwykłą wojnę konwencjonalną, z trupami na ulicach, torturami i deprawacją – mamy wojnę w Ukrainie. Rosja ostatnim (?) rzutem na taśmę próbuje przypomnieć światu, że jest imperium. Szkoda, że w tak prymitywny sposób.
Chiny oszukują cały czas w papierach i tylko już ślepcy nie widzą tej upadającej ekonomicznie potęgi. Czas komunistów wydaje się policzony, jeszcze ostatnio zajęli Hongkong, jeszcze ślinią się na widok Tajwanu, ale uratowanie dzieci Mao chyba już przerosło dożywotniego prezydenta Li.
Europa pogubiona jak zawsze – głowy w chmurach, rzeczywistość nie do końca widać, ciężko się zebrać tak licznej gromadce. Od czasu do czasu jakiś mini-Hitlerek odgraża się zaczepnie w tym czy innym kraju i buja tą łódką. Zatopić nie zatopi, ale wody trochę wpuści, butelkę szampana strąci i nieprzyjemny zapach po sobie zostawi. Cóż, często gorzej bywało w tym rejonie.
Afryka? Rozrodczość godna innych ważniejszych spraw, dzieci robią na potęgę. Jak to potem wyżywić? To już inny problem, zwłaszcza że watażkowie ukraść potrafią wszystko – wszak należy się tylko im, ich plemieniu.
Świat trudny jest i pełen zagadek i nie do końca zdefiniowanych dróg, bo nie wiemy, czy nie grozi nam – niektórzy uważają, że już trwa – III wojna światowa z nuklearnym zakończeniem, nowa wędrówka ludów z głodującej Afryki do rozbabranej Europy lub jakaś inna zaraza à la Covid-19. Niemniej tam na dole, na drugiej półkuli, za oceanem – jest nadzieja. Usadowiła się i zdefiniowała dwa wieki temu. Nadzieja wielka jak kontynent, z uśmiechniętymi optymistycznymi twarzami. Dla mnie ta nadzieja nazywa się Brazylia. I cieszę się, że tam jest i sobie na uboczu tego świata trwa już 200 lat.