W przestrzeni imprez klubowych i festiwali zawsze pojawiają się substancje psychoaktywne. Żeby przyjmować je bezpiecznie (lub bezpieczniej), potrzebna jest świadomość zagrożeń. Na szczęście na imprezach pojawiają się partyworkerzy, którzy podzielą się wiedzą i pomogą, gdy coś poszło nie tak.
Partyworking, czyli praca wolontariacka na imprezach staje się w Polsce coraz bardziej popularna. Zajmuję się tym od kilku lat i uważam, że ta praca ma sens. Rośnie liczba organizacji, takich jak Społeczna Inicjatywa Narkopolityki (SIN). Na imprezach, zwłaszcza tych dużych, pojawiają się w coraz większej liczbie, ale temat jest nadal mało znany.
Uświadamianie ludziom zagrożeń związanych z zażywaniem narkotyków jest ważne, bo może ocalić ich życie. To właśnie dlatego ten typ pracy socjalnej jest taki ważny. Szczególnie w sytuacji, gdy za pośrednictwem popkultury substancje psychoaktywne zalewają mainstream, a co najbardziej ryzykowne – trafiają w ręce młodych osób. W czasach szeroko dostępnego Internetu nie obronimy ich. Niezależnie od tego, jak bardzo zaostrzymy wojnę z narkotykami i ile wydamy na wydziały antynarkotykowe policji, dostęp do substancji będzie równie łatwy.
Teraz nie trzeba nawet trafiać w szemrane towarzystwo. Można usiąść przed komputerem i wejść do Darknetu, skąd po zapłaceniu kryptowalutami dostaniemy wszystko. Kulturalnie i dyskretnie, za pośrednictwem poczty. Można też zeskanować kod QR w klubowej toalecie, na którym będzie link do targów na czatach internetowych. Tam wymiana odbędzie się bezkontaktowo, pieniądze zostawione w jednym miejscu, a towar w drugim. Nielegalne substancje psychoaktywne nie są tylko problemem nizin społecznych.
Niedawno skończył się Fest Festival, kilkudniowa impreza z dziesięcioma różnymi scenami i kilkudziesięcioma tysiącami uczestników. Nie był to tani festiwal. Kosztował 750 zł za czterodniowy karnet z polem namiotowym. Przy takiej cenie ciężko go uznać za zlot dresiarskiej patologii. Jednak mimo że event był przeznaczony dla osób raczej dobrze zarabiających lub z dobrych domów, mieliśmy ręce pełne roboty. W zaledwie dwadzieścia kilka osób próbowaliśmy uczyć ludzi, jak „bawić” się bezpieczniej, a potem zbieraliśmy tych, którym niekoniecznie się to udało. Przez cztery dni przeprowadziliśmy (oficjalnie) 1050 rozmów, jednak „młyn” przed stoiskiem był taki, że większość wolontariuszy nie miała czasu zaznaczać tego w tabeli. Tych rozmów było wielokrotnie więcej. Mówiliśmy o tym, jak dawkować preparaty, jakie mogą być konsekwencję różnych mieszanek, wspominaliśmy o bezpiecznym seksie, ale też o wszystkim, co interesowało naszych gości. Rozmowa nie była jedyną rzeczą jaką oferowaliśmy. Rozdawaliśmy również rzeczy potrzebne, by bawić się bezpiecznie. Zatyczki do uszu, jeśli ktoś czułby się zmęczony hałasem lub przebodźcowany. Gumy do żucia, przydatne przy zażywaniu różnych stymulantów, które mogą powodować szczękościsk. Sól fizjologiczną, potrzebną do płukania nosa po „wciąganiu kresek”. Rozdawaliśmy też wodę z elektrolitami lub magnezem, o tym, jak ważne jest nawadnianie się w trakcie, ludzie niestety zapominają. Nie piwo, ono nie wystarcza. Mieliśmy też owoce i słodycze, które oprócz tego, że smaczne, podnoszą poziom cukru.
