Debiut biografii jednej z największych gwiazd XX wieku na filmowym ekranie był jedynie kwestią czasu. Nie dziwi zatem fakt, że jeszcze w tym roku rozpoczną się zdjęcia do filmu opowiadającego historię życia Michaela Jacksona. Rodzi się jednak pytanie, na ile uczciwie ten obraz potraktuje niezwykle skomplikowaną i trudną osobowość artysty, a na ile będzie oderwaną od rzeczywistości laurką, stworzoną na potrzeby rodziny Jacksona i jego fanów? Na ile sprawiedliwie podejdzie też do tych osób, które muzyk mógł skrzywdzić?
Przyznam wprost: nie wierzę w niewinność Michaela Jacksona, jeżeli chodzi o kwestię stawianych mu zarzutów dotyczących pedofilii. Tak, już słyszę głosy oburzonych fanów, że przecież został on w 2005 roku uniewinniony przez sąd, a w ogóle to istnieje coś takiego jak zasada domniemania niewinności. Owszem, istnieje, a ja, jako osoba która ukończyła studia prawnicze, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nic nie poradzę jednak na to, że te akademickie, suche hasła w kontekście mężczyzny, który otwarcie przyznawał, że sypia w jednym łóżku z obcymi dziećmi, wydają mi się po prostu groteskowe, puste i nic nie znaczące. Zachowanie Jacksona wobec dzieci było przeciwieństwem niewinności. Nawet przy założeniu, że muzyk nie dopuszczał się względem nich nadużyć seksualnych (w co osobiście niestety nie wierzę), to gołym okiem dostrzec można szeroki wachlarz innego rodzaju krzywd, które nieletnim „przyjaciołom” piosenkarza mogło wyrządzić jego zaburzone zachowanie. Notoryczne sypianie obcego mężczyzny w jednym łóżku z dziećmi nie tylko narusza intymność i prywatność nieletnich, którzy potrzebują jej szczególnie mocno właśnie w okresie dojrzewania i kształtowania własnej płciowości oraz cielesności. To także uczenie dzieci wybitnie złych wzorców, burzenie zdrowych barier, jakie powinny istnieć w każdej (!) relacji pomiędzy niespokrewnionym dorosłym a dzieckiem – i wystawianie w ten sposób dzieci na ewentualną napaść ze strony innych dorosłych. Razi również inne wielokrotnie obserwowane i udokumentowane zachowanie Jacksona – wymienianie towarzyszących mu chłopców na „młodszy model”, gdy poprzednicy dorastali i przestawali być dla piosenkarza interesujący. Trudno wręcz wyobrazić sobie cierpienie młodego, kształtującego się dopiero emocjonalnie nastolatka, który z dnia na dzień uświadamia sobie, że jego największy dotychczasowy idol i „przyjaciel” nie darzy go już uczuciem i postanowił wymienić jak przedmiot, który się znudził. Poczucie odrzucenia, jakie przeżywali ci chłopcy, z pewnością zostawiło trwałe ślady na ich psychice – nawet jeśli ich ciała uniknęły doświadczenia nadużycia seksualnego. Dodajmy również, że zdrowiu psychicznemu najmłodszych z pewnością nie sprzyjało izolowanie od rodziców, opuszczanie szkoły i rówieśników (aby towarzyszyć Michaelowi w trasach koncertowych), czy nadmierne rozpieszczanie prezentami i luksusami. Wszystkie te praktyki Jacksona wobec dzieci zostały potwierdzone również przez tych chłopców, którzy zeznawali, że mężczyzna nie wykorzystywał ich seksualnie.
Do czego jednak zmierzam? Wszak Michael nie żyje i z pewnością nie zostanie już nigdy za nic ukarany, a jako wybitny ponad wszelką wątpliwość artysta ma przecież prawo do własnej filmowej biografii. Oczywiście nie widzę powodów, aby nie dyskutować o jego przebogatej twórczości i wielkim wkładzie w historię muzyki pop. Uważam jednak, że jeżeli wykraczamy poza ramy tematu jego artystycznej spuścizny i wchodzimy na grząski grunt życia prywatnego, to musimy robić to z pełną odpowiedzialnością i świadomością ciężaru czynów, jakich człowiek ten dopuścił się względem tych najbardziej niewinnych i bezbronnych: zakochanych w nim na zabój dziecięcych fanów, którzy dla swego idola byli gotowi na każde poświęcenie, a których zaufanie zostało w okrutny sposób nadużyte i wykorzystane. W ogólnoświatowej debacie na temat Jacksona bardzo brakuje takiego obiektywnego i trzeźwego spojrzenia na sylwetkę tej niezmiernie skomplikowanej persony. Nie jest to wyłącznie kwestią wyrazu szacunku wobec prawdy historycznej (jakby nie patrzeć, Michael Jackson jest już postacią historyczną). To także pole do ostrzeżenia rodziców i opiekunów, jak może działać pedofil. Wcale nie musi to być dzika bestia, która nagle wyskoczy z krzaków i brutalnie porwie dziecko. To może być człowiek kochany i podziwiany przez cały świat, na pozór delikatny i czuły przyjaciel dzieci, który podaruje im torebkę pysznych cukierków (albo i całe wesołe miasteczko, jeśli dziwnym trafem akurat będzie go na to stać. A rodzicom – po eleganckim kabriolecie). Wreszcie – ukazywanie Jacksona jako wiecznej ofiary, za którego osobiste problemy winni są wszyscy inni z otoczenia poza nim samym, jest nie tylko absurdalne i niezgodne z prawdą, ale też nieuczciwe i okrutne wobec jego ofiar i ich rodzin.
