– Come on Barbie, let"s go party – śpiewał filuternie Ken w nieśmiertelnym przeboju AQUY. Wykreowany w piosence „Barbie Girl” świat powróci niedługo na ekrany kin w filmowym hicie tego lata „Barbie”. Jak się okazuje, sprytni przedsiębiorcy potrafią zamienić ludzkie sentymenty do minionej młodości w prawdziwą żyłę złota. Kolekcja wzorowana na filmie „Barbie” w sieci sklepów Pepco wyprzedała się w jeden dzień, a na Vinted interes kręci się z 2,5-krotnym (!) przebiciem.
Prężnie działająca reklama zbliżającej się premiery sprawia, że czasem możemy odnieść wrażenie, iż cofnęliśmy się do 1997 roku, kiedy to świat oszalał na punkcie „Barbie Girl”. Różowymi plakatami upstrzone są miejskie autobusy, tramwaje, przystanki i witryny sklepów. Nawet ludzie, którzy kompletnie nie interesują się uniwersum kultowej lalki, doskonale już wiedzą, jaki film będzie święcił triumfy tego lata.
Przedsiębiorczy internauci świetnie też orientują się, które kolekcje będą najbardziej dochodowe. Ponieważ raczej nie zanosi się na adaptację serialową „Barbie”, to okazja do zarobienia kokosów na tym filmie zdarzy się tylko raz. Kolekcja Barbie jest już praktycznie niedostępna, a produkty prawdopodobnie nie wrócą na półki sklepowe. Fanki i fani Barbie, którzy nie zdążyli więc załapać się na upragnione, różowe towary, lamentują, ale obrotnym internautom w to graj. Wiedzą, że zdesperowani miłośnicy Barbie są gotowi zapłacić każdą cenę, aby spełnić swoje marzenia. Już teraz różowy szlafrok z kolekcji Barbie możemy nabyć na Vinted za jedyne 160 zł, a więc zapłacimy tam 2,5 razy drożej, niż musielibyśmy uiścić w tradycyjnym sklepie.
Czy takie praktyki konsumenckie to coś nagannego? Bynajmniej. Oczywiście nie da się ukryć faktu, że internetowi sprzedawcy z premedytacją wykorzystują chwilowy powrót mody na Barbie i podbijają ceny związanych z nią produktów, ale nie jest to w żaden sposób zakazane. Prawo nie widzi przeciwwskazań, aby nawet całą sklepową kolekcję wykupiła jedna osoba, która z inwestowania w aktualne trendy uczyniła sobie sposób na życie. Od wielu lat na takich samych zasadach funkcjonują inwestorzy, którzy fundamentem swoich działań uczynili np. klocki LEGO i wypuszczane przez ich producenta limitowane kolekcje. Każdy bowiem element, który przywołuje u konsumenta wspomnienia beztroskiego dzieciństwa, jest potencjalnym kluczem do obiecującego zysku i sukcesu oraz katapultą do napędzania konsumpcjonizmu.
A sama Barbie? W jej historii wbrew pozorom kryje się więcej treści niż tylko opowieść o oszałamiająco pięknej dziewczynie żyjącej w bajkowym, różowym świecie. To przecież Barbie – która notabene jest już stateczną matroną, gdyż pojawiła się na świecie w 1959 roku – przypomina nieustannie dziewczynkom na całym globie, że mogą same decydować o tym, kim będą w przyszłości. To ona pierwsza zaczęła wykonywać wszelkie możliwe zawody, podróżować po świecie i ratować ludzkość w stopniu nie mniejszym niż wszyscy męscy superbohaterowie. Oczywiście malkontenci zaraz wytkną lalce, że od dziesięcioleci promuje ona nierealne standardy kobiecej urody, przez co może doprowadzić niektóre swoje fanki nawet do stanu anoreksji. Cóż, w myśleniu jednak nikt drugiego człowieka nie zastąpi, a każdy ponosi indywidualną odpowiedzialność za swoje zdrowie. Załóżmy zatem chociaż na chwilę różowe okulary i cieszmy się tym przebłyskiem dziecięcego zachwytu, w jaki wprawiał nas kiedyś magiczny świat Barbie.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.