Na każdym partyworkingu mamy ulotki opisujące działanie każdej popularnej grupy substancji. Można je wziąć do domu, by w krótkiej acz rzetelnej formie dowiedzieć się czegoś o zagrożeniach wiążących się z przyjmowaniem różnych narkotyków. Najważniejszą jednak ulotką jest „tabela miksów”, która pokazuje jakie substancje przyjmowane jednocześnie mogą stać się wyjątkowo niebezpieczne. Wolontariusze SIN udzielają wyczerpujących informacji o każdym z tych połączeń.
Fest Festival był największym dotychczas wydarzeniem artystycznym, na którym wolontariusze SIN działali na rzecz tego, żeby nikomu nie stała się krzywda. Pracowaliśmy na trzy zmiany – po 6 godzin. Pierwsze dwie były raczej edukacyjne, jednak końcówka drugiej i cała trzecia wiązały się z patrolowaniem imprezy. Chodziło o to, by znaleźć osoby, które mogły poczuć się źle. Tych, którym nie można było pomóc na miejscu, zabieraliśmy do naszych namiotów. Nie mówię o osobach, które umierały z przedawkowania w krzakach. O takich przypadkach, jeśli już się zdarzają (dzieje się to ekstremalnie rzadko), natychmiast informujemy ratowników medycznych. Chodzi mi osoby, które przeżywają „bad trip” po grzybach lub LSD – są zagubione, zmęczone lub przestraszone. Z takimi sytuacjami ratownicy medyczni kompletnie sobie nie radzą. W takich sytuacjach nie pomogą leki ani kroplówki, tu potrzeba „trip sittingu”. Jest to forma pomocy, która ma na celu zapewnienie osobie potrzebującej poczucia bezpieczeństwa i zwykłej rozmowy, która może często zdziałać cuda i zmienić straszny lot znowu w przyjemną fazę.
Nasze stoisko składało się z dwóch przestrzeni. W jednej edukowaliśmy na temat bezpieczeństwa na imprezie. W drugiej mieliśmy „Strefę Chillu”, w której można było odpocząć, porozmawiać i dostać opiekę doświadczonych trip sitterów. Również takich z profesjonalna wiedzą z zakresu psychologii i psychoterapii. Była to przestrzeń otwarta dla każdego, niezależnie czy potrzebującego pomocy, czy po prostu chcącego położyć się na kocu i pobawić się zabawkami. Rozłożyliśmy w niej plandekę izolującą od gruntu, mnóstwo koców, poduszek i zabawek. Mieliśmy kolorowanki z błyszczącymi naklejkami, piłeczki antystresowe ze świecącymi LED-ami, bransoletki, które przesuwane po ciele wywoływały złudzenie optyczne. Takie rzeczy są atrakcyjne dla osób pod wpływem narkotyków, szczególnie psychodelików. Pozwalają się skupić na czymś innym, niż złe odczucia. Panowała tam tylko jedna zasada: zakaz przyjmowania narkotyków w tym miejscu, również alkoholu. W godzinach nocnych spędzało tam czas co najmniej kilka osób jednocześnie. Ich stan był różny, jednak żadna nie wymagała profesjonalnej pomocy medycznej. Zwykle wystarcza krótka opieka, zainteresowanie. Bez takich osób jak my, wolontariusze SIN, potrzebujący często otrzymują tylko stygmatyzację i wyrazy pogardy od osób ze służby zdrowia. Niestety ratownicy nadal nie mają wystarczającej wiedzy na temat obchodzenia się z osobami po zażyciu substancji psychoaktywnych oraz są uprzedzeni do działalności partyworkerskiej. Powoli się to jednak zmienia.
Oczywiście nasza praca to na razie tylko kropla w morzu potrzeb, ale niezbędna o tyle, że partyworking może uratować nastrój, zdrowie, a czasem też życie. Ludzie zażywali substancje psychoaktywne, zażywają i będą zażywać. Od samych początków naszej kultury ludzkość zafascynowana jest kwestią odurzania się. XX i XXI w. sprawiły, że do obiegu trafiły nowe, nieznane wcześniej substancje, a co za tym idzie nowe zagrożenia. Jedyną rzeczą, która może je zażegnać, jest wiedza. Chcesz brać, to bierz, ale wiedz, jak to robić bezpiecznie.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.