Zawsze, kiedy słyszę, jak polscy politycy ścigają się na obietnice wyborcze, zastanawiam się, czy wiedzą, czym się kończy taki populizm? Czy wiedzą, że ten rodzaj demagogii jest starszy od chrześcijaństwa? Czy zdają sobie sprawę, że obietnice, choć początkowo dają władzę, niedługo później są rozliczane? Czasami bardzo brutalnie.
Władza wybieralna zawsze zabiegała o poklask poddanych. Dlatego, kiedy starożytni Grecy wymyślili demokrację, niemal automatycznie usankcjonowali rujnujące finanse publiczne rozdawnictwo. Ta swoista forma przekupywania wyborców nabrała szczególnego rozmachu w Imperium Rzymskim. W 133 r. p.n.e., pod szczytnym hasłem reform społecznych i zniwelowania ubóstwa, trybun ludowy Tyberiusz Semproniusz Grakchus wniósł pod obrady senatu projekt ustawy, który dzisiaj nazwalibyśmy bolszewicką reformą rolną. Z terenów zdobytych podczas wojny punickiej i z obszarów rolnych, które z różnych powodów zostały odebrane przez państwo prawowitym właścicielom, Tyberiusz postanowił przyznać każdemu obywatelowi 30 jugerów ziemi, co prawdopodobnie odpowiadało areałowi o powierzchni ok. 125 hektarów. Kiedy już trybun przeforsował ustawę w senacie, sam zasiadł na czele trzyosobowej komisji przydziałów. To, co na papierze wydawało się proste, okazało się w rzeczywistości niewykonalne. Grunty publiczne (ager publicus) często przecinały się niepodzielnie z prywatnymi. Okazało się, że mimo całkiem sprawnej administracji nie sposób dojść statusu prawnego ogromnych obszarów, o które najczęściej toczyły się spory o zasiedzenie. Dodatkowo ustawa wymagała od „obdarowywanego” wniesienia opłat za przyznany grunt oraz zakazywała jego odsprzedaży przez wiele lat. To zniechęciło do „reformy” klientów, jak nazywano najbiedniejszych obywateli rzymskich, a więc tych, którym Tyberiusz Grakchus obiecywał największą poprawę losu. Propozycja kolejnej populistycznej ustawy wniesionej przez Tyberiusza, postulującej nadanie obywatelstwa rzymskiego Italikom (nierzymskim mieszkańcom Półwyspu Apenińskiego), spowodowała, że dumni ze swojego statusu społecznego klienci wywołali zamieszki i zabili reformatora.
Jego młodszy brat, należący do stronnictwa popularów trybun Gajusz Grakchus, niewiele wyniósł z tej lekcji historii. Już w 123 r. p.n.e. spróbował zdobyć poparcie członków zgromadzenia ludowego (Concilium plebis), wprowadzając specjalny przywilej dla plebsu rzymskiego nazywany prawem zbożowym (lex frumentaria). Było to rujnujące dla skarbu republiki uprawnienie do zakupu przez wolnych Rzymian korca ziarna (łac. modius – 10,5 litra) po bardzo niskiej cenie – zaledwie 6,5 asa. Rozdawnictwo Gajusza Grakchusa i kilka innych ryzykownych dla interesów państwa projektów jego populistycznych „reform” doprowadziło do konfliktu trybuna z konserwatywnym stronnictwem optymatów stanowiącym większość w senacie republiki. W przeciwieństwie do wygłaszających demagogiczne obietnice popularów optymaci zdawali sobie sprawę, że tego typu programy socjalne nie tylko nie zniwelują ubóstwa, ale i doprowadzą imperium na skraj zapaści finansowej. Widząc w „polityce społecznej” Gajusza Grakchusa jedynie kosztowne dla państwa efekciarstwo, postanowili działać. Ostatecznie Gajusz Grakchus skończył jak jego brat. Nie chcąc zostać aresztowany, kazał swojemu niewolnikowi podciąć sobie żyły. 79 lat później Gajusz Juliusz Cezar postanowił w podobny sposób jak Grakchowie zdobyć sympatię ludu rzymskiego, forsując w senacie tzw. frumentację, czyli wydanie każdemu Rzymianinowi ok. 33 kg zboża miesięcznie. Oznaczało to rozdanie ok. 2,3 miliona ton ziarna rocznie. Stare patrycjuszowskie rody mogły tolerować podboje Cezara, ale nie tak kosztowny populizm. Podobnie jak Grakchowie za swoją nadgorliwość Cezar zapłacił najwyższą cenę. Czy ta lekcja ze starożytnego Rzymu czegoś nauczyła późniejszych przywódców Europy? Chyba nie, czego najlepszym przykładem była angielska ustawa o wspieraniu ubogich z 1601 r. (The Poor Relief Act, 1601). Zobowiązywała parafie do opieki nad osobami ubogimi, niepełnosprawnymi i starymi. Problem polegał jednak na tym, że bogatsze parafie miały więcej środków na pomoc, a zatem przyciągały biedaków z prowincji, tworząc nowe ogromne skupiska biedoty. Widząc, że ustawa jedynie pogłębiła pauperyzację, parlament uchwalił jej poprawkę, która tym razem zakazywała jakiejkolwiek pomocy osobom sprawnym w wieku od 18 do 50 lat. Tak oto rozdawcy zawsze zamieniali się w gnębicieli. Warto o tym pamiętać, słuchając licznych obietnic politycznych naciągaczy.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.