Oczywiście nie mam wątpliwości, że Michael Jackson był w dzieciństwie ofiarą swojego słynącego z upodobania do stosowania przemocy ojca i bezwzględnego środowiska. Z całą pewnością te wczesne, trudne doświadczenia odcisnęły się wyjątkowo silnym piętnem na artystycznej, wrażliwej psychice Michaela. Z ludzkiego punktu widzenia szczerze współczuję mu przeżycia ciężkiej traumy, która doprowadziła do pojawienia się w jego głowie tragicznych w skutkach zaburzeń. Nie można jednak czynów popełnionych w dorosłym życiu wiecznie usprawiedliwiać konsekwencjami wyniesionymi z dzieciństwa. Na takiej podstawie można by rozgrzeszyć większość przestępców. Każdy dorosły człowiek staje się odpowiedzialny za własne uzdrowienie. Michael Jackson miał dziesiątki lat, aby przeanalizować własny stan psychiczny i relacje z dziećmi, a także przepracować traumę. Dysponował środkami finansowymi otwierającymi mu na oścież drzwi do najnowocześniejszych terapii i najlepszych specjalistów. Wreszcie – miał wokół siebie kordony doradców, którzy, chociażby tylko z troski o publiczny wizerunek swojej „kury znoszącej złote jaja”, wręcz błagali go o zaprzestanie kontrowersyjnych kontaktów z dziećmi. Nie posłuchał żadnej z tych rad, a niewygodnych i niepotakujących mu we wszystkim pracowników po prostu zwalniał. Wybrał inną drogę. Dokonał wyboru, którego konsekwencji nigdy nie poniósł. Czy był wówczas świadomy wyrządzanej dzieciom krzywdy, czy też w swoim zaburzonym postrzeganiu świata uważał, że nic złego nie robi, a jedynie okazuje chłopcom w ten sposób miłość, której społeczeństwo nie akceptuje? Tego nie wiemy i raczej nigdy się już nie dowiemy. Trudno też oprzeć się wrażaniu, że w pewnym momencie Jackson zaczął świadomie wykorzystywać swoją pozycję ofiary, aby wzbudzić współczucie publiczności i osiągnąć zamierzone cele. Biorąc pod uwagę, jak do dzisiaj mnóstwo ludzi roni łzy na samą wzmiankę o „biednym” Michaelu, prześladowanym przez rodzinę, dziennikarzy, prawników, ubezpieczycieli, media, chciwych rodziców dzieci i w ogóle przez cały wszechświat można stwierdzić, że ta strategia manipulacji okazała się bardzo skuteczna. Ludzie zwyczajnie to kupili, jakby zapominając o tym, że być faktycznie ofiarą w dzieciństwie a świadomie pielęgnować i wykorzystywać ten wizerunek poprzez całe dorosłe życie – to dwa kompletnie różne zjawiska. A w bajecznie bogatym, potężnym oraz wpływowym celebrycie i do tego w bezwzględnym biznesmenie, otoczonym histerycznym kultem i wręcz religijną czcią przez miliony fanów doprawdy trudno ciągle widzieć bezbronnego i naiwnego małego chłopca.
Rozumiem oczywiście uczucia osób, którzy widzą w Jacksonie symbol swojej własnej młodości i kierowane emocjami, nie potrafią uwierzyć w jego winę. Nie chodzi tu zresztą o to, aby „biczować” zmarłego, spalić jego płyty i zakazać słuchania muzyki. Nazywajmy jednak rzeczy po imieniu i będąc świadkami zachowań ewidentnie niedopuszczalnych wobec dzieci, nie chowajmy głowy w piasek. Miejmy odwagę powiedzieć: tak, to był znakomity muzyk o wielkim talencie, ale też o równie ogromnych problemach psychicznych. Takiej postawy wymaga od nas zwykła uczciwość. Bądźmy świadomi tego, że dorosły mężczyzna, który wierzy że jest Piotrusiem Panem i musi zrekompensować sobie dzieciństwo sypiając z dziećmi, nie jest słodki i uroczy, tylko ciężko chory i powinien się leczyć. Na tym zresztą polegał dramat Jacksona. On potrzebował pomocy, leczenia i terapii, a nie ślepego uwielbienia i nieustannego, ogłuszającego i przyćmiewającego wszystko poklasku.